Strona Domowa Rodziny Mniszek Tchorznickich

Jan Mniszek Tchorznicki - ksiądz

Kurier Lwowski - rok 1888 nr 215 strona 5 (04.08)

Zamach skrytobójczy i rabunek.

W nocy na 30. lipca w Kukizowie pow. lwowskiego, nieznani złoczyńcy wdarli się do mieszkania tamtejszego proboszcza, ks. Jana Tchorznickiego, liczącego 85 lat i podczas snu zadali mu cztery rany w głowę, złamali mu dwa żebra, a — jak świadczą pozostałe na szyi znaki dusili go za gardło. Ks. Tchorznicki nie trzyma służącego, mieszka on samotnie na probostwie, położonera niedaleko dworu. Odzyskawszy dopiero nad ranem przytomność, nie wiedział ks. Tchprznicki, co się z nim w nocy stało; posługacz księdza, przekonawszy się o smutnym stanie jego, zawiadomił o "wypadku tamtejszego właściciela dóbr, p. Strzeleckiego, który natychmiast wysłał posłańca do Lwowa po lekarza, p. dr. Scbmida. Przybyła także sądowa komisja z lwowskiego sądu krajowego karnego, która skonstatowała, że zrabowano sędziwemu kapłanowi 80 zł. banknotami po 10 zł., a dalej zimowy ciemny surdut, w którym prawdopodobnie były ukryte wartościowe papiery.

Komisja sądowa uwięziła dwóch tamtejszych dworskich parobków; zrabowane dwa inne surduty i kapę znaleziono w tamtejszej otworem stojącej stajni. Na kilka dni przedtem otruto domowego psa ks. proboszcza. Był to już trzeci podobny napad na księdza Tchorznickiego; po drugim wyśledziła tutejsza policja sprawców we Lwowie, mianowicie zakwestjonowała u jednego ze złoczyńców staroświecki zegar, pochodzący z ówczesnego rabunku.

Kurier Lwowski - rok 1888 nr 235 strona 4 (24.08)

W sprawie morderstwa (próby przyp.red) popełnionego 30. lipc-a na proboszczu Kukizowa w pow. lwowskim, ks. Tchorznickim, wyjechała wczoraj na miejsce komisja sądowopolicyjna. Miano poczynić ważne odkrycia.

Kurier Lwowski - rok 1888 nr 239 strona 5 (28.08)

Usiłowane morderstwo w Kukizowie.

Kukizów jest to miasteczko między Kulikowem a Jaryczowem, należące do sądu powiatowego w Kulikowie. Długie lata był tam proboszczem ks. Tchorznicki, który uchodził za człowieka bardzo bogatego i dlatego kilkakrotnie był napastywany przez ludzi złej woli w swem mieszkaniu na probostwie. Gdy już wysłużył swoje lata, chcąc być pewniejszym życia i mienia, przyjął gościnę u państwa Strzeleckich, kolatorów swojego, kościoła. Tutaj umieszczono go w oficynie o 10 kroków odległej od dworu i za mierną cenę dawano mu cało utrzymanie. Od 4 lat było probostwo obsadzone innym' księdzem, ks. Tchorznicki zaś żył sobie spokojnie w Kukizowie. Tymczasem najwidoczniej nie zaginęła fama o jego pieniądzach, skoro z 29. do 30. lipca w nocy wykonano napad na niego. Znaleziono go srodze pokaleczonego w łóżku. Otrzymał on ze zbrodniczej ręki dwa cięcia, prawdopodobnie tępem nieco narzędziem w prawą i lewą skroń, następnie dość ciężkie uderzenia w ciemię, prócz tego na piersiach we środku widnieje ślad ciężkiego uderzenia i kilka żeber jest naruszonych. Pierwszego śledztwa skutkiem było , że uwięziono służącego, który przez dłuższy czas obsługiwał księdza i kilku ze służby dworskiej. Przesłuchania tych ludzi jednak nie doprowadziły do skutku.

Po tygodniu wysłano ze'Lwovva p. Spanga rewizora policji na miejsce. Począł on badać rzecz szczegółowo i wezwał pomocy prokuratorji państwa. Mieszkał on dziwnym zbiegiem okoliczności w tych samych oficynach, co ks. Tchorznicki, tylko w pokojach o ścianę odgraniczonych od tamtych. Kiedy zjechała komisja sądowa, zgłosiła pani Strzelecka, że ma w przechowaniu 80 tysięcy zł ., wartające papiery ks. Tchorzniekiego, które on jej dał do przechowania. Między papierami ks. Tch. znaleziono prócz tego około 60 tys. w gotówce i wartościowych papierach. Różne poszlaki złożyły się na to, że zeszłego tygodnia w piątek przyaresztowała prokuratorja syna pani Strzeleckiej, Aleksandra Strzeleckiego, pomimo, iż nie mieszkał w samym Kukizowie, lecz w Bouszowie, folwarku o ćwierć mili odległym od mieszkania księdza.

P. Spang pozostał w miejscu i czynił dalsze poszukiwania. Śledztwo sądowe, bardzo skrzętnie prowadzone przez pp. Kownackiego i Sumpera, wyświeci resztę szczegółów, których tutaj nie wolno nam wymieniać. Dość na tem, że wczoraj aresztowano matkę poszlakowanego p. Strzeleckiego, mężczyzny niespełna, 30 lat, starszą już wiekiem kobietę. Towarzyszyły jej do bram więzienia śladczego bliskie jej krewne.

Najważniejszy świadek tej całej sprawy, ks. Tchorznicki przychodzi do przytomności i da zapewne stanowcze w tej sprawie wskazówki. Kto wie nawet, czy jego zeznania nie spowodowały stanowczego zwrotu w dochodzeniach sądowych.

Kurier Lwowski - rok 1888 nr 241 strona 5 (30.08)

Zbrodnia W Kukizowie.

Zboczywszy w prawo z bitego gościńca w kierunku Jaryczowa, na pół mili przed nim, leży na falistym wzgórku miasteczko a właściwie wieś dziedziczna Kukizów, posiadłość Aleksandra Werszowicz Strzeleckiego. Kilkadziesiąt lichych chat wieśniaczych w rzędzie, lecz żadnej przy nich zieleni, drzew lub sadów, odarte i poszarpane karczmisko przy drodze, parę parterowych, niepokaźnych i wielce zaniedbanych budynków dworskich nad roległem bagniskiem, zarosłem szuwarem, oto miejscowość, która na każdym przykre sprawić musi wrażenie, mimo nader żyznych dokoła płynących pól i łanów. Dom mieszkalny, okolony ogródkiem i paru kasztanami, ma za sobą wystawioną murowaną szopę, na prawo parterowe oficyny, do których przylega przepyszny, lecz zapuszczony park o lipach, pamiętających czasy Sobieskiego, a tworzących aleje, które pasem do 400 kroków szerokim ciągną się ze dwa kilometry, granicząc z łąką, która należąc też do wsi Rudańce, przylega do samego folwarku Bouszowa, obecnej kawalerskiej rezydencji Aleksandra Strzeleckiego.

We dworze mieszkała sama Marja z Polanowskich Strzelecka, matka Aleksandra, osoba licząca lat 66, mająca pokojówkę, w oficynach zaś w dwóch izdebkach ks. Jan Tchorznicki, który wiodąc żywot odosobniony, służącego nie miał i trzymać go nie chciał. Staruszek 80-letni, przebywał w Kukizowie jako proboszcz 45 lat z rzędu, mieszkając na probostwie, i dopiero od lat trzech skorzystawszy z zaprosin dziedziczki przeniósł się na folwark, żyjąc w serdecznej przyjaźni jedynie z obywatelką, do której miał zaufanie.

Stosunek jego z Aleksandrem Strzeleckim był, we dług opowiadań włościan, nieco chłodniejszym, aczkolwiek proboszcz niejednokrotnie przychodził temu ostatniemu z pomocą pieniężną, wypożyczywszy mu na zwykłe rewersa sumę kilku tysięcy zł.

Uchodził on we wsi za człowieka zamożnego, posiada wieś Pijanowice w Samborskiem, a fama ta stała się powodem, że go kilkakrotnie okradano, a nawet przed trzema laty dokonano na nim napadu, którego sprawców wówczas nie wykryto. Prawdopodobnie okoliczność ta i ciągła obawa skłoniła księdza do szukania schronienia we dworze. Wiódł on żywot skromny i cichy, rzec można abnegacyjny, oszczędność posuwał do skąpstwa, lubo człowiekiem był uczynnym, względnym dla parafian, uważających go za dziwaka. Lubial samotność, nikogo do siebie nie zbliżał, a czas spędzał jedynie w mieszkaniu lub na przechadzkach. Dnia 29.lipca, w niedzielę, odprawił nabożeństwo w parafialnym kościółku, wieczorem pil herbatę w ogrodzie, przy której dotrzymywała mu towarzystwa sama tylko gospodyni, poczem w mieszkaniu swojem położył się na spoczynek, zaszczepiwszy drzwi na drewnianą zasuwkę, łatwo dostępną od dworu dla każdego. Nazajutrz nad ranem, parobek dworski znalazł drzwi jego otwarte, a wszedłszy do wnętrza, zobaczył zbroczonego krwią księdza na łóżku. Kałuża krwi na podłodze na środku pokoju, oraz dwie krwawe blizny na czole słabo oddychającego świadczyły, że dokonano na nim zamachu gwałtownego. Parobek zaalarmował ludzi i panią Strzelecką, która o wypadku (według zeznania) zawiadomiła niezwłocznie listownie syna w Bouszowie.

Młody dziedzic przybywszy na miejsce posłał do Lwowa posłańca po dr. Schmidta i zawiadomił o wypadku pisemnie prokuratorję państwa, podając, jako ks. Tchorznicki, cierpiący na epilepsję, prawdopodobnie w napadzie wypadłszy w nocy z łóżka ciężko się poranił i nikogo o jakąkolwiek zbrodnię nie podejrzywa poczem polecił podłogę umyć z krwawych plam.

Prokuratorja wysiała na miejsce komisję sądowolekarską, która przybyła do Kukizowa 3 Igo wieczór i bawiła tam dwa dni. Dr. Schmidt, dwaj lekarze sądowi Lukas i Gostyński i fizyk starostwa skonstatowali przy oględzinach bezprzytomnego wówczas księdza, rany na czole i piersiach, pochodzące od tępego narzędzia, gwałtownie zadane, a na podstawie zeznań Aleksandra Strzeleckiego, uwięziono parobków dworskich, Krajewskiego, Merunowicza i Lucia, których oddano sądowi karnemu, gdzie dotąd przebywają, kierując śledztwo pierwotnie przeciwko nim tylko. Dyrekcja policji wysiała na miejsce rewizora Spanga, który właściwe śledcze rozpoczął badania. Na podstawie licznych jego dostrzeżeń dochodzenie przybrało inny a wyraźny kierunek.

Zawiadomiona o rezultatach prokuratorja wysłała na miejsce sędziego śledczego Kownackiego i praktykanta sądowego Paparę. Gdy sędzia sprawdził osobiście wskazane poszlaki i przekonał się, że dowody Spanga były prawdziwe, rozpoczął śledztwo ze służbą dworską, co do najdrobniejszych szczegółów, dotyczących Strzeleckich w dniu owym krytycznym. Odbyto przedewszystkiem najściślejszą rewizję w mieszkaniu proboszcza. W szafie znaleziono listów zastawnych, talarów i dukatów holenderskich na sumę GO.000 zlr., w komodzie pod szufladą kilkaset dukatów, w starym obrazie zwiniętym w rulon 600 złr, w szufladkach biuika, w pudelku o podwójnem dnie 100 zlr., pod podszewką w starym cylindrze 300 złr., wiele kwitów od kuponów bankowych, oraz liczne ślady krwi po wszystkich szufladach, widocznie po dokonanym zamachu przetrząsanych.

Owej nocy napadu wyprawiał Aleksander Strzelecki u siebie w Bouszowie bankiet, podejmując do północy towarzystwo ze Lwowa, głównie oficerów i urzędników politycznych, nie zdołano dojść dotąd, ażali później wydalał się on z domu. Człowiek to młody, lat 30 liczący, właściciel trzech włości, przedstawiających wartość 300.000 złr., do połowy zadłużonych, prowadził zawsze życie nader hulaszcze, widziano go bardzo często w kasynie końskiem i tingl-tanglu przy ul. Fredry. Po owej smutnej nocy nie zmienił wcale trybu życia, bywał często we Lwowie i rozpoczął budowę nowego murowanego dworu, na który dość znaczne wydał już pieniądze.

Sędzia śledczy przygotowawszy w ten sposób materjal dowodowy, zażądał przybycia na miejsce prokuratora. Nazajutrz zjechał zastępca prokuratora p. Sumper, który strutynowawszy akta, zgodnie z zapatrywaniem sędziego śledczego, postawił wniosek o wytoczenie śledztwa Aleksandrowi Strzeleckiemu o zbrodnię rozbójniczego morderstwa i o aresztowanie tegoż. Udano się do Bouszowa, położonego tuż za parkiem i łąką. Przy rewizji wówczas odbytej, znaleziono również pewne poszlaki i sędzia wydal obwinionego w ręce komendanta posterunku żandarmerji Dyrdzińskiego, który tego wieczora w piątek 24. bm. odwiózł go do tut.sądu krajowego, gdzie przebywa w celi wraz z obwinionym o defraudację Żabką.

W dwa dni później, w niedzielę, złożyła p. Marja Strzelecka w ręce sędziego w listach zastawnych i obligacjach długu państwa 80.000 zlr., a później 600 złr. w talarach i dukatach, zeznając, że ks. Tchorznicki dał jej tę sumę do przechowania, a w razie śmierci jego, takową jej darował.

Rewizja następnie u niej przedsięwzięta nie dała żadnego rezultatu. W niedzielę aresztowano i ją także, na co była już przygotowaną i zarządzenie to przyjęła ze spokojem i rezygnacją. Kukizow opuściła w cztcrokonnym powozie w towarzystwie rewizora Spanga.

Na miejscu w Kukizowie bawią stale od dwóch tygodni sędzia Kownacki, praktykant Papara i ajent Spang, a zastępca prokuratora dojeżdża niemal codziennie. Śledztwo prowadzi się nader energicznie, a przesłuchiwanie świadków potrwają co najmniej jeszcze 10 dni. Rozprawa zatem główna przypadnie gdzieś w zimie.

Lekarze orzekli, że rany na czole księdza zadane są ręką słabą, prawdopodobnie kobiecą. Ks. Tchorznicki, staruszek o zapadłem żóhem obliczu, siwym włosie, twarzy okolonej krótką, białą brodą jest już na drodze rekonwalescencji. Małomówny, daje krótkie odpowiedzi. Zaprzeczał on, aby pieniądze powierzał p. S., lub komukolwiek i sądził, że ma je w szafie, a sam nie wie, ile ich posiada. Na punkcie gromadzenia pieniędzy jest wprost manjakiem i raduje się wyraźnie, gdy mu powiadają, że posiada tak znaczną sumę. Na folwarku bawi zawiadowczyni i dozorca, ustanowieni z ramienia starostwa.

Za energię i sprawiedliwość należą się słowa prawdziwego uznania p. prezydentowi Simonowiczowi, prokuratorowi i sędziom śledczym, których żmudna praca, niestety tak przykre ma w tym wypadku zadanie....

Kurier Lwowski - rok 1888 nr 246 strona 4 (04.09)

W sprawie nsiłowanego skrytobójczego morderstwa w Kukizowie sprawa nie postąpiła ani na krok naprzód, mimo, iż śledztwo prowadzi się bardzo energicznie na miejscu. Ksiądz Tchorznicki przyszedł już zupełnie do zdrowia. Dnia 2go b. m. izba radna c. k. sądu krajowego odmówiła prośbie pp. Strzeleckich o wypuszczenie na wolną stopę za kaucją, na tej zasadzie, że ustawa w danym wypadku tego nie dopuszcza. Sprawa oprze się tedy o apelację. Wspólobronę doradczą na czas śledztwa objął znany lwowski adwokat dr. Roiński

Kurier Lwowski - rok 1888 nr 281 strona 3 (09.10)

Dwór Kukizowski opustoszał zupełnie, a majątkiem zawiaduje zięć pani Strzeleckiej, p. Kochanowski osiadłszy na folwarku w Bojszowie. Śledztwo jest już na ukończeniu i sędzia Kownacki, auskultant Papara, oraz rewizor Spang powrócili tymi dniami do Lwowa. Ksiądz Tchorznicki ma się z każdym dniem lepiej, używa nawet przechadzki w rozległym ogrodzie zakładu PP. Miłosiernych.

Kurier Lwowski - rok 1889 nr 15 strona 3 (15.01)

Sprawa kukizowska.

Ławę przysięgłych zasiedli pp. Liekrndorf Jan, Łonicki Wiktoryn, Ziołecki Walenty, dr. Gottlieb Henryk, Udrycki Aleksander, Topolnicki Juljan, Sichermann Michał, Mstkowski Władysław, Wąsowicz Ludwik, Kahane Adolf, Topolnicki Jan, Domaszewski W acław, zastępcy: Majer Jerzy, Kotiers Franciszek.
Świadków zawezwano 67. Ks. Tchorznicki nie zjawił się.
Po odczytaniu aktu oskarżenia, który podaliśmy w osobnym dodatku, co trwało 4 godziny z przerwą półgodzinną, przystąpił przewodniczący do przesłuchania p. Strzeleckiego.
Po przerwie półgodzinnej spóźnił się cokolwiek przysięgły dr. Gottlieb, za co skazał go przewodniczący na grzywnę 20 zl. Dr. Gottlieb ogłosił rekurs.
Przew. Dlaczego p. mówiłeś po francusku.
Osk. Nie mówiłem po francusku, gdyż bardzo źle mówię i nigdy języka tego nie używam.
Przew. Jest świadek, który twierdzi, żeś pan mówił po francusku.
Osk. Stanowczo temu przeczę.
Przew. Wytłumacz pan, dlaczego przyjechawszy z dr. Schmidtem do Lwowa, udałeś się do pp. W ładysława Strzeleckich i opowiadając o zaszłym fakcie — rzuciłeś pan podejrzenie na pastucha, „ponieważ on radzi! matce skosić trawę pod oknami księdza? Skąd pan to wiedział?
Osk. Musiał mi ktoś powiedzieć; oskarżony nie umie jednak tego momentu wyjaśnić.
Będąc we Lwowie, jeździł dwa razy na dworzec, ponieważ miał przyjechać ks. Królicki, a oskarżony chciał, żeby ks. natychmiast udał się do Kukizowa, aby matka nie była sama.
Przew. Po wypadku z księdzem czy dałeś pan znać rodzinie?
Osk. Telegrafowałem do p. Kazimierza Tchorznickiego 11. sierpnia, gdy mi się wydało, że choremu jest gorzej.
Przew. Co się działo 10. sierpnia u ks. Tchorznickiego, gdy Spang przybył.
Osk. opowiada, że wraz z ks. Królickim, z organistą z Kalinowskim, opieczętowali szafę i komodę księdza. Później wyjaśnia dlaczego tego zaraz po spełnionej zbrodni nie uczyniono. Wówczas nie przyszło mu na myśl, a następnie działał -według instrukcji sędziego śledczego p. Kownackiego, który mu polecił aby gdy księdzu będzie gorzej opieczętował te przedmioty.
Dalej twierdzi oskarżony, że d. 4. sierpnia był syn p. Kazimierza Tchorznickiego p. Leon — oczem jednak nie powiedział w śledztwie i prokurator nic nie wie.
Oskarżony, młody i przystojny mężczyna, "tłumaczył się głośno i jasno. Oświadcza, że jest niewinnym, na obszerny jednak akt oskarżenia nie może w całości odpowiadać, prosi więc o szczegółowe pytania.
Przewodniczący. Jeżeli pan jesteś niewinien, odpowiadaj pan jasno i śmiało, jeżeli pan czego nie pamiętasz, to wolisz pan nie odpowiadać. Byłeś pan dnia 29. lipca w kawiarni przy ulicy Fredry?
Oskarżony. Byłem.
Przewodniczący. Z kim?
Oskarżony. Nie pamiętam.
Przewodniczący nalega ażeby sobie przypomniał — oskarżony jednak ustawicznie twierdzi, że nie pamięta.
Przewodniczący. Jak daleko jest z Bolszowa do Lwowa dobrymi końmi?
Oskarżony. 7 kwadransów.
Przew. Otóż dwóch panów, którzy przybyli z Bołszowa do Lwowa owej pamiętnej nocy, byli już we Lwowie przed 3., a pan twierdziłeś, że wyjechali o 3. od pana. Czy pan patrzył na zegarek.
Osk. Patrzałem gdy kładłem się do łóżka, było około 3. po ich wyjeździe, przedtem jednak porządkowałem cokolwiek i byłem w kuchni.
Przew. Byłeś pan w kuchni?
Osk. Byłem.
Przew. Kto panu usługiwał?
Osk. Ignacy Kalinowski.
Przewodniczący okazuje oskarżonemu kartkę, którą otrzymał owej nocy, następującej treści: „Proszę cię przyjeżdżaj zaraz konno, ks. T. żyje —1 Strzelecka.
Oskarżony natychmiast się zebrał, ubrał się w buty i marynarkę jasną — w pierwszej bowiem chwili myślał, że pojedzie konno, ponieważ jednak koń wierzchowy wzięty był do Lwowa, pojechał tarantasem. Przyjechawszy do Kukizowa zastał matkę na podwórzu, wysiadł i począł z nią rozmawiać.
Przew. Czy ajent Spanga przedstawiał się panu, gdy przybył.
Oskarż. Tak jest, spotkałem się z nim na podwórzu, on mnie pociągnął do pokoju i tu mi powiedział kim jest.
Przew. kilkoma pytaniami wykazywał, że oskarżony nadto poufale rozmawiał ze Spangiem, żalił się nawet, „że mu wzięto dziewczynę z przed nosa “
Oskarż, wyjaśnia to gościnnością zwykłą: mieszkali prawie razem i często rozmawiali ze sobą.
Radca Duniewicz. Ci panowie, którzy byli u pana 29.. byli podobno dawniej zaproszeni na i 22 lipca. Dlaczego pan owego dnia nie przyjąłeś ich, lecz wieczorek odłożył na 29.
0sk. Ponieważ 22 lipca byt odpust w Kukizowie a matka i ja mamy jednego kucharza, w owym dniu więc nie mogłem kucharza użyć u siebie
R. Dun. Czy rozmowa z matka trwała dłużej, gdyś pan przybył do Kukizowa na jej wezwanie.
Osk. Bynajmniej. Po przywitaniu i po wymianie kilku słów udaliśmy się do ks. Tchorznickiego.
R. Dun. Oskarżenie zarzuca panu, żeś nie chciał iść do ks. mówiąc: „możeby ksiądz jeszcze na mnie powiedział.
Osk. Poszedłem zaraz, a tych słów przed nikim nie powiedziałem.
Dun. Dlaczego pan gniewałeś się. że pastuch trawę skosił?
Osk. Gniewałem się, gdyż umyto podłogę — skoszono trawę, co mogło przecie wskazać ślad zbrodniarza, trawy tej zaś nie potrzebowały konie.
Dun. Jak p. przyjechał ze Lwowa poleciłeś pan komu dozór nad księdzem?
Osk. Tak jest Kalinowskiemu, gdyż tego ks. lubiat.
Dun. Dlaczego pan zaraz nie doniósł rodzinie o wypadku dopiero w kilka dni.
Osk. Nie przyszło mi na myśl.
Dun. Czy pożyczał p. od księdza Tch. pieniędzy i czy pau winien jesteś co.
Osk. twierdzi, że nie pożyczał nigdy od ks. i nie wydawał mu kwitów, jeżeli chciał pożyczyć to czynił to przez matkę i matce zwracał. Jedyny raz pożyczył 50 zł.
Dum Czy wiedziałeś pan, że ks. Tch. chce wyjechać zupełnie z Kukizowa.
Osk. Nie słyszałem tego nigdy.
Dun. Czy robiłeś pan znaczniejsze wydatki po 30 lipcu i skąd wzią'eś fundusze, gdy przedtem od matki pożyczyłeś 50 zł.
Osk. tłumaczy, że miał do 5000 złr., ale nie chciał ich ruszać, tyłku kazał na wydatki wieczorku wziąść od matki. Fundusze zaś otrzymał w ten sposób: Pożyczył od X. na weksel 1000 złr., od matki 2000 ztr., od Barta i Bindera za sprzedaż lasu 1500 złr., w ogóle posiadał funduszów 1700 złr.
Pan Stehelski zadaje oskarżonemu kilka pytań, między temi, jakie jest oddalenie z Kukizowa do Bolszowa ?
Osk. twierdzi, że są dwie drogi, jedną trzeba jechać pól godziny, drugą na Ostrów 20 do 25 minut. Stosunek zaś jego do ks. Tchorz, był taki, że go ksiądz łubiał, wychował się bowiem pod jego bokiem i ciągle z nim przebywał.
W końcu pytał prokurator, dlaczego oskarżony nie zapłacił za pomieszkanie kawalerskie 130 zlr.
Osk. twierdzi, że po wezwaniu interesowanego natychmiast zapłacił.
Dr. Roiński prosił, aby zostały natychmiast odczytane zeznania dwóch świadków Jakuba Bartha i Isaaka Brudera, którzy nic zostaną przesłuchani, a pamięć się zaciera.
Przewodniczący zarządził czytanie zeznań, które stwierdziły, że oskarżony w istocie sprzedał im drzewo. Mianowicie Barthowi 500 sążni grab. po cenie 6 zł. i cenę wypłacił na miesiąc przed wypadkiem, a Bruderowi 200 sążni drzewa za 1330 zł., który 28 maja zapłacił.
Na tem zakończono przesłuchanie oskarżonego o g. 3. po poł. i przewodniczący odroczył rozprawę do 9. rano.
Rozprawy odbywać się będą od 9. do 3. po poł

Kurier Lwowski - rok 1889 nr 16 strona 2 (15.01)

Spraw a kukizowska.

Wczoraj przystąpiono do dalszego badania oskarżonego, mianowicie prokurator przez kilka godzin wypytywał p. Strzeleckiego o najdrobniejsze szczegóły z jego życia dawniejszego, rodzinnego i majątkowego.
Prokurator przedewszystkicm zaznaczył, że przy postępywaniu dowodowem przyjdzie do szczegółowych pytań, na razie żąda wyjaśnień ogólnikowych. Ważniejsze pytania przytaczamy. Prok. Jakie pan szkoły ukończył? Osk. Siódmej klasy gimnazjalnej nie skończyłem , gdyż tylko pierwszy kurs ukończyłem . Prok. Dlaczego pan przerwałeś studja? Osk. Ponieważ ojciec był wiekowym i zabrał mnie ze szkół, abym gospodarował. Pr. Czy podczas studjów stałeś pan na stancji? Osk. Tak jest, mieszkałem u dra Madejskiego i u p. Kulczyckiego. Pr. Miałeś pan korepetytorów i kto ich płacił? Osk. Miałem. Płacił ich mój ojciec. Prok Czy pan otrzymywałeś od ojca pieniądze, i czy nie zachodziły wypadki, że korepetytorowie upominali się o swoją należytość? Osk. Dostawałem od ojca pieniądze, ale korep. nie mogli się u mnie upominać, gdyż ojciec ich płacił. Pr. Czy służyłeś p. wojskowo? Osk. Tak jest, jako jednoroczny ochotnik. Pr. Nie mając studjów? Osk. Zrobiłem t. zw. "Inteligen zpnrufung“. Pr. Zostałeś p. oficerem? Osk. Nie; służyłem tylko kilka miesięcy, następnie zostałem uwolniony na podstawie orzeczenia ,superarbitrów “. Prok. Czy pan uczył się gimnastyki? Czy p. polował na grubego zwierza? Na wyścigach brałeś p. czynny udział? Osk.Gimnastykowałem w szkołach, polowałem nieraz, a na wyścigach byłem tylko widzem . Prok. Czy byłeś p. skazany sądow nie. Osk. Byłem na karę pieniężną za uderzenie parobka pewnego księdza ruskiego. Pr. Czy grywałeś p. w karty? Osk. Nie grywałem nigdy. 'Pr. Kiedy ojciec umarł? Osk. W r. 1882. Pr. Z rodzeństwa został brat i siostra, p. byłeś najmłodszy i niepełnoletni, ojciec jednak pana uczynił spadkobiercą. Osk. Tak jest, gdyż ojciec w pierw wyposażył brata i siostrę. Pr. Jaki był stosunek z bratem i siostrą. Osk. Jak najlepszy. Pr. Siostra była w opłakanych stosunkach, czy przychodziłeś p. z pomocą. Osk. Siostra wcale tego nie potrzebywała. Sprzedała majątek za 75.000 zł., zostało jej gotówką 50.000. Sprzedała zaś nie z potrzeby, ale majątek był górski, gleba zła, była zniechęcona. Pr. Proszę p. wypytuję o te wszystkie szczegóły, poniew aż na panu cięży zarzut lekkomyślności. Ja dążę do wykrycia prawdy, to może być i w pańskim interesie. Pan otrzymawszy upełnoletnienie, zaciągnąłeś pożyczkę, w jakiej wysokości i jakie długi ciężyły na odziedziczonym majątku? Osk. Zaciągnąłem pożyczkę w Tow . kred. ziemskiem 120.000 zł. Dług hip. wynosił 75.000 w Gał. Kasie Oszcz. Pr. Go pan zrobiłeś z uzyskaną pożyczką? Osk. Przedew szystkiem zapłaciłem Kasę oszcz. część użyłem na zaspokojenie schedy, resztę włożyłem w inwentarz i w budynki. Na folwarkach było bardzo mało inwentarza, nadto wybudowałem blisko 30 budynków gospodarskich.
Prok. Jaki był stosunek pański z matką? Osk. Jak najlepszy. Pr. Czy nie pisała do pana matka listy upominające, abyś się pan ustatkował, nie siedział we Lwowie, lecz gospodarstwa pilnował? Osk. Może być, ale nie przypominam sobie. Byłem młody, miałem różne fantazje. Pr. Gzy w r. 1883 nie gniotły p. długi? Osk. Rok ten nie był gorszy od innych, zalegała jedynie rata Tow'. kred. 8.400 złr. Dług zaś wekslowy miałem jeden na 2.200 z mecenasem Dąbrowskim i z matką. Pr. Za podatki p. nie fantowano? Osk.; Nie byłem winien trzy kwartały. Fantowano mnie w prawdzie, ale za dług obcy, gdyż poręczyłem. Pr. Wiele pan masz długów niehipotecznych? Osk. Nie pamiętam , być może do 10.000 zł. Pr. Czy płaciłeś p. procenta matce od 50.000 zł. zahipotekowanych. Osk. Nie płaciłem , gdyż tak się ułożyło, że matka pobierała dochody z młyna i dwóch karczem , w ogóle miała dochodu przeszło 3000 zł. Pr. Czy p. wiedział, że matka posiada prócz tego majątek i w jakiej wysokości? Osk. Wiedziałem , że matka posiada gotówkę, wiele jednak nie wiedziałem , sądziłem jednak, że ma kilka tysięcy gotówki. Pr. Czy matka posiadała papiery wartościowe? Osk. Wiedziałem , że ma, ale jakie, nie wiem . Pr. Gzy rodzina pańska mogła liczyć na pomoc drugich, gdyby była w nieszczęściu? Osk. Czy mogli inni liczyć nie wiem , ja sądziłem , że mogą. Pr. Czy pan byłeś wzięty w kuratele? Osk. W kuratelę formalną nie, prowadziłem jednak życie wolne, wydawałem wiele, były opiekun wuj Kilanowski Tytus upominał mnie i wglądał w moje sprawy.
Prok. Czy ks. Tchorznicki wspierał pana kiedy? Osk. Nigdy. Prok .‘Może źle się wyraziłem. Czy nie dawał ks. Tch. panu czasem pieniędzy, tak w prezencie? Osk. Nie, nigdy. Prok. Czy znałeś p. stosunki majątkowe ks. Tchornickiego? Osk. Nie znałem wcale, nigdy otem z nim nie mówiłem . Sądziłem , że posiada 30 — 40 tysięcy. Gdy ks. Tch. odziedziczył 10.000 zł. sam to opowiadał przy obiedzie. W ogóle bardzo mało miałem do czynienia z ks. Tch. Przyjeżdżałem do Kukizowa zazwyczaj na krótko i rzadko kiedy z nim rozmawiałem. Prok. Czy wiedziałeś p. o kradzieży popełnionej u ks. Tch. w r. 1885? Osk. Wiedziałem i sam przywiozłem żandarma. Prok. Czy wiedziałeś p. co ukradziono. Osk. Nie wiedziałem gdyż ks. Tch. raz mówił, że mu ukradziono 100 zł., drugi raz że 200 zł. a gdyśmy się go pytali co mu właściwie zginęło, odpowiedział; „Dajcie mi spokój, co wam z tego przyjdzie. Prok. Co matka wówczas p. mówiła. Podobno powiedziała panu. „Wiesz, to szczęście, że przed kradzieżą ks. T ch. dał mi 30.000 w książ. oszczęd. do przechow ania. Osk. O tem nic nie wiem. Przypominam sobie tylko, że ks. Tch. opowiadał, jak go napadnięto, że czterech jakichś ludzi buszowało po pokoju, on jednak nakrył się z głową i nic więcej nie widział. Prok. Czyś p. słyszał w r. 1885, że ks. T ch. po tej kradzieży zwrócono pocztą 350 zł. Widocznie zbrodniarz ten nic był zupełnie zepsuty. Osk. Naturalnie że słyszałem , gdyż głośno otem mówiono, nawet we wsi domyślano się kto to zrobił. Prok. Jak p. sobie to tłumaczy, że obligacje skradzione i amortyzowane znalazły się później u matki? Osk. Ja nic nic wiem , to może matka wytłumaczy. Prok. Gzy matka jeździła z ks. T ch. do Lwowa ? Osk. Jeździła często z ks. Wiem , że gdy ks. T ch. jeździł do Lwowa realizować kupony, matka zazwyczaj z nim jeździła, Prok. Czy p. znał rozkład pomieszkania ks. Tch. Osk. O czywiście. Prok. Czy p. znał 'szafę z przedziałkam i ? Osk. Naturalnie, wszak całe umeblowanie pomieszkania ks. Tch. prócz biórka, było moje. Prok. Czy p. słyszaleś o zamiarze ks .Tch. opuszczenia Kukizowa. Osk. Nie, nigdy, nie słyszałem .
Prok. Czy p. wiedział o jakim testamencie ks. Tch. Osk. Raz był ks. Tch. ciężko chory, zawezwałem ks. Królickiego i drugiego księdza wówczas zapisał matce 3.000 zł. więcej nie wiedziałem . Prok. Czy p. wiedziałeś co o niechęci ks. Tch. ku sobie? Osk. Nie wiedziałem . Zawsze był dla mnie bardzo serdeczny. Prok. Czy p. myślałeś o żeniaczce, czyniłaś p. jakie starania, dlaczego projekt rozbił się? Ja nie żądam nazwiska, chodzi mi o fakt. Osk. odpowiada, że nie miało się co rozbijać, gdyż nikomu się nie oświadczał. Mając majątek i 29 lat, może nie raz myślałem o ożenieniu, ale stanowczego nic nie postanowiłem.
Prok. Dlaczego p. cofnął zaproszenie gości z 22. lipca toś p. wyjaśnił, ale dlaczego p. nie zaprosił na 25. lipca, w którym to dniu p poświęcał budynki, przecież to była dobra okazja. Osk. Z tej prostej przyczyny zaproszeni pracują w powszedni dzień w biurach, zaprosiłem ich przeto ponownie na niedzielę. Prok. Kiedy odjechali od pana? Osk. Dokładnie nie wiem, może o 2., może o 3. Prok. Co goście u pana robili? Osk. Cóż mieli robić, jedli i pili. Prok. W karty nie grali? Czy p. pil więcej? Osk. W karty nie graliśmy, a jako gospodarz nie mogłem pić za wiele. Prok. Gdy odjeżdżali, noc była ciemna i dżdżysta, p. ich wyprowadzał, czy zapraszał pan ich aby zostali? Osk. Owszem prosiłem wszystkich , aby u mnie przenocowali, ale nie chcieli. Prok. Kogo p. zapraszał i kto może to potwierdzić? Osk. Zapraszałem wszystkich, ale zdaje mi się, że specjalnie rotm Siebera i Rozwadowskiego. Prok. Czy p. mógł pomieścić u siebie nie z komfortem ale V pewną wygodą tych gości. Osk. Dlaczego nie, nieraz u mnie nocowało 8 osób.
Prok. Czy tej niedzieli tj. 29. lipca widziałeś się pan z matką?
Osk. Z matką, moją nie widziałem się od czwartku.
Prok. To jest bardzo ważny szczegół dla obrony, ja sam to przyznaję, ale powtarzam, ja nie walczę o akt oskarżenia, ale o prawdę! Czy p. znał sposób życia kś. Tchorznickiego ? Kto mu usługuje ? Osk. Ja nie mieszałem się nigdy do służby kukizowskiej. Wiedziałem, że matka opiekuje się ks. Tchorznickim i to mi wystarczało. Prok. Gdy pies ks. Tch. zaginął nie pytała się matka pana: „Olesiu, czyś ty zabił psa?“ Osk. Tak jest, pytała się, nieraz bowiem zastrzeliłem psy włóczące się. Matka zresztą mówiła o tem i ks. Tch., że mnie się pytała o to, ale zaprzeczyłem,, gdyż psa nie zastrzeliłem. Prok. Jak p. to wyjaśni, że pies zupełnie zaginął? Osk. Skądże mam wiedzieć, to jednak często się zdarza.
Prok. Jak p. owej nocy pamiętnej spał, czy dobrze ? Widzi pan, oskarżenie zarzuca panu, że owej nocy poszedłeś mordować księdza Tch. — chodzi o to czyś p. nie wychodził? Osk. Spałem dobrze. Pr. Kto p. przyniósł kartkę od matki? (Tu musimy sprostować tekst wczoraj cokolwiek mylnie podany, kartka owa brzmiała „Proszę zaraz, na koniu, przyjeżdżaj, ks. Tchorznicki źle. (a nie żyje), zalany krwią. Przyp. spraw.).
Osk. Służący Polański, a przewiózł ekonom Horwath. Wówczas spałem.
Prok. Nie mogę pojąć, dlaczego pan przyjechałwszy do Kukizowa pod wrażeniem tej wieści, natychmiast nie udał się do mieszkania ks. Tch., ale wpierw z matką rozmawiał? Jak p. to wytłumaczy?
Osk. Nie przyszło mi na myśl, zresztą zazaz z matką poszedłem i byłem kilka razy u księdza.
Prok. Dlaczego p. nie zarządził prymitywnych środków ostrożności wobec chorego, przecież ranę należało zaopatrzyć? Osk. Ja wziąłem inną czynność na siebie, wyszukać służbę, pojechać po lekarza.
Prok. Dlaczego pan nie posłał po lekarza do Jaryczowa? Osk. Z tej prostej przyczyny, że tam jest tylko chirurg już zupełnie niedołężny, liczący 80 lat. Zresztą ks. Tch. nie chciał tego chirurga. Prok. Czy ks. Tch. był przytomny? Osk. Przytomny. Pytałem się co się z nim stało, odpowiedział mi: "coś mnie rzuciło".
Prok. Dlaczego p. nie posłałeś po ks. Dygdałowicza? Nie przyszło mi na myśl, zresztą ks. Tch. nie żył w zażyłych stosunkach z ks. Dygd. Prok. Czy widząc tak ciężko rannego, mówił pan co z matką o zaDezpieczeniu własności ks. Tch.
Osk. Nie. Myślałem o ratunku ks. Tch., trzeba było nagle jechać po doktora.
Prok. Służba mówiła, że zbrodnia została popełniona, jakie miałeś p. przekonanie. Osk. Co służba mówiła, nie słyszałem ja miałem przekonanie, że ks. Tch. upadł, zresztą sam ks. Tch. tak twierdził.
Na zapłacenie doktora Schmidta dała mu matka pięćdziesiątkę. Resztę z 157 zatrzymała przy sobie.
Dla czego matka dopuściła, aby śmiertelnie chory człowiek wstawał, nie umie tego wytłomaczyć. Sądzi, że ksiądz wstał sam.
Brak przedmiotów spostrzeżono dopiero koło 9. wieczorem w poniedziałek.
Prok. pyta czemu natychmiast nie zbadał, czy co nie zginęło.
Osk. Ksiądz mówił: Dajcie spokój, nie szukajcie teraz po nocy, to się jutro znajdzie. Nic nie mówił, źe miał klucz w spodniach.
Prok. Dla czego pan nie zatrzymał dr. Schmidta na własne ryzyko i koszt przez noc jeszcze? Wszak potrzebę tego musiałeś pan uznawać?
Osk. Pan Schmidt spieszył się do Lwowa. Na myśl mi to zresztą nie przyszło, gdyż opatrzył chorego i obandażował, zapisał oprócz tego jakieś „umszlagi i i mikstury", po które posłało się zaraz do apteki do Jaryczowa, a nazajutrz przybyli panowie lekarze sądowi.
Na zapytanie w jakim stanie osk. przyszedłszy zdr. Schmidtem zastał mieszkanie ks. Tch., odpowiada, że podłoga już była w pokoju wymyta, a koszula na nim czysta, za co nawet się gniewał.
Na zapytanie prokuratora, dla czego zostawił matkę samą i zamiast uwiadomić żandarmerję, pojechał dać znać do prokuratorji, osk. odpowiada, że mu to na myśl nie przyszło, dzisiaj to by może tak zrobił.
Prok. Dlaczegoś pan obudziwszy Władysława w nocy poszedł z nim do kawiarni nocnej. Osk. śmieje się. Restauracje były zamknięte, wstąpiliśmy zatem do kawiarni, poczem pojechaliśmy na dworzec po ks. Królićkiego, poczem powróciliśmy do domu. Przedtem Władysław wrócił do siebie, aby uspokoić żonę i powiedzieć, że będzie spał u mnie.
Prok. Dla czego Władysław miał spać u pana? Osk. Zwykle śpię silnie. Nie mając ze sobą służącego chciałem aby mię ktoś do pociągu zbudził, prosiłem zatem o to Władysława.
Przew. Przy spotkaniu z p. Mniszkiem na dworcu, miałeś pan na zapytanie jego, że „podczas gdyśmy się tak wesoło bawili, tam księdza mordowali", powiedzieć: „a to już po 3. było, po waszym odjeździe".
Osk. tłumaczy to tem, że orzeczenie dr. Schmidta, iż zbrodnia została popełnioną przed 12 godzinami, naprowadziło go na domysł, iż stało się to po 3. rano. Zresztą rozmowy sobie dokładnie nie przypomina.
Na pytanie prokuratora, kogo zastał w Kukizowie powróciwszy ze Lwowa, po doniesieniu o wypadku prokuratorji, odpowiada, że żandarmów i ciotkę Kielanowską. Pytał się o zdrowie księdza, na co mu odpowiedziano, że ma się jednakowo. Rzeczy skradzione księdzu zastał jeszcze koło masztami.
Na pytanie czy matka mówiła mu, że ksiądz oddał jej klucz od szafy z papierami wartościowymi w przechowanie, odpowiada oskarżony, że nie mówiła mu tego wcale.
O godzinie 12. minut 10 zarządził przewodniczący przerwę pól godzinną.
R Dun. Czy pan pod względem przypuszczenia, że zbrodni mógł się dopuścić ktoś inny — czy pod tym względem nie może pan uczynić uwag jakich?
Osk. Nie mam.
Na pytanie r. Duniewieza, dlaczego nie wszedł natychmiast po odebraniu kartki od matki do mieszkania księdza, ale czekał na dworze i rozmawiał z matką dłuższy czas po francusku, i powiedział, że bez świadków tam nie wejdzie, odpowiada oskarżony, że tego dokładnie sobie nie przypomina, przyjechawszy, przywitał się z matką i zaraz z nią wszedł do mieszkania księdza. Wszedłszy z matką nie oglądał księdza, tylko matka odkryła organtynę, którą byt przykryty i zobaczył pokrwawioną wtedy głowę.
R. Dun. Coś pan ujrzawszy to przypuszczał? Osk. Sądziłem, że tak samo jak w lutym potłukł się wskutek epilepsji Na pytanie moje, jakim sposobem się poranił, odpowiedział mi ks. Tch.: „Jeżelim się pokaleczył to sam, jeżelim się zabił to sam".
R. Dun. Jakżeż ta odpowiedź była dana, na jakienpytanie? Osk. Pytałem się księdza, jakim sposobem to się stało, na co mi odpowiedział, że spadł z łóżka prawdopodobnie i dodał to, co już mówiłem. W lutym z. r atak byt silnym i myśleliśmy, że ksiądz skończy, ale nazajutrz było mu znacznie lepiej.
Na pytanie, dlaczego zaraz nie posłał kogoś po lekarza, odpowiada, że z troskliwości wielkiej, żeby mu nikt z familii księdza zarzucić nie mógł, bał się zresztą, że mu służba tak nie załatwi tego dobrze jak on sam który się wypadkiem przejął. Na interpelację r. Dun. dlaczego z troskliwości tej samej nie uwiadomił zaraz familii księdza, ale w kilka dni dopiero, odpowiada, że nie przyszło mu to na myśl.
Oskarżony wyjaśnia na pytanie r. Simonowicza, dlaczego wziął doktora Schmidta i czy nie powodowały nim względy oszczędności, odpowiada, że tak jest, na co r. Duniewicz robi uwagę, że mógł tak samo napisać do Władysława Strzel, ażeby przystał tańszego lekarza. R. Duniewicz bada oskarżonego w kierunku rzekomych „konwulsyj epileptycznych", które miały spowodować rany księdza. Oskarżony twierdzi, że dowiedział się o prawdziwym powodzie dopiero od kucharza, który zrobił przypuszczenie, że to musi być zbrodniczy wypadek, a upewnił się po orzeczeniu dr. Schmidta.
Oskarżony opowiada, że ksiądz mu mieniat często pieniądze, ale przy nim nigdy, tak, że on nic wiedział w którym miejscu pieniądze są ukryte. Osk. zaprzecza, aby mówił dr. Schmidtowi, że to nie może być zamach zbrodniczy, albowiem nic nie brakuje, owszem powiedział, że skoro tak jest, więc trzeba dać znać władzy, co też zrobiłem. Na zarzut r. Duniewieza, że nie uwiadomił o wypadku żandarmerji, co najnaturalniejszem było, lecz pojechał osobiście uwiadomić prokuratorję we Lwowie, robi uwagę przewodniczący, że oskarżony spełnił swój obowiązek najlepiej, albowiem zrobił doniesienie do władzy najkompetentniejszej, tj. do prokuratorji państwa.
Nie pojechał oskarżony rano do Lwowa aby dać znać do prokuratorji, lecz wieczór, gdyż chciał skorzystać z wyjazdu dr. Schmidta, zresztą nad tem się nie zastanawiał. R. Duniewicz naprowadza go, że może chciał przysłać na swoje miejsce Władysława Strzeleckiego. Zarzut częstych przejażdżek tłómaczy oskarżony interesami, ochotą zrobienia sobie przyjemności, zwłaszcza, że miał Lwów pod nosem.
R. Duniewicz wraca do kwestji owej 3ciej godziny, którą oskarżony miał p. Mniszkowi jako godzinę spełnienia zbrodni oznaczyć. Oskarżony nie umie tego dostatecznie wyjaśnić, powiada wreszcie, że rozmowy sobie tej nie przypomina dokładnie. Oskarżony badany dalej przez dr. Duniewieza co do sennego usposobienia i zmęczenia przez dr. Schmidta dojrzanego, odpowiada raz, że był zmęczony, drugi raz że nie, że wytlukl się na bryczce, więc byl sfatygowany, ale mimoto do tingl- tanglu poszedł, a niechcąc zaspać Władysława Strzel. do siebie na noc zaprosił.
Oskarżony zostaje przy zeznaniu wczorajszem, że pieniądze za sprzedany las miał w chwili wypadku jeszcze u siebie, oprócz tego pożyczone od Thoma itd. kwoty, razem około 5000 zł. Na zapytanie dlaczego mając taką gotówkę pożyczył od matki 50 zł. odpowiada, że nie chciał ruszać tych pieniędzy, miał je bowiem przygotowane na spłaty.
Oskarżonemu nic nie wiadomo, że lokal , komisyjny “ był nie opalonym. Na zarzut znalezionych szczątków rachunków w piecu w tym lokalu, nie umie dać odpowiedzi
R. Duniewicz zapytuje, czy zastanawiał się nad smutnym stanem finansowym swojego majątku i czy wiedział, że nie jest świetnym. Oskarżony odpowiada, że zastanawiał się, i że przyszedł do przekonania, że nie jest tak złym, „jak opisuje akt oskarżenia.”
R. Duniewicz. Toś pan mógł przyjść do tego przekonania dopiero po usłyszeniu aktu oskarżenia.
Oskarż. Nie, już przedtem wiedziałem. Sędzia p. Stebelski zapytuje, jakie stosunki łączyły ks. Tchorznickiego z ks. Królickim, na co oskarż, odpwiada, że dobre i że bywali u siebie. Oskarż, odpowiada na dalsze pytania p. St., że zwykle mieszkanie na noc zamykał, krytycznej nocy nie. Okna mieszkania są nisko położone, na metr najwięcej. W pokoju przyległym do jego sypialni, spali owej nocy dwaj parobcy.
Adw. Górecki zapytuje, czy rodzina ks. Tch. nie odwiedzała go, na co oskarż, odpowiada, że nigdy. Przez 12 lat pobytu ks. Tch. w Kukizowie nikt go z jego rodziny nie odwiedzał. Z Kazimierzem Tchorz, poznał się ksiądz przed dwoma lały przypadkiem na pogrzebie.
Na zapytanie dr. Dulęby wylicza oskarzony roczne swoje dochody i wyszczególnia je. Przedstawiają one w r. zeszłym 10.980 zł. (Akt oskarżenia oblicza je na 10.000 zł.) Wydatki zaś wynosiły około 15.000 zł. w obec czego 5.000 zł. blisko, zostawało mu dochodu czystego. Ile wydawał na siebie nie wie dokładnie, tembardziej, że czasami wydał coś i na ulepszenie budynków gospodarczych. Osobistych długów ma około 20.000 zł. Dr. Dulęba zarzuca aktowi oskarżenia, iż pomylił się co do obliczenia majątku pp. Kochanowskich (zięć p. Strzeleckiej.) Dr. Dul. twierdzi, że p. Koch. otrzymał od hr. Drohojewskiego po strąceniu długów hipotecznych przeszo 10.000 zł. gotówką. Dr. Dul. wnosi odczytanie zeznania hr. Drohojewskiego, co p. przewodniczący uchyla jako nie na czasie. Natomiast odczytuje doniesienie Aleksandra Strzeleckiego uczynione do prokuratorji o wypadku.
O g. 3 kwadranse na 2. wezwał p. przewodniczący p. Marję Strzelecką . Oskatzona wchodzi w salopie futrzanej w kapeluszu i sukni czarnej. Jest to osoba średniego wzrostu, szczupła o cerze zżółklej; twarz pokryta luźnymi podłużnymi zmarszczkami. Z pod kapelusza widać dobrze już siwe włosy. Syn powitawszy matkę śiuga z niej salopę futrzaną i kładzie na barjerze ławki, oskarżona na zaproszenie przewodniczącego siada.
Drzew, objaśnia oskarżoną, iż przysługuje jej prawo opowiedzenia wszystkiego, co do obrony może jej służyć. Pani Strzelecka korzystając z tego prawa, opowiada nadzwyczaj długo i szczegółowo o całym przebiegu sprawy, rozpoczynając od wieczora, po którym zbrodnię popełniono. „Po kolacji, na której był obecny ks. Tch., gdy podano herbatę, poszłam pomodlić się na grobie męża, powróciwszy nie zastałam już księdza. Czy wypił jednę czy dwie szklanki, nie wiem. Będzie o tem mogła powiedzieć Haudzia (pokojowa), która księdzu herbatę przyrządzała i podawała. Pomodliwszy się, położyłam się spać a koło mnie na ziemi Handzia. O godzinie 6 . rano obudziłam się. IV łóżku piłam herbatę, jestem bowiem osłabiona i stara. Przyjmowałam w łóżku jeszcze Kalinowskiego i murarza i wydałam im dyspozycje, poczem ubrawszy się przypatrywałam się, jak kurom dawano jeść pod oknami mojego mieszkania. O pół do 9. rano przyszedł do mnie do kur, kucharz i uwiadomił mię, że ksiądz jeszcze dotychczas kawy nie pił, co go dziwi. Kazałam przeto, ażeby posłał kogo, dowiedzieć się, czy spi jeszcze. Kucharz posłał chłopca Władka, który po chwili wrócił, uwiadamiając mię, źe z księdza coś strasznego się stało. Natychmiast przeto tam poszłam, a ujrzawszy księdza poplamionego krwią, na ziemi, wśród smrodliwych wymiocin, wyszłam stamtąd, a zabrawszy z sobą wszystkich obecnych, znowu powróciłam i wtedy zapytałam księdza, co mu się stało, na co mi odpowiedział: „Upadłem na ziemię i tak ciężko się potłukłem”. Tak jak było kilka osób, tak każdy swój domysł rzucił. Odezwałam się, że zeszlego roku ksiądz miał atak apoplektyczny, może być więc, że znowu się teraz powtórzył. Ludzie, jak to zwykle ludzie, zwłaszcza na wsi, nie dosłyszawszy dobrze przerobili „apoplektyczny” na „epileptyczny”.
Oskarżona opowiada dalej, że posłała natychmiast po Olesia (syna) i powracając do domu słyszała jak Batiuk dawał dyspozycję chłopcu, ażeby trawy nakosił. „Poniew aż ludzi pod ręką dużo nie było, kazałam, żeby daleko trawy nie kosił, ale blisko domu. Dlaczego i na czyje polecenie skosił w łaśnie trawę pod oknem ks. Tchorznickiego, tego nie przypom inam już sobie. Tymczasem przybył Oleś. Mówiła z nim po polsku, być może, iż moim zwyczajem wtrąciłam gdzieniegdzie słówko francuskie. Syn pojechał po Kalinowskiego, ażeby kogoś przy księdzu zostawić, nie zastał go w dom u, pojechał w ięc po syna jego, spotkał już ich obu przed dworem . Z nim i więc razem, wszyscy, weszliśm y do księdza, który na zapytanie syna o powód wypadku, może już zniecierpliwiony, odpowiedział: „Ta przecież nikt mię nie zabił, tyłkom się sam zabił, ot spadłem , potłukłem się i zabiłem się ”. Na pytanie syna, czy nie chce lekarza, odpowiedział, że możeby sprowadzić Rapsa (chirurga z Jaryczowa), syn jednak odpowiedział, że Raps choruje na serce często i nie wyjeżdża, przeto sam pojedzie po lekarza do Lwowa. Po wyjeździe syna ksiądz odezwał się do nas: „Może zrobicie jaki porządek”? Kazałam wytrzeć zatem wymiociny i plamy ze krwi. Być może, że popełniłam jaką niestosowność, ale nie myślałam w tedy o zbrodni. Zostawiwszy przy chorym Kalinowskiego i Józefa, lokajczyka, wyszła popatrzeć, czy pokój gościnny (lokal „komisyjny”) jest w porządku, poczem wróciłam do siebie.
Przed 5 -tą pop. przyjechał dr. Schmidt, który opatrzywszy chorego, powiedział Olesiow i na dworze, iż zaszedł wypadek zamachu zbrodniczego. Przy opatrywaniu ciała nie byłam , dopiero gdy lekarz opatrywał głowę. Tu zeznania oskarżonej mim o chęci p. przewodniczącego dopomożenia jej pamięci, mianowicie kiedy i wobec kogo dr. Schmidt o zbrodniczym czynie powiedział, nie są jasne. Oskarżona opowiada, że syn pojechał po ks. Pasiuta, który miał wyspowiadać ks.Tch., że dr. Schmidt był u niej na kawie, że syn powrócił, i że dr. Schmidt objaśnił ich, że zachodzi potrzeba uwiadomienia władzy, na co oskarżona zgodziła się, acz z niechęcią z powodu spodziewanych komisyji nieładu. Oskarżona dopiero w tedy poczęła wierzyć w zamach, gdy przybiegł od ks. Tch. Kalinowski z uwiadomieniem , że ksiądz chciał szukać pieniędzy wspodniach i kamizelce, a rzeczy tych nie ma. widocznie więc je skradziono.
O skarżona poszła do księdza, który jej polecił aby ze skrzynki w komódze wydobyła kopertę z pieniądzmi. Nie wiedząc gdzie dokładnie one leżą, prosiła oskarżona księdza, aby wstał i pieniądze wyjął, co ten zrobił i wydobywszy kopertę z 157 zł. (3 banknoty a 50 zł. 1 a 5 i 2 a 1) oddał jej, polecając dać lekarzowi 25 zł. resztęzaś po opłaceniu apteki zachować do dalszych jego dyspozycji. Z pieniędzy tych dała synowi 50 zł.
Oskarżona opowiada dalej bardzo pospiesznie i niejasno o historji z kluczem od szafy, w której ks. Tch. przechowywał najznaczniejszą część majątku. Klucz ten miał jej dać ks. Tch. z poleceniem, aby z szafy przeniosła papiery i pieniądze do siebie „ale nie dzisiaj, bo dużo ludzi się kręci, ale jutro”. Strzel, na to miała powiedzieć: „Niech ksiądz wstanie i popatrzy czy czego nie brakuje”. „Jestem zmęczony”, odpowiedział ks.„niech dobrodziejka weźmie wszystko do siebie i jak zwykle wszystko potem w porządku odda ”. „A na przypadek śmierci” zapytałam księdza; kiwnął na to ręką. „Nie brałam tego kiwnięcia ręką za oświadczenie, że mnie ten majątek przypadnie, nie przeszło mi to przezmyśl”, mówi oskarzona.
Pani Strzel, opowiada następnie, że wyjęta z szafy trzy pakiety i zaniosła je do lokalu „komisyjnego”, powróciła do siebie po poszewkę i w tę wrzuciła pakiety, czeki zaś schowała . o kieszeni i zaniósłszy do dom ukryła je w skrzynce. Było to we wtorek koło południa. O godz. 8. wieczorem przyjechała komisja sądow a. R. Simonowicz robi osk. uważną, iż w międzyczasie coś się stało, oskarżona nie może wpaść na to, aż p. Simonowicz przypomina jej, że przyjechał jej syn z Władysławem Strzeleckim i przybyła pani Kielanowska, co oskarżona zeznaje, pomijając co z nimi mówiła i jak czas ten między południem a wieczorem spędziła, opowiadanie jej dalsze rozpoczyna się od chwili, jakobie z p. Kielanowską poszły do księdza i zastały go ubranego w kaftan niebieski czy fioletowy i buty, siedzącego na kanapie. Oskarżona twierdzi, że ksiądz sam się ubrał, w co p. przewodnicy wątpi. Ksiądz miał rozmawiać z niemi siedząc to kładąc się na łóżku.
R. Simonowicz. Komisja przyjechawszy do Kukizowa wieczorem zastała go w łóżku rozebranego ? Któż go mógł rozebrać, czy także sam ?
Osk. Nie wiem. Musiano go wtenczas rozebrać, gdy Kalinowską prosiłam na kawę.
Przew. Pani widziała ks. siedzącego na kanapie, jak był ubrany ?
Osk. W surducie i w butach.
Przew. Gdy sądowa komisja przyjechała, czy pan sędzia rozmawiał z panią o tym wypadku ?
Osk. Nie pamiętam.
Przew. Mnie chodzi o to, czy pani z własnej inicjatywy co opowiadała, czy sędzia pytał?
Osk. Nie przypominam sobie i nie przypuszczam. Przew. Nim sędzia przyjechał, czy nie wydarzyło się co w Kukizowie, coby dało powód do podejrzenia, że popełnioną została zbrodnia.
Osk. Pokazywano jakąś siekierkę, znaleziono rzeczy w masztelami. ale to później było, gdy już był sędzia.
Przew. Cóż się dalej siato ?
Osk. Sędzia przesłuchawszy mnie, Aleksandra i służbę zabrał 3 podejrzanych, mianowicie Luciu, Krajewskiego (szewc), Mertinowicza Jana (pomocnik murarski). Sędzia wyjechał we środę, we czwartek poszłam do szafki księdza, wzięłam kupony odcięte i zapadłe, łyżeczki, ze szuflady talary, 27 dukatów i wszystko to wsypało się do woreczka i przeniosło się do skrzynki drewnianej. Gdy mnie ks. Tch. pytał, czy wszystko zabrałam, odpowiedziałam, że wzięłam co widziałem, zresztą nic mogłam się schylać.
Przew. Gzy pani nie wzięła książeczek oszczędn. ?
Osk. Nie, nie brałam, gdyż nie mogłam sie schylić, zresztą ktoś nadszedł i nie było czasu.
Przew. Cóż się dalej stało?
Osk. Oleś przyjechał ze Lwowa i powiedział, że muszę jechać do Lwowa, gdyż p. Kratter powiedział, że potrzebną jestem do podjęcia wywalczonej sumy 7.500 złr. Ks. Tchorz, zaczął fantazować, więc mając odjechać oddałam ks. Królickiemu klucz, któremu ks. Tch. ufał, a ten klucz otwierał i komodę.
Przew. Gdzie pani oddaw ała ks. T . klucz?
Osk. Albo w garderobie, albo przy przenoszeniu ks. T ch.
Na zapytanie przewodniczącego co rozmawiali ze Spangiem , gdy ten przybył 7. do Kukizowa, odpowiedziała p. Strzel, że żadnych z nim konwersacyj nie miała, pytała go się jedynie nie ...az ,czy jadł, czy wodę dostał itp. Chorego ks. Tch. sam a doglądała, nosząc mu rosoły, buljon, wino, zresztą była ciągle służba. Przew . Czy pani nie dziwiła się po co Spang przyjechał ? Osk. Sądziłam że dalej śledztw o prowadzić. Przew . Ja nie wiem , czy pani tak mogła myśleć, wszak zbrodniarze byli .już zabrani. Czy miała pani jeszcze jakich gości? Osk. Był syn p. Kazimierza Tchorznickiego, a później sam p. Kazimierz. Ks. Tch. niechętny był synow i, bo go nie znał.
P. Strzelecka widocznie już bardzo znużoną była, więc przewodniczący chciał przerwać chwilow o rozprawę, ponieważ jednak była godz. 3. po poł. odroczył przeto rozprawę do dzisiaj na godz. 9.

Kurier Lwowski - rok 1889 nr 17 strona 2 (17.01)

Spraw a kukizowska

.

(Dalszy ciąg z dodatku do nr. 16.)
Przysięgły p. Domaszewski zadał kilka pytań oskarżonej w kierunku jej fizycznego stanu. Jakie ma dolegliwości, jak się objawiają i czy może sama się ubierać.
Oskarżona skarży się, że od dłuższego już czasu cierpi na ból krzyża, wskutek czego,nadzwyczaj trudno jej podnieść się lub schylać. Nie radziła się jednak lekarzy, tylko domowymi środkami się leczy.
P. Domaszewski. Ponieważ akt oskarżenia zarzuca pani, że owej krytycznej nocy pani chodziła do księdza mordować, chodzi mi o to, czy w owym czasie mogła pani pójść bez. pomocy.
Osk. Obuwać mnie musi sługa, prócz tego z trudnością wlokę nogami i nie widzę prawie nic wieczór.
Dom. Czy służąca spala owej nocy przy pani. Czy sen ma lekki czy ciężki ? czy budziła ją pani kiedy ?
Osk. Spała u mnie. Nieraz budziłam ją w, nocy, gdy psy szczekały kolo domu.
Dom. Czy syn pani często bywał w Kukizowie ?
Osk. Często, czasem dwa, trzy rasy dziennie.
Dom. Czy onej niedzieli widział się z pani?, albo w sobotę, może w piątek?
Osk. W niedzielę nie widziałam, go, przedtem był we Lwowie.
Przewodniczący objaśnia przysięgłym, że do tych okoliczności będą świadkowie pytani. Następnie zarządza małą przerwę ze względu na p, Strzeleckę.
Prok. (troskliwie). Pani podobno nie jadla jeszcze.
Osk. Owszem jadłam już.
Po pauzie pytał dalej oskarżoną adj. p. Stebełski; Czy pani słyszała kiedy, że ks. T. chce opuścić Kukizów i zamyśla się obliczyć z panią?
Osk. Nie.?
Sleb. Gzy ks. T. płacił co za utrzymanie?
Osk. Płacił 20 zł. Ja cie chciałam tego, ale ks. T. uparł się, że inaczej nie będzie mieszkał. Gotówką nie płacił, tylko odtrącał sobie na rachunek procentów.
P. Stebelski badał dalej co do krwi na biurku, aby jaśniej określili swoje pierwotne powiedzenie, co do golenia ks. Tch.
Osk. Ja nie widziałam. Gdy powiedziałam ks. Tch., że biurko zakrwawione, wówczas ks. T. powiedział mi, że się golił i pokrwawił.
Przew. To pierwszy 'raz słyszę. Osk. Musi być w aktach, gdyż mówiłem to p. Kownackiemu.
Następnie w dłuższym wywodzie jurydycznym podniósł p. prokurator, że zeznania obecne p. Strzeleckiej są tak rażące i w esencjonalnej sprzeczności z depozycjami w śledztwie, że dla wykazania tej jaskrawej różnicy prosi przewodniczącego a ewentualnie trybunał, aby odczytany został protokoł śledczy z p. Strzelecką.
Przew. Szanowny p. prokurator widocznie chce sprowokować trybunał, gdyż nie odwołuje się do mojej dyskrecjonalnej władzy. Badałem sam i dozwalałem na liczne pytania, a jeżeli dostrzegłem jaką sprzeczność, natychmiast wskazywałem. Zresztą niedostrzeglem żadnych rażących sprzeczności. Ponieważ jednak p. prokurator uczynił wniosek, przeto udzielam głosu obronie. Dr. Roiński im. p. Strzeleckiej oświadcza, że wobec nadzwyczaj wyczerpujących pytań, uważa czytamie protokołu za zbędne, nie sprzeciwia się jednak odczytaniu, pozostawiając ocenienie trybunałowi.
Trybunał udał się na ustęp i po krótkiej naradzie odmówił żądaniu prokuratora. Gała sala, powiada przewodniczący, była świadkiem, jak obszernie i wyczerpująco badano oskarżoną, i nikt się już więcej nie zgłaszał z pytaniami. Musiałby p. prokurator wykazać miejsca protokołu, któreby były w rażącej sprzeczności z obecnemi zeznaniami oskarżonej.
Prokurator zapowiada przeto, że pytaniami do oskarżonej wykaże te sprzeczności. Wolno oskarżonej odpowiadać lub nie.
Oskarżona oświadcza, że jest tak znużoną, iż obecnie nie jest wstanie dalej odpowiadać, chętnie to uczyni później, a teraz prosi, aby obrońca odpowiadał.
Przew. (z uśmiechem). Obrońca nie może za panią odpowiadać.
Dr. Roiński. Mojej klientce chodzi o to, abym w jej imieniu oświadczył, że jest bardzo znużoną i że chętnie będzie odpowiadała przy postępowaniu dowodowem. Badaną była dostatecznie przez pół dnia wczoraj, a przez cały czas dzisiaj.
Prokurator domaga się koniecznie, aby mu wolno było w tem stadjum rozprawy stawiać pytania, aby wykazać sprzeczności. Wolno p. St. nieodpowiadać jeżeli jest znużoną. Również będzie w tem stadjum pytać oskarżonego.
Dr. Dulęba imieniem swego klienta również odmawia dalszych odpowiedzi ze strony p. Strzeleckiego. Posypią się znowu setki pytań, gdyż p. prokurator prowadzi nowe śledztwo.
Potem ponownie przemawiał dr. Roiński i dr. Górecki, dowodząc że oskarżona jest znużona i nie może już odpowiadać. Na zapytanie r, Duniewicza odpowiedział dr. Roiński, że oskarżona zasadniczo odmawia już dalszych odpowiedzi w tem stadjum procesu.
Nastąpiła potem gorąca utarczka między dr. Dulębą a prokuratorem, ponieważ p. Dulęba twierdził, iż prokurator naprowadza rzeczy, których wcale nie ma w aktach, że zapewne zachowuje jeszcze jakie materjały.
Prokurator z „oburzeniem" odparł ten zarzut. „Wszystko to o co pytałem jest w aktach, jeżeli obrona znich nie korzystała, nie moja wina.
Dr. Dulęba. Nie ma tego w aktach, to nie moja wina!
Jutro trybunat rozstrzygnie ten spór, gdyż przewodniczący o godz- 3. odroczył rozprawę do dnia następnego.

Kurier Lwowski - rok 1889 nr 18 strona 3 (18.01)

Spraw a kukizowska.

(Dalszy ciąg z dodatku do nr. 17.)
Jewka Krakowiecka, rodem z Żółtaniec, służąca, owinięta w dwie chustki, nie wie wiele ma lat (prawdopodobnie 20) nie rozumie po polsku, przewodniczący przeto stawia pytania po rusku. Ponieważ Jewka była już w śledztwie zaprzysiężoną, więc przystąpiono od razu do przesłuchania.
Licznemi pytaniami wydobył przewodniczący, że dn. 29. lipca, kiedy byli goście, Jewka pomagała kucharzowi, po wydaniu zaś kolacji położyła się spać w kuchni na skrzyni, dlatego nie widziała kiedy goście odjechali.Po odjeździe gości kucharz ją zbudził, aby myła naczynia. Zabrała się więc do ażurowania rądli. W czasie tej roboty przyszedł do kuchni p. Strzelecki, już nawpół rozebrany, i zapytał ją: „A szczo Jewka, fajni chłopci buły?“
Przew. Po co pan przychodził do kuchni i zkąd ?
Jewka. Ja ne znaju.
Dalszem pytaniem i demonstracją przewodniczący dowiedział się, że p. Strzel, przyszedł do niej w koszuli Jaegera. — Pomywszy naczynie Jewka zgasiła światło i poszła spać.
Przew. Czy po odjeździe gości myto drugiego dnia podłogę w pokoju?
Św. Nie
Jan Lemiszka, rodem z Żołtaniec, gr. k. wolny, służy u pp. Strzeleckich lat 26., zatrudniony „przy pokojach" jak się wyraża, we wojsku służył 3 lata, zostaje zaprzysiężony.
Dnia 29. lipca pomagał lokajowi usługując gościom, których według jego mniemania było G. Po odjeździe gości posprzątał w pokoju, mył naczynie w kurytarzu, następnie poszedł spać na dwór, i położył się we wozie.
Przew. A co pan robił po odjeździe gości.
Swiad. Napił się jeszcze herbaty, chodził po pokojach, potem poszedł spać.
Przew. Skąd wiesz, że p. położył się spać ?
Św. Powiedział mi lokaj.
Przew. Co się na drugi dzień stało?
Św. Na drugi dzień przyjechał Władek z Kukizowa i przywiózł kartkę od pani Kto oddal kartkę panu nie pamiętam. Jak przyniosłem kawę panu, to jeszcze spał. Kiedy odczytał pan kartkę kazał „raz, dwa“ zaprzęgać, ubrał się i pojechał.
Przew. Słuchajno ty, uważaj dobrze co mówisz. Komu pau kazał zaprzęgać „raz, dwa“?
Św. Nie przypominam sobie.
Widocznie Lemiszka musi inaczej cokolwiek zeznawać niż w śledztwie, ponieważ przewodniczący ostro go napominał, aby nie kręcił, gdyż go każe zamknąć „Ty możesz być wielkim lokajem, ale jesteś tumanem, nie kłam, ale prawdę mów. Nie wiesz czego, to powiedz „nie pamiętam" ale nic nie dodawaj.
Od tej też chwili świadek prawie ciągle odpowianie „nie pamiętam*.
Przew. Rano kiedy przyszedłeś do pana, czy były buty koło łóżka.
Św. Były buty i trzewiki.
Przew. Czy buty były mokre?
Sw. Nie poznałem. Prz. Kiedyś czyścił buty? Sw.Nie pamiętam. Prz. Czy rzeczy zastałeś kolo pana? Sw. Nie pamiętam. Prz. Jakieś czyścił rzeczy — czy nie widziałeś jakich plam z krwi? Sw. Nie pamiętam.
Przew. Ładny z ciebie lokaj — (wesołość.)
Na przesłuchaniu tego świadka zakończyła się wczorajsza rozprawa.

Kurier Lwowski - rok 1889 nr 19 strona 3 (19.01)

(Dalszy ciąg z dodatku do nr. 18.)
Jajko. Od budy do pomieszkania ks. T. bardzo daleko, więcej jak 200 kroków. Czy się u ks. świeciło, tego nie wie. Tego wieczora nie widział ze służby nikogo. Rano wstał i szedł po wodę, wtedy słyszał, jak Władek Michalicki, który niósł księdzu kawę, opowiadał sługom na podwórzu, że ks. bardzo skrwawiony. Gdzie spał tej nocy Lucio, świad. nie wie. Dwa razy spał świad. w oranżerii, w której przez zimę stoją kwiaty. Wówczas nie w niej nie było. tylko dwa wazony i maty. Trawę kosit najwięcej Batiuk. Swind. słyszał później, że Al. Strzel, pojechał do Lwowa. Dwie dziewki, Handzia i Maryśka przyszły po buraczankę i mówiły: doktor powiedział, że księdza ktoś pobit. A wtenczas świadek powiedział: może to jakiś hajdamaka był, co wczoraj leżat pod cerkwią, a ja mu 2 razy mówił: dobry wieczór, a on mi nie odpowiadał. Handzia nie mówiła, że ksiądz się sam potiukt
R. Bogdani zapytuje, o jakiej godzinie widział świadek owego czarno ubranego człowieka? Swiad. Było około 10 g. Jeszcze się w karczmie świeciło.
R. Stebel. Gzy świadek przechodził blisko kolo tej postaci? Swiad. Bardzo blisko, może na krok. Widziałem , że to człowiek. Twarzy ni nie widział, bo miał nasuniętą czarną, czapkę.
Prok. Jak to może być, żeby Jajk. widział tego czarnego człowieka, a wartownicy, którzy szli za tobą. nikogo nie widzieli, u nawet potem siedzieli na tej ławie?
Sw. Może on odszedł w inną stonę, nim oni nadeszli. Czy ten czarny człowiek spał, świad. nie wie. Nie odzywał się.
Prok. Czy ławka jest pod cerkwią? Sw. Ławka jest przy samej ścieżce, jak się idzie do sadu, nad nią jest daszek.
Prok. Czy świadek nie budził się w nocy, by pilnować jabłek? Sw. Nie, w sadzie bezpiecznie. Droga idzie po przy sad. Drogą przez Ostrów czasami ludzie chodzili. Buda, gdzie świadek spał, oddaloną jest od alei może na 150 kroków.
Na dalsze pytania prok. zeznaje, że sprowadził się do budy na tydzień przed ...ją. a ponieważ w sadzie budy nie było, więc nocował 2 dni w oranżerji.
Dalej powraca prok. do owych parobków, którzy za sadem paśli konie owej niedzieli i za nadejściem pani Strzel, rozpierzchli się i pochowali się za lipą. Z jakiej przyczyny to uczynili, świadek nie wie. Pani Strz. gniewała się, że buraki pozjadane
Ks. Tch. świadek widywał często chodzącego na spacer. Co o nim mówili, nie słyszał. Raz tylko mówił o nim do Lucia: jaki (o staruszek ten ksiądz ! Na to Lucio odpowiedział: Staruszek, ale daj mi Boże mieć te pieniądze, co on ma ! To było nie długo przed wypadkiem. Nie więcej Lucio nie mówił. Pani Strz. często przychodziła do sadu, patrzyła się na jarzyny, na jabłka, ale nigdy jabłek nie kosztowała i nie brata. W pokoju u niej świadek był tylko raz, gdy przyszedł do sadu na wartę.
Dr. Dulęba pyta świadka o owego wartownika, który świstał w sadzie ks. Królickiego Świadek nie wie, czy to świstał Gnot, czy sługa księdza. Wie na pewno, że wartownik, bo gdy on sam dawniej chciał nająć ten sad, to mu tę świstawkę wartownicką pokazywano.
Przewodniczący konfrontuje wartowników z Jajkiewiczem, nic jednak nowego ta konfrontacja nie wykazuje. Następnie zarządza przew. odczytanie protokołu rewizji domowej odbytej u Onutrego Jajkiewicza (ojca świadka) w Jaryczowie, gdzie wcale niczego nie znaleziono.
Przysięgły Dornaszewski zapytuje świadka, czy nie wie, czy ksiądz spał sam lub z kim innym, czy się zamykał. Świad. Nigdy u księdza nie byłem i z nikim o tem nie mówiłem, więc nic nie wiem. Sad u pani St. najmuje już drugi raz.
Na tem posiedzenie przerwano o g. 3.45. do jutra.

Kurier Lwowski - rok 1889 nr 20 strona 3 (20.01)

Spraw a kukizowska.

( Dalszy ciąg z dodatku do nr. 18.)
Przew. odczytuje rozmaite wezwania i wykazy dotyczące dochodów i wydatków Al. Strz. w sierpniu. I tak 2. sierpnia'wezwało Towarz. kred. ziemsk. p. Al. Strz. do zapłacenia zaległej raty procentowej w sumie 4480 zlr. pod rygorem sekwestracji. 4. sierpnia Aleks. Strzel, płaci Towarz. kredyt. 2500 złr. i wydaje na inne rachunki do dnia 8. sierpnia przeszło 4600 złr., zaś w parę dni później jeszcze 1500 złr. Na to wszystko miał od Bindera 2000 złr. a z Ceperowa 1500 złr., od Sofera zaś dostał 1700 złr. dopiero 17. sierpnia. Aleks. Strzel, wskazuje na to, że niektóre z wykazywanych sum ptacił dopiero 17. sierpnia i później.
Następny świadek, Mendel Schnaper, rodem z Jaryczowa, lat 66, żonaty, ojciec 5 dzieci, krawiec, sądownie nieposzlakowany, zostaje zaprzysiężony. Strzelęckich zna, złości ani nienawiści do nich nie ma. Św. robi suknie nietylko dla Jaryczowa, ale i dla okolicy. Ks. Tchorzn. robił kamizelki. Wstępował on do księdza, brał mu miarę, a potem przynosił kamizelkę gotowa, Za robotę dostawał 2 złr. 50 cnt. Ksiądz płacił mu w ten sposób, że mu dawał 1 złr. i kazał iść zmieniać. Świad. przynosił zmieniany gulden, i wtenczas ks. Tch. dawał mu z niego 50 cnt. i dodawał 2 złr. Skąd je brał świadek nie wie. O stosunkach majątkowych ks. Tch. świadek wie tyle, że ksiądz nic nie miał. Domyśla się tego stąd, że nieraz mawiał księdza, by dał sobie zrobić surdut lub spoduie, na co ksiądz zawsze odpowiadał: nie mam za co. O tem, że ksiądz ma majątek, nic nie wie — słyszał, że coś chłopi mówili, ale to nie jego fach. (Wesołość)
Przew. nader ostro upomina świadka, by gadał prawdę i grozi mu, że go zamknie. Odczytuje mu jego zeznanie protokolarne, w którem powiedziano wyraźnie: Od dawnych lat wiadomem było, że ks. Tch. ma majątek i że Strzeleccy są mu winni 50.000 zlr.
Św. tego sobie nie przypomina.
Dalej wypytuje go przewodn. o spotkanie ze Szpangiem. Szpanga spotkał świad. w Jaryczowie. Szpang szedł z jaryczowskim postenfurerem od żandarmerji. Postenfurer zobaczywszy go, rzekł Szpangowi: oto jest krawiec, co robił suknie ks. T. Wtedy Szpang zawołał go do koszar i zapytał, co on robił dla księdza. Swiad. powiedział: Kamizelki. Wtedy Szpang zapytał postenfurera: czy można temu człowiekowi powierzyć sekret? Postenfurer mówi: można. Wtenczas Szpang wyciąga papier, rozkłada go i pyta mię: co to jest? Ja mówię: Ja nie umiem czytać, to nie wiem, co to jest. A Szpang opowiada mi: słuchaj Mendel, to tak było. Ze środy na czwartek, czy może z czwartku na piątek razem z wójtem i ks. Królickim robiliśmy rewizję w pomieszkaniu ks. Tch., przeszukaliśmy komodę, a nie znalazłszy w niej niczego, opieczętowaliśmy ją. W niedzielę robiliśmy drugi raz rewizję z wójtem i jeszcze jednym człowiekiem, ale już bez ks. Król. i otworzywszy opieczętowaną komodę, znaleźliśmy w niej ten papier. To jest spis obigacyj, razem coś na 300 zł. Pytał się mnie Szpang, co to może znaczyć ? A ja mówię: To pochodzi z wyższej instancji, z mądrej gtowy!
Przew. po ponownem ostrem upomnieniu świadka odczytuje mu jego zeznania w śledztwie, gdzie stoi napisano, że on powiedział Szpangowi: To z mądrej gtowy wyszło, żeby się zdawało, że ks. tylko tyle miał pieniędzy. A pieniądze poszty do wyższej instancji. Świadek przyznaje, że tak mówił. O spisie w protokole nie wspominał.
Puniew. Go to znaczy wywiózł pieniądze do wyższej instancji. Swiad. .Ta myślał, źe na to potrzeba większego rozumu.
Dun. A o pieniądzach nie mówiłeś. Sw. Nie. Przewodniczący podnosi, że świadek inaczej zeznawał w śledztwie, musi go przeto skonfrontować ze Szpangiem. Zostaniesz do poniedziałku. Sw. Ja nie mam z czego żyć I Przewodniczący zarządza, aby biedniejsi świadkowie otrzymali zaliczkę.
Leizor Lath, 39 l. izr. dozorca lasu u p. Strzeleckiego, zaprzysiężony, służy już we dworze 6 lat. Przedtem był faktorem. Świadek na pytanie przew. zaprzecza, aby zeznał w śledztwie, że p. Strz. nie płacił robotników — mówił tylko, że czasowo może, gdy nie byto pana, to nie płacono. Przy poświęceniu budynku w Bołszowie (25. lip.) byt obecnym. Z gości nikogo nie było.
Na pytanie przewodniczącego co się działo w niedzielę 29. lipca, odpowiada świadek, że w dzień ten przywidzi mięso z Jaryczowa, poczem razem ze Strzel, pojechał do Kukizowa po wino. Pani Strz. w domu nie zastali. P. Aleks, pojechał z winem do domu, a jemu polecił wziąść od matki 50 zt. na zapłacenie robotników. Na pytanie przewódn. jakie odniósł wrażenie, czy Strzel, miat wtedy pieniądze, czy nie, odpowiada, że nie zdradzał się przed nim oskarżony u polecenie wzięcia od matki 50 zl. była gołosłowne. Sw. istotnie od matki pięćdziesiątkę dostał. Dając pieniądze mówiła: „Mam jeszcze parę reńskich, te mi zabierze, mnie nic nie zostanie." Powrócił do Bołszowa z pieniądzmi i wręczył je Aleks. Ujrzawszy banknot 50 zt. gniewał się, że nierozmieniany. W Bołszowie już byli goście. Ilu ich było nie liczył, iść mu do pokoju nie wypadało. W poniedziałek rano miał otrzymać od Al. Strz. dyspozycje, przyszedł do dworu rano, ale Strz. spał, nie doczekawszy się go odszedł i zobaczył się z nim dopiero we wtorek czy środę. Wtedy to opowiadał mu Strz. że księdza pobito i ze na piersiach ma ślad od młotka, opowiadał mu dalej, że przypatrywał się młotkowi jednego z murarzy u niego zajętych, i ma podejrzenie na Krajewskiego.
Przew. Nic takiego w śledztwie pan nie mówiłeś! Sw. jak to nie ? Przew. odczytuje protokół śledczy, który okazuje się zgodnym z zeznaniem obecnem świadka, oprócz szczegółu o podejrzeniu na Krajewskiego, którego w protokole nie ma.
R. Dun. Powiedziałeś pan, że pożyczyłeś p. Strzelcu 500 zlr.? Sw. wyjaśnia póżniejszemi odpowiedziami, że on przez kilka lat składał sobie drobnemi kwotami u p. Aleks., procentu jednak nie wymawiał sobie.
R. Dun. wspomina o różnych sprzecznościach, i wzywa świadka, aby je wyjaśnił, gdyż różnym świadkom się zdaje, że ratują p. Strzeleckiego, że jakąś mu grzeczność wyświadczają, ja was zapewniam p. Strzel, tego nie potrzebuje, on sobie sam da radę.
Przew. Czy p. Strzelec, wyrębywał las po śmierci ojca? Sw. Nie pamiętam. Przew. Dozorca lasu nie pamięta? A w śledztwie powiedziałeś, że sprzedał za 5000 zlr. Sw. Nu, tak, tak ale nie był przy tem.
Przew. Gdyś pan otrzymał 50 złr. od p. Horwatha, czyś oglądał je, czy nie były pokrwawione? Sw. Nie. R. Dun. Czy mówił kiedy p. Strz. że matka jego ma 30 kilka tysięcy? Sw. Opowiadał mi p. Strz., że jakiś pan mu powiedział, iż matka ma jeszcze 30 kilka tysięcy w jednym banku.
Przew. przeczytięje z aktów śledztwa, że świadek powiedział, „że matka ma 30.000 w kasie oszezędn". Prok. Czy warta jest koło dworu? Czy wiedział świad. kiedy, aby obcy żydzi lub furmani zjeżdżali na drogę kolo masztarni? Sw. Z bliskiej wsi jeżdżą czasem tą drogą. Przew. Jak długo trzeba iść z Bołszowa do Kukizowa? Sw. Jak idzie się po mału to godzinę, a prędzej to trzy kwadranse. Prok. Czy chodziłeś kiedy przez łąkę, czy jest ścieżka, rowy? Sw. Jest ścieżka, ale w lesie zarośnięta, są rowy, które można przeskoczyć, ale jest i kładka. Przez jeden rów musi się jednak przejść.
Przewodn. Czy jest w nim woda? Sw. Zawsze, chyba bardzo wielka posucha
. Dr. Dulęba. W śledztwie wspomniałeś p. o Łuciu, o Krajewskim, iż p. Strz. powiedział, że to oni musieli popełnić zbrodnię. Sw. Tak jest, pan mówił, zresztą wszyscy się dziwili, że Krajewski taki biedak, zaczął doskonale żyć, miał pieniądze.
Dr. Dulęba. Czy owa łąka mokra jest. Przewodn. Nie potrzebujecie na to odpowiadać. (Powszechne zdumienie.)
Dr. Dulęba. Pytali się inni, nie wiem dlaczego ja nie mogę spytać. Sw. Jest wilgotna — w lecie ścieżka pozarasta trawą, to jest wielka rosa.
Dr. Dąbrowski wykazał, że nie ma sprzeczności w zeznaniach świadka, w sprawie tyczącej matki.
Na tem ukończono badanie tego świadka. Mimo że była 3. godz., przewodniczący zawezwał jeszcze jednego świadka, należy on bowiem do tej samej grupy.
W poniedziałek rozpocznie się badanie innych świadków — a posiedzenia odbywać się będą rano i popołudniu, Swiad. Jan Rrzycki lat 29 żonaty, był karany kilkakrotnie mianowicie odsiedział 5 lat więzienia za zabójstwo, następnie po 8, 10 dni za pobicie. Został zaprzysiężony.
Przew. Za co p. siedział 5 lat. Sw. Zastrzeliłem chłopa. Przew. Cóż pan robisz? Sw. Jestem ekonomem. Świadek opowiada, że strzelał do chłopa, gdyż był to napad na niego — że służył pierwej u p. Strzeleckiego ojca, gdy siedział w wiezieniu p. Aleksander odwiedzał go, gdyż wiedział, że jest niewinny.
Przew. Daj pan spokój, jak raz przysięgli powiedzieli „winien* to p. Sl. nie może tu p. uniewinniać. Coś p. robił, wyszedłszy z więzienia? Sw. P. Strzelecki przyjął mnie do służby. Służyłem tylko 10 miesięcy, potem trafiła się lepsza służba u hr. Uruskiego.
Przew. W śledztwie p. zeznałeś, że ks. Tch. nie lubił p. Strzel. Sw. Tak nie powiedziałem. Mówiłem że ks. Tch. bardzo lubiał p. Aleksandra gdy był dzieckiem, potem gniewał się na niego, za jego życie rozwięzłe, a to do tego przyszło stąd, że ja na mawiałem ks. Tch., ażeby sprzedał swój majątek, gdyż dzierżawca Sofer chce go kupić. Ks. na to powiedział, żeby powiedzieli, dopiero dostał i już sprzedał i do tego żydowi. Wykazywałem mu, że jest stary i powinien z majątkiem porządek zrobić a on to odpowiedział: Jak się Oleś ustatkuje to mn wszystko oddam.
Przew. Czy robotnicy za pobytu pańskiego byli niewypłacani? Sw. Były czasy, że płacono i nie płacono. Pr. W śledztwie twierdziłeś p., że po kilka tygodni nic płacono. Sw. To było wtenczas, kiedy p. A. pojechał do kąpiel i nie zostawił ani 5 ct. Wówczas prosiłem p. Strzel., aby dała na żniwo, ale nie chcieli dać, potem jednak ks. Tch. pożyczył kilkaset zł.
Pr. W śledztwie p. powiedział, że p. Aleksander jest człowiekiem lekkomyślnym, robi różne wybryki, m rnotrawi, że „rajskie wesela* wyprawia (wesołość) Sw. Ja tego nia mówiłem, gdyż nic rozumiem co to znaczy. Ja mówiłem, że dwa wesela we wsi robił.
P r. Mówiłeś, że bale wyprawiał, czy p. Str. żonaty, aby bale dawał, czy były panie? Sw. Nieraz p. zaprosił 4 lub 6 panów, było polowanie, sprowadzał muzykę ze Lwowa. Pr. (podniesionym głosem). To p. ekonom, nazywasz to balami, cóż to p. A. nie wolno muzyki sprowadzać? Co to znaczy „marnotrawił", jakie fakta p. masz? Sw. Rozdarowywał krowy dziewczętom, chałupę im budował, rozdawał pieniądze. Pr. (ostro). Ile tych krów darował? Sw. W jednym roku trzy krowy, dwie darował Nastunce Ch.. a jedną Marynce P. Oskarżony wyjaśnia, że były to służące, które po kilka lat służyły. Zresztą miałby wiele odpowiedzieć na zarzuty świadka w śledztwie poczynione, ale nie uważa za stosowne.
Poczem przewodniczący odroczył rozprawę o godz. 3:30 do poniedziałku.

Kurier Lwowski - rok 1889 Dodatek do nr 21 strona 31(21.01)

Spraw a kukizowska.

Lwów 21. stycznia.
(Siódmy dzień. — Początek o godz. 9:15)
Przewodniczący od razu przystępuje do przesłuchania ważnego świadka p. Kaźmierza Tchorznickiego, właść. dóbr i ojca 3 dzieci.
Przew. Czy i kiedy otrzymał pan, lub kto z rodziny list albo telegram i jakiej treści? Św. Syn mój otrzymał na wsi telegram od p. Strzeleckiego, ja zaś bawiłem wówczas w Szczawnicy, gdzie równocześnie dowiedziałem się o wypadku z innej strony, więc napisałem mu, żeby pojechał. Syn pojechał i poczem napisał do świadka list, w którym donosi, że ksiądz Tch. umierający, i z listu wynikało, że powinien pojechać do Kukizowa. Otrzymawszy list 10. sierpnia, wyjechał natychmiast do Kukizowa. Przyjechawszy do Kukizowa, w którym nigdy nie był, zajechał do księdza i prosił, aby go zaprowadzono do dworu. P. Strzelecka przyjęła go łaskawie, a że był upał, więc śniadanie jedli na dworze. Przy śniadaniu byli obecni pp. Władysław Strzelecki, Kochanowski i gospodyni. Naturalnie, że przy śniadaniu opowiadano o wypadku. Mówiono, że byli tego przekonania z początku, że ks. Tch. sam się potłukł, gdyż cierpiał na epilepsję i poprzednio już miał raz czy dwa razy taki wypadek.
Oskarżona przerywa: Ja tego nie mówiłam mówiono o apopleksji.
Przew. Kto najwięcej opowiadał o epilepsji ? Sw. Dziś dokładnie nie pamiętam. Wiem, że p. Kochanowski nic nie mówił. Najwięcej opowiadał p. Władysław Strzelecki, ale o ile sobie przypominam i pani dobrodziejka wiele opowiadała. Przew. Czy ks. Tch. poznał pana? Św Nie. Pani Strzelecka starała się, aby mnie poznał, ale daremnie.
Przew. Czy mówiono panu co o tem, że ks. Tch. wspomniał, że zapisze majątek panu? Św. Tak jest, opowiadano mi, że ks. kilkakrotnie wyraził się, że mi zapisze majątek. P. Władysław Strzelecki ostrzegł mnie jednak, że taki zapis nie jest dostateczny, gdyż ks. Tch. musiałby wobec świadków wyrazić formalnie, że jest to jego ostatnia wola. Prosiłem przeto p. Strzeleckiego, że jeżeliby była sposobność i ks. Tch. wróci do przytomności, aby tę formalność dokonano, a że mi wspomniano, iż ks. Tch. miał zamiar zapisać coś na kościół, więc oświadczyłem, że w danym wypadku da na kościół tyle, wiele każe dać p. Strzelecka.
Przew. Kto był jeszcze przy objedzie i czy pytał się pan o kapitały. Św. Przy objedzie był ks. Królicki; pytałem się, czy zostały jeszcze jakie kapitały, ponieważ wiedziałem, że śp. Feliks Tchorznicki posiadał indemnizacje i czeki bankowe, ale ks. Feliks krył się tak samo z pieniądzmi i wiedziałem, że ich nie stracił, a tem mniej mógł stracić ks. Jan. Odpowiedziano mi jednak, „że ksiądz nic nie zostawił, chyba jest coś w szafie zapieczętowanego.
Przew. Czy pan pewny jesteś, że tak powiedziano i kto ? Św. Pewności nie mam co do każdego słowa, któż się mógł spodziewać, że z każdem słowem liczyć się potrzeba, ale pamiętam, że powiedziała mi p. Strzelecka, że nie zostawił nic. Przew. Czy słyszał p. od kogo, że ks. Jan Tch. zamierza Kukizów opuścić. Sw. Mówiono, ale nic stanowczego nie mogę powiedzieć — wiem, że syn mój Leon wspomniał coś, że mu dzierżawca mówił, iż ks. Tch. zamierza wyjechać do swego majątku.
Przew. W jakim stanie zastał pan ks. Tch. ? Św. Był zupełnie nieprzytomny. Przew. Tak, ale pod jakiemi warunkami? Św. Bardzo był opuszczony. Gdy wszedłem fetor był okropny, nie do wytrzymania. Byłem kilkakrotnie u niego tego dnia, ale nie mogłem wytrzymać dla fetoru dłużej nad kilka minut.
Przew. (do oskarżonej). Co pani na to? Oskarżona. Ja bardzo krótko mówiłam z p. Kazimierzem Tch., niewiedziałam zresztą, czy on jest krewnym bliższym, nie wspomniałam mu przeto o depozycie, zwłaszcza, że ks. Tch. prosił mnie, abym nikomu nie mówiła.
R. Duniewicz. czy mówiono o szafce i komodzie? Św. Nie pamiętam. Dun. Czy p. widział komodę i szafę ? Św. Nie przypominam sobie, czy szafę widziałem, ale komodę musiałem widzieć. Dun. Kto mówił o ataku epileptycznym i czy mówiono, że „cierpiał" ? Św. Dokładnie słów nie powtórzę, ale stanowczo twierdzę, że treść rozmowy była taka, że ks. już cierpiał pierwej i że miał raz czy dwa razy ataki epileptyczne.
Osk. Ja nigdy tego nie mówiłam, wspominałam o ataku apoplektycznym. Św. O ataku apoplektycznym absolutnie nie było mowy.
P. Stebelski. Czy p. rozmawiał po wypadku z ks. Janem Tch. Św. Kiedy przywieziono ks. do Sióstr Miłosierdzia, ciągle czuwam na jego żądanie. Jest to jego ulubiony temat. Opowiedział więc, że obudził się na ziemi, zobaczył drzwi otwarte, pomyślał sobie „ho, ktoś tu był, położył się więc do łóżka i ponownie usnął”. Czy był pokaleczony, nie wiedział. Steb. Czy pytany o kapitały, mówił, że dał klucz i papiery p. Strzeleckiej. Św. Nie raz, nie dziesięć, przy świadkach, stanowczo zaprzeczał, że nic nie dawał p. Strzeleckiej. Przy lekarzu w szpitalu pytany, odpowiedział stanowczo „Nieprawda, nie dałem!. Swiad. W Kukizowie był ks. Tch. opuszczony tylko pod względem czystości. Pielęgnacja zresztą była, dwa, czy trzy razy widziałem, jak sama pani Str. niosła mu rosół, dziękowałem jej nawet za troskliwość. Księdza poznałem bliżej dopiero po wypadku, głównie we Lwowie w szpitalni sióstr miłosierdzia, gdzie u niego bywam co dnia.
Przew. Kiedyś pan przyjechał do Kukizowa po raz drugi? Sw. Przyjechałem ze Szczawnicy 6. września, przerwawszy kurację. Ksiądz miał się już o wiele lepiej, niż wtedy, gdym był u niego pierwszym razem, zrana był więcej przytomny, popołudniu coraz mniej, lecz to się poprawiało czemraz więcej. Teraz jest już zupełnie przytomny, tylko trzeba umieć się z nim obchodzić. R. Stebelski. Czy to, co ks. Tch. obecnie mówi, ma cechę prawdopodobieństwa? Sw. Jak najzupełniej, jest całkiem przytomny. Przy tej sposobności niech mi wolno będzie odeprzeć jeden zarzut, nie wiem, czy tutaj podniesiony, ale wyrażony publicznie w jednym dzienniku, jakoby w szpitalu sióstr miłosierdzia wywarte były na księdza jakieś szkodliwe wpływy. Sam ksiądz zawsze twierdzi, że jako ksiądz musi prawdę zeznać, tak samo też i ja, jeżelim wpływał na niego, to tylko w tym duchu: księże, zeznawaj tylko prawdę Nosisz uczciwe imię, które nigdy nie było splamione. Jeżeliby ta prawda miała być nieprzyjemną państwu Str., ha, to chyba nie byłaby moja w tem wina.
R. Steb. Czy słyszał pan dawniej o tej wersji, że ks. Tch. zamierza pozostawić swój majątek Strzeleckim? Sw. O tem byłem kompletnie przekonanym Zarzucano nam, rodzinie, żeśmy nie dbali o ks. Tch. Muszę tu wyjaśnić szczegół mylnie podany w akcie oskarżenia. Nie jestem wcale bratankiemn ks. Tch., ale bardzo dalekim krewnym. Pradziad ks. Tch. był moim prapradziadem. Jako tak daleki krewny uważałem za rzecz wręcz niedelikatną narzucać mu się. Jak długo żył brat księdza Feliks, miałem nadzieję, że Pianowice na mnie przypadną, gdyż mój ojciec szczerze zajmował się Feliksem, i mogę powiedzieć, że tenże Pianowice właśnie swemu ojcu zawdzięczał. Skoro jednak Feliks umarł bez testamentu i ks. objął Pianowice, nie miałem już na nie żadnej nadzieji, tem więcej, żem słyszał, iż p. Al. Str. kilkakrotnie tam zjeżdżał i majątek lustrował. Dopiero na telegraficzne wezwanie udałem się do Kukizowa, a usłyszawszy tam, że ks. zamierza majątek ten mnie zapisać, oczywiście nie byłem temu przeciwny.
S. Steb. zapytuje panią Strzel: Co panią spowodowało, żeś się pani podjęła tego trudnego zadania utrzymywać i pielęgnować księdza, takiego staruszka, za tak drobną kwotę 20 zł. miesięcznie? Strzel. Z początku nie chciałam, opierałam się jakie 2—3 tygodnie, ale ks. Tch. tak błagał, tak lamentował przed organistą, tak mię prosił i po rękach całował, żem wreszcie przystała. Mówił: Przeżyłem z państwem 40 lat. i chcę tu umierać. Po pogrzebie brata Feliksa rodzina prosiła go do siebie i chciała mu dać schronienie, ale on wolał u mnie pozostać.
S. Steb. Czy może pani rada go była mieć u siebie także wobec tej sperandy do jego spadku? Strzel. Do tego nie miałam pretensji. Dr. Roiński. Czy ks. Tch. rzeczywiście płacił owe umówione 20 zł. miesięcznie? Strzel. Nie płacił — są rachunki. Przew. A przecież pani tak starannie i często fatygowała się, gdy chodziło o lokację kapitału księdza. Kapitał ten ulokowany, jak widzimy, w papierach bardzo realnych. Trudno przypuścić, by ks. sam tak dobrze na tem się rozumiał. Oczywiście więc pani dbała o te kapitały, mając nadzieję, że mogą się i pani dostać w spadku. To zresztą było rzeczą całkiem naturalną, to się często zdarza, że taki stary kawaler umrze i pozostawi spadek obcym, z pominięciem swych krewnych. Ale nie oto chciałem się panią spytać. W swej obronie ogólnej powiedziała pani, że słudzy zmienili wyraz „apopleksję” na „epilepsję”. Ale p. Al. Strz. kilkakrotnie wobec sług a nawet w zeznaniu prolokolarnem mówił o epilepsji. Są też świadkowie inteligentni, jak dr. Schmidt, którzy z całą stanowczością twierdzą, że pani chciała w nich wmówić, że ks. dostał napadu epilepsji i potłukł się. Sfrzel. O takiem wmawianiu nic nie wiem. Przew. odczytuje zeznania protokolarne pani Strz., gdzie ona podaje, iż Batiuk mówił jej, że ks. miał kiedyś chorobę św. Walentego, ale mnie o tem nic nie wiadomo. Dalej odczytuje zeznania Al. Strzel., który z lokajem swym Polańskim mówił o tem, że ksiądz może dostał konwulsji. Również z zeznań dra Schmidta widać, że mówiono o epilepsji i dr. Schm. twierdził, że rany owe żadną miarą od epilepsji pochodzić nie mogą. Dalej zeznał Al. Strz. dosłownie: Gdy do Kukizowa przybyłem, przedstawiła mi matka, że prawdopodobnie musiał się ks. w ten sposób pokaleczyć.
Al. Strz. W ten sposób, jak w lutym. R. Dun. Więc przedtem były dwa wypadki zasłabnięcia ? Pani Strz. Tak jest. Jeden, gdy ks. siedział w sadzie na słupku i z niego upadł, a drugi w lutym r. z., gdy w pokoju leżał na łóżku zesiniał i machał ręką, ale nie mógł mówić, o tem opowiadał mi Batiuk. R. Dun. Czy wówczas były jakie skaleczenia? Strzel. Nie było żadnych, ale tylko dlatego, że ks. upadłszy podniósł głowę, tak, że się nie uderzył.
R. Dun. Czy pani myślała, że i tym razem wszystkie owe razy pochodziły z jednego upadnięcia ? Strzel. Tak jest. Upaść można różnie, to zależy od trafu. Zresztą nie wiedziałam dokładnie, co to za ataki były dawniej u księdza, bom nigdy ich nie widziała. R. Dun. Na pytanie p. Kaz. Tch. o majątku ks. powiedziała pani: jeżeli co zostało, to jest w tej szafie i komodzie. Jak mogła to pani mówić, mając już wówczas u siebie w depozycie kapitały księdza ? Osk. O tem nie pamiętam, bym p. K. Tch. tak mówiła. O kapitałach ks. Tch. mówiono tylko ogólnikowo i mnie się nie pytano. R. Dun. Mówiła pani, że gdy ks. oddał pani klucz i kazał zabrać kapitały, to pani dlatego nie zabrała wszystkiego, ponieważ nie było na to czasu. Ależ i później, do opieczętowania tych sprzętów miała pani dość czasu. Dla czegóż pani nie zabrała te papiery później? Osk. Zawsze było dużo ludzi u księdza. Zresztą klucz był u ks. Królickiego.
Prokurator zapytuje świadka: czy bawiąc w Kukizowie pierwszym razem, wspominał o tem, by starano się spowodować księdza do zapisania mu całego majątku, tj. nietylko Pianowe, ale i kapitałów ? Swiad. Tak jest. Widząc życzliwość księdza dla mnie, prosiłem ludzi otaczających go, by mu to przedstawili. Wiedziałem, że kapitały muszą być; mówiono mi nadto, że nic nie zginęło. Prok. Czy pan mówił księdzu, by na pana zrobił zapis ? Swiad. Wprost mu tego nie mówiłem, ale podniosłem rzecz przy obiedzie u pani St. i p. Wład. Strzel. Odpowiedzieli mi — nie wiem już kto — bym na księdza nie nalegał, bo to by mi mogło zaszkodzić i księdza zbałamucić.
Prokurator. Czy nie motywowano bliżej, dlaczego pan nie powinien nalegać na księdza? Swiad. Nie. Mówiono tylko w taki sposób, że wyrozumiałem, iż go to może odwieść od zamiaru zapisania swych kapitałów Strzeleckim. Więc też nic księdzu o tem nie mówiłem. Prok. Czy wiedział pan w przybliżeniu, ile kapitału mógł ks. posiadać. Swiad. Po Feliksie dostał całą indemnizację 12—18 tysięcy. Prócz tego miał Feliks czeki banku hipotecznego zdaje mi się na 6 tys., a także posiadał gotówkę, bo był człowiek oszczędny. Musiał też odziedziczyć jakiś kapitał po bracie Michale, zmarłym wcześniej i wszystko to otrzymał ks. Tch. Że ks. Tch. i sam miał kapitał, o tem wiedziałem tylko ogólnikowo. Pierwszy raz spotkałem się z ks. Tch. przy kasie banku hipotecznego. Wówczas kasjer p. Au zapoznał nas obu, i powiedział mi, że to ks. Tch. i że ma pieniądze. Wobec państwa Strzel, powiedziałem, że ks. musi posiadać 30—40 tysięcy, rozumiejąc pod tem tylko kapitał, odziedziczony po Feliksie.
Prok. Czy ks. Jan później, po wypadku mówił o swym majątku, czy wspominał, że mu coś zabrano i ile ? Swiad. Dokładnie o tem nigdy nie mówił. Z początku nawet, po samym wypadku, wyparł się przedemną, że wcale żadnego kapitału nie ma. Później, gdy sumy stały się publicznie wiadomemi, przyznał je oczywiście, ale o ich wysokości nigdy nic dokładnego nie umiał powiedzieć. Należy on do tej kategorji skąpców, którzy co raz dostaną, to położą, zasklepią i nigdy się na to więcej nie patrzą. Dokładnego spisu swych papierów nie miał, co zakupił, to spisywał na karteczkach. Gdy mówiono, że ma 140.000, zawołał: A skąd by ja mógł tyle mieć! Później zaś mówił: a może miałem i 150 tys. albo i więcej! Nawet niedawno, może miesiąc temu, powiedział mi: proszę pana, tam trzeba jeszcze poszukać, tam jest takie miejsce, nikt o niem nie wie, ale ja wiem, tam jeszcze musi coś być.
Prok, Czy obecnie u sióstr miłosierdzia rozmowa jego jest logiczna, pamięć dobra ? Swiad. Dawne dzieje dobrze pamięta. Co do ostatnich lat 40 pamięć słabsza. Często zdarzenia się zlewają: zacznie mówić o tem, co było przed pół rokiem, a naraz przeskoczy na to, co było przed 10 laty. Prok. Czy pamięta, gdzie się znajduje obecnie, kiedy przybył do Lwowa? czy interesuje się tokiem obecnej sprawy ? Swiad. Doskonale pamięta, kiedy przybył i gdzie jest. Sprawa obecna jest jego ulubioną konwersacją. Często się pytał, kiedy będzie przesłuchiwany, zrywał się...
Prok. Czy wspomina o oskarżonych i jak się o nich wyraża? Świed. Żałuje ich bardzo, szczególnie p. St. Nieraz ze łzami w oczach mówił mi: biedna nasza pani! R. Dun. Czy nie mówił co wyraźnie o banknotach, które mu przepadły ? Sw. Ks. nie jest wcale finansistą i nie rozumie się na papierach. Nie umie rozróżnić listu zastawnego od obligacji, czeki mięsza z banknotami, na wszystko ma swoje osobne wyrażenia. Jest człowiekiem prostym. O brakujących banknotach nic nie wspominał. R. Dun. Czy pan wobec pani Str. mówił wyraźnie o kapitałach księdza i podawał pan kwotę ? Sw. Tak jest. Kwotę podałem w przybliżeniu, wiedząc ile miał Feliks w indemnizacjach i czekach. Mówiłem o 30—40 tys. Pr. Konstatuje, że właśnie taką kwotę 34 ys. znaleziono później w szafie ks. Tch.
Dr. Górecki. Kto z obcych bywał u ks. Tch. podczas jego pobytu tu we Lwowie? Sw. Była raz moja żona i mój syn Leon. Drugi syn mój nie był. Przychodzili księża, jego znajomi kanonicy i jacyś dwaj nieznajomi księża. Był i ajent Szpang ze żoną w mej nieobecności. Ksiądz się dziwił bardzo, po co ten przychodził i nawet mu żonę przyprowadzał.
Dr. Dulęba zapytuje świadka, czy pieczętuje się tym samym herbem, co ks. Tch.? Swiad. Tak jest, jesteśmy krewni po mieczu. Dr. Dul. Kiedy ks. Tch. zrobił testament? Sw. D. 11. września. Nie jest to właściwie testament, ale układ. Ksiądz oświadczył wprawdzie zaraz po wypadku, że chce mi zapisać majątek, ale bez żadnych formalności. Dopiero gdym mu oświadczył, d. 12. sierpnia zawezwał ks. Król. wójta i jeszcze jakichś ludzi, 4 czy 5 świadków, i przy nich ustnie powiedział: zapisuję cały swój majątek po mojej śmierci panu Kaz. Tch. pod tym warunkiem, żeby był przy mojej osobie, żeby mię pielęgnował i 1200, czy 1400 zł. (różnie mówił) z Pianowic dawał mi co roku do rąk. Pytano go długo, czy nie zapisze jeszcze komu czego, wyliczano innych krewnych, kościoły, klasztory nikomu nic nie chciał dać. Dopiero gdy go ks. Krol. zapytał: a kornuż pozostaną kapitały? — ks. Tch. się obraził i odrzekł: Ja żadnych kapitałów nie mam. Odwrócił się następnie do ściany i już nic nie chciał gadać. Tak się ci świadkowie rozeszli, nie wiedząc na czem rzecz stanęła. Na drugi dzień rano mówię mu, że trzebaby to zrobić na piśmie. On się zgodził; 'mówiono mi. że jeszcze przed wypadkiem miał się udać do Lwowa do notarjusza (bo tylko notarjuszowi wierzył), zrobić testament na moją korzyść. Powiedziałem mu, że właśnie jest sędzia śledczy, i on może legalizować w takim wypadku testament tak samo, jak notarjusz. Zaprosiliśmy więc sędziego śledczego i znowu rozpoczęła się ta sama komedja co wczoraj. Z pół god. wypytywał go sędzia, czy nie zapisze czego komu innemu, ot gdy przyszło do kapitałów, znowu się rozgniewał i nic więcej mówić nie chciał. Aż na drugi dzień podpisał tę ugodę co do Pianowic. Kapitałami zaś dotychczas nie rozporządził.
Dr. Dulęba. Czy przyłączenie się ks. do postępowania karnego przeciw Str. odbyło się z jego własnej inicjatywy, czy z inicjatywy świadka? Przew. Sam powiedziałem, że Tch. może mieć przy rozprawie zastępcę prawnego? Swiad. Skorom objął opiekę nad ks. Tch. byłem u p. przewodniczącego. Muszę tu zaprotestować jeszcze przeciw jednej rzeczy. Zarzucono rodzinie naszej, że latamy po sądach it.p. Otóż zarzut ten odpierani. Byłem u p. przewodniczącego wszystkiego raz z prośbą, by księdza z powodu słabości można było przesłuchać w jego pomieszkaniu. P. przew. odesłał mię z tem do prokuratora, u którego też raz tylko w tej sprawie byłem. Przy tej sposobności dowiedziałem się od p. przew., że kapitały ks. Tch. zostały deponowane w sądzie z restrykcją założoną przez panią Strzel., i że przeto potrzebnem jest, by ks. Tch. miał zastępcę prawnego. Jedynie więc in puncto tej restrykcji wybraliśmy zastępcę, nie obrońcę i nie oskarżyciela. Stało się to nie tylko za zgodą, ale na wyraźne żądanie ks. Tch.
Dr. Feigel. Ile razy był świad. 12. sierp, w pokoju ks. Tch. Swiad. Trzy razy. Potem nie bywałem, bom wrócił do Szczawnicy, a dopiero gdym się dowiedział, że ks. Tch. pozostaje bez opieki, przerwa­ łem kurację i przyjechawszy, dałem pierwszy 200 zł. owej kobiecie, co była przy nim, na sprawienie bielizny itd. Dr. Feigel. Ale podczas owego pierwszego pobytu kiedyś pan pierwszy raz był w pokoju ks. Tch? Swiad. Wyjechałem ze Lwowa rankiem przed sumą, i zaraz wszedłem. Ks. był nieprzytomny, na pytania nie odpowiadał, fantazował i bałakał bez związku. Z łóżka nie wstawał. Dr. Feigel. Mówił pan, że w pamięci jego zdarzenia się zlewają. W jaki sposób? Swiad. Mówi nieraz o tem, co było przed rokiem, i nagle przeskoczy na to, co było przed 20 laty. Ale gdy się bliżej zastanowić, to zawsze jest w tem jakiś loigczny związek.
Przew. (do Strzel.). Jak pani to wytłumaczy, że jeszcze 12. sierpnia, gdy był p. Kaz. Tchórz., przed aresztowaniem pani, ks. Tch. byt zaniedbany? Strzel. Przy księdzu siedział Kalinowski i obganiał muchy. Starał się też, by ks. miał rosół, w nocy zaś nocowało przy ks. po. dwóch i po trzech ludzi, a więc nadzór był.
Przys. Domasz. Gzy świadek wie o tem, że ks. Tch. z początku mówił, że dal klucz pani Strzeleckiej ? Swiad. Słyszałem o tem i pytałem się ks. Tch., czy to prawda. On zaś odpowiedział mi, że to nie prawda, że ani klucza nie dawał Strzel., ani też nikomu nie mówił, źe go jej dawał.
Przys. Lickend. stawia do świadka pytanie względem Szpanga, przewodn. jednak usuwa to pytanie.
Przys. Lickend. Kto pisał testament? Swiad. P. Papara. Przys. Lickendorf. Kto wysłał po pana telegram? Swiad. Nie wiem. Ja tego telegramu nie otrzymalem.
Prok. zapytuje panią Strz., dla czego nie cofnęła owej restrykcji co do papierów księdza, jaką pierwotnie założyła, oddając sędziemu śledczemu ów depozyt? Strzel. Gdy mię tu przywieźli, zaraz na drugi dzień dałam p. sędziemu kartkę, że nie mam pretensji do tych pieniędzy.
Prok. A, dopiero gdy panią aresztowano! Ale dla czego pani nie uczyniła tego wcześniej? Przew. usuwa to pytanie, które później wyjaśnionem będzie z zeznań ks. Król., prokurator jednak oświadcza, że sprawa ta nasuwa mu możność innego tłumaczenia.
Po pauzie 5 minut, zainterpelował p. przewodn. przysięgły p. Jan Topolnicki z powodu odmówienia jednemu z przysięgłych postawienia świadkowi pytania, czy na przyszłość mają się z każdem pytaniem odnosić do niego. Przewód, wyjaśnia, że nie, usunął jedynie pytania z powodu, że uważał je za niestosowne. Tak samo usuwa i pytania prokuratora i obrońcy. Prawo to mu przysługuje na mocy §. 249 p. k. i od tego nie ma odwołania.
S. przys. p. Topol. robi uwagę, że pytanie kwestjonowane jakkolwiek na pozór drobne, mogło być bardzo doniosłe. Prokurator prosi o zanotowanie w protokole wyrażenia p. przewód., że od orzeczenia jego nie ma w takich wypadkach apelu, jego zdaniem bowiem jest odwołanie do trybunału. Przewód. To już jest zanotowane. Że tak jest istotnie jak twierdzę, mógłbym na dowód tego przytoczyć zdanie znakomitych w literaturze prawniczej autorów. Zwracając się zaś do przysięgłych wzywa ich, ażeby ilekroć tylko będą uważali za stosowne i potrzebne korzystali z prawa im przysługującego i pytania zadawali.
Wchodzą dwie zakonnice, siostry miłosierdzia. Przewód, robi uwagę, że w sali obie znachodzić się nie mogą. Siostra towarzysząca świadkowi odpowiada: „Nasze statuty tak nam nakazują". Przew. zapytawszy prokuratora i obrońców, czy nic przeciw pozostaniu drugiej siostry w sali podczas przesłuchania świadka nie mają, za zgodą ich pozwala na pozostanie w sali obu. Świad. Gabrjela Januszkiewicz, zakonnica zgrom. Sióstr miłosierdzia lat 44. Św. ten w śledztwie słuchany nie był i został dopuszczony do rozprawy na wniosek obrony oskarż, p. Strzeleckiej. Przew. przystępuje do zaprzysiężenia świadka, lecz prokurator sarzeciwia się temu na podstawie §. 254 pk. który orzeka, iż świadek niesłuchany w śledztwie powinien być przy rozprawie po złożeniu zeznania zaprzysiężony. Przew. odczytuje na głos odpowiedni §. i interpretuje go inaczej, zapytuje o zdanie obrony. Dr. Roiński oświadcza, że zaprzysiężenie tego świadka jest dla obrony obojętne, przychyliłby się do wniosku prokuratora, gdyby ten wcale żadnej od św. przysięgi nie żądał. Prokur, oświadcza, że na to zgodzić się nie może, nie zna bowiem treści zeznań świadka. Po krótkiej naradzie trybunału p. przewodn. ogłasza uchwałę zaprzysiężenia świadka, ponieważ ten został powołany przed rozprawą i w danym wypadku ma zastosowanie §. 247 pk. a strony nie zgodziły się na nieodebranie przysięgi. Prok. zastrzega sobie z powodu tego prawo zgłoszenia zażalenia nieważności. Po zaprzysiężeniu świadka zadaje mu przewód, pytania.
Swiad. zeznaje tak cichym głosem, że trzeba dobrze uszy natężyć, ażeby coś z zeznań pochwycić. Siostra Gabrjeła opowiada, że zajmuje się pielęgnacją chorych. Ks. Tch. przybył do szpitala 18. września zr., ran już nie miał. byt jednak mocno osłabiony. Pytana czy prowadziła z ks. Tch. rozmowy i jakie, odpowiada że chcąc go rozerwać rozmawiała z nim o rzeczach obojętnych. Przew. Czy nie spostrzegła pani, co ks. Tch. najbardziej interesowało, czy nie miał jakiego ulubionego tematu rozmowy? Swiad. Owszem, lubial rozmawiać o gospodarstwie, jakoteż o dawnych wojnach. Przew. Czy ks. P. nie mówił co pani o przyczynach swych cierpień ? Sw. Opowiadał kilka razy. Przew. Przy jakiej sposobności, czy pani sama go o to może pytała? Sw. Tak, dwa razy sama pytałam. Opowiadał mi, mówiąc: Nic nie pamiętam co się ze mną stało. Obudziłem się na ziemi, zobaczywszy otwarte drzwi pomyślałem sobie: Byli tu goście! Zamknąłem drzwi, położyłem się do łóżka i spałem. Opowiadał mi dalej ks. T., że pani Strz. przyszła do niego rano i pytała co mu się stało, na co on jej odpowiedział: Nic mi nie jest, co pani odemnie chce. Przew. Co ksiądz rozumiał pod tem: Byli goście? Czy myślał, że złodzieje, czy pani tak samo zrozumiała? Sw. potwierdza. Przew. Czy nie mówił co z panią ksiądz o kwestjach majątkowych, o papierach jakich ? Sw. Mówił coś dwa razy. Przew. Jakże to było? Sw. zeznaje, iż ksiądz T. miał jej opowiadać : Mówili mi ludzie, że znalazły się jakieś pokrwawione pieniądze, nie wiem skąd się wzięły, może wtedy jak wstałem z łóżka, otworzyłem szafę i otwarłem szufladę, i powiedziałem do pani Strz.: „Niech pani bierze i schowa. “ (W audytorjum zdziwienie.) Przew. Proszę pani, jak to otworzył szafę i wyciągnął szufladę? Przecież szafa nie ma szuflad, może mówił o komodzie ? Sw. Nie, o szafie. Przew. A nie mówił co pani ksiądz o kluczu, że dal pani Strz. Sw. Nie mówił, opowiadał tylko, że ma u pani Strz. szafkę, w której chowa pieniądze. (W audytorjum zdziwienie.). R. Dun. Kiedyż to pani o tej szafce mówił. Sw. Wówczas gdy była mowa o ranach, kiedy się, żalił iż go pobito. R. Dun. Skoro przedtem mówił, że nic nie pamięta co się z nim stało, to nie mógł się przecież żalić, że go pobito, jedno z drugiem się nie schodzi. Proszę mi to wytłómaczyć. Sw. A to drugim razem było. R. Dun. Tak to co innego. Przew. Siostra wiel. wyraziła się: że gdybym była wiedziała, że będę w sądzie, byłaby siostra lepiej pamiętała. Musiała przecież siostra wagę przywięzywać do słów ks. T., jeżeli przyszło do tego, że my tu wiemy o tem. Sw. Ja zapomniałam, co ks. Tch. powiedział i opowiadali wówczas. R. Dun. Pani mówiła, że była przy księdzu, aby z nim rozmawiać, rozerwać go. Co siostra powiedziała ks. na to, gdy on to opowiadał, dotychczas bowiem nie słyszałem o żadnej rozmowie, tylko ks. mówił a pani słuchała. Sw. Nic nie mówiłam, nie nie pytałam. Dun. Czy z poza klasztoru prócz p. Kaźmierza Tchorznickiego i jego żony bywał kto u ks. T.? Czy był kto stale przy ks. T.? Siostra Gabr. odpowiada, że był ks. Siekanowicz z Zimnejwody i ks. Żeligowski. Służąca była dzień i noc przy księdza, czuwając nad nim w drugim pokoju. Dun. Czy p. nie czytała co księdzu, czy nic mówiła co o procesie. Św. nic nie czytałam, a nie mówiłam o procesie, gdyż ks. Tch. bardzo się niecierpliwił, zrywał się i gniewał czemu go nie ubieramy, prawie go do furji doprowadza, gdyż sądzi że go tu wzywają, a jego nie chcą puścić. Przew. Czy chętnie tu przyjdzie? Św. Chętnie, gdyż mówi, że chce odebrać swoje pieniądze. Dun. Czy mówił wiele posiada majątku. Siostra. Mówił: Ja nie wiem co oni zmyślają, zkąd by ja tyle wziął pieniędzy, jeżeli było 20.000 to najwięcej. S. Stebelski. Czy ks. Tch. wiedział o aresztowaniu pp. Strzel, i co o tem mówił. Sw. Nie mogę sobie dobrze przypomnieć, ale zdaje mi się że mówił, zkądby taka dobra i miłosierna kobieta, jak p. S., mogła się dopuścić takiej zbrodni. Na inne pytania nie umie siostra odpowiedzieć. Prok. Kiedy ks. Tch. opowiadał pani o tej szufladzie, czy z początku jak przybył, czy dopiero w listopadzie? Sw. Dobrze nie pamiętam, ale zdaje mi się, że w listopadzie i grudniu.
Prok. Jak p. wytłumaczy mnie tę sprzeczność. Tu zeznał p. Kaźmierz Tchorznicki, że ks. Tch. stanowczo zaprzeczył, aby dawał p. St. kluczyk lub pieniądze, K. Tch. był bardzo często u ks. Tch. a ten nigdy mu nie wspominał, aby kazał co zabierać p. Śt.? Sw. Ja o kluczyku nic nie mówiłam, dlaczego p. Tch. nie powiedział, niewiem. Prok. zapytuje o siły intelektualne ks. Tch., czy opowiadał rozumnie, czy to licowało z prawdą. Sw. Nieraz mówił bardzo rozsądnie, a czasem bałamucił. Przew. Kiedy bałamucił? Czy ks. Tch. pije wino po objedzie, czy bałamucił po objedzie, czy rano? Sw. Ks. Tch. pije wino, bałamucił częściej po południu, ale i rano. Prok. Czy wówczas kiedy była komisja sądowa, obrońcy, czy mówił co z panią o tem. Sw. Ja nie byłam przy tem, ale w dwa tygodnie potem mówił mi: „szukają a sami nie wiedzą czego, to wszystko nie warto dwa dutki. Zabitego nie znajdą, bo mnie nie zabito, jużem wyzdrowiał, sprawców z pewnością nie znajdą. Dr. Feigel (lekarz sądowy). Jak ksiądz bałamucił? Św. Opowiadał nieraz bardzo coś rozsądnie, nagle zaczął mówić od rzeczy. Raz np. opowiadał coś rozumnie, nagle mnie się spytał, gdzie ta czubata kura, którąśmy razem chlebem karmili. Twierdził ciągle, że jest w Kukizowie i mówił o drogach, które zna doskonale, gdyż był dozorcą drogi, itp. Przew. Jaką siostra wiel. miała miarę, jaką kontrolę, aby poznać, czy ks. Tch. mówi prawdę, czy fantazuje. Np. czy opowiadając pani o fakcie z ową szufladką, czy nie było to może utworem chorobliwego umysłu, czy też rzeczywistą prawdą? Sw. (po długim namyśle). Tak mi się zdawało. Dr. Gostyński (lek. sąd.) Czy ks. Tch. jest obecnie zdrowszy jak wówczas gdy przybył. Św. Powoli przychodził do zdrowia, ale teraz jest znacznie zdrowszy, prawie zupełnie zdrów. Dun. Czy ks. Tch. jak bałamucił czy natychmiast po rozsądnej mowie, czy później dopiero? Św. W jednej chwili. Dr. Lukas (lek. sąd.) Czy nie zasypiał podczas rozmowy i przebudziwszy się mówił o czem innem ? Św. Nie, ks. niezasypiał. Przys. Topolnicki zapytuje siostrę, czy Spang nie był ze żoną u ks. Tch., gdyż siostra zeznała, że nikogo nie było. Świadek przypomina sobie, że istotnie był p. Spang ze żoną. Ponieważ r. Duniewicz nic nie wiedział o tem szczególe, zadziwił się więc skąd przysięgły wie o tem.
Wyjaśniło się zaraz, że p. Tchorznicki to zeznał. Poczem przewodniczący przerwał rozprawę o 12-30 na pół godziny.
Po przerwie półgodzinnej przystąpił p. przewodniczący do przesłuchania jednego z najważniejszych świadków w rozprawie. Jest nim spiritus movens całego toczącego się procesu wielokrotnie wymieniany ajent policyjny p. Piotr Spang.
Przy wezwaniu tego świadka daje się słyszeć w całej sali szmer. Chwila oczekiwania. Wchodzi p. Spang ciemno, z pewną elegancją nawet ubrany. Jest mężczyzna przystojny, brunet z wyciągniętym po żołniersku wąsem. Na pytania przewodniczącego odpowiada, że pochodzi z Kołomyi, liczy lat 36, wyznania jest augsburgskiego, jest ojcem dwojga dzieci. Świadek zostaje zaprzysiężony.
Przew. Panie Spang, p. zostałeś wydelegowany w sierpniu r. z. do poszukiwania sprawców zbrodni kukizowskiej ? Św. Do usług. Przewód, odczytuje uchwałę Izby radnej, żądającą od dyrekcji policji wyznaczenia do pomocy sędziemu śledczemu p. Kownackiemu ajenta. Przew. Zostałeś pan przeto wysłany na rekwizycję sądu karnego. Św. Do usług. Przew. Wyjeżdżając 6. sierpnia otrzymałeś p. od sędziego śled. informacje. Św. Do usług. Przew. Opowiedzże nam pan, panie Spang, swoje spostrzeżenia od chwili jak przyjechałeś do Kukizowa. Św. Przyjechałem tam 7. sierpnia między 10 a 11 rano. Koło mieszkania Alek. Strzel, zastałem Lemiszkę. Zapytałem go o pana; odpowiedział, że w łóżku. Na podwórzu zastałem znanego mi Wł. Strzel. Przew. Za pozwoleniem, p. Spang, czy wyjeżdżając ze Lwowa, otrzymałeś p. jakie wskazówki, że sprawcami zbrodni mogą być nietylko uwięzieni już ludzie (Lucio i Krajewski. Redak.) ale i ktoś inny ? Św. Absolutnie nie. Przew. Opowiadajże p. dalej. Św. Przedstawiłem się p. Aleks. Strzel, do piero w lokalu komisyjnym. Przyjął mnie uprzejmie. Przew. Spotkawszy się z nim, jakie pan zrobił spostrzeżenie, jakie odniósł pan wrażenie? Sw. Nie bardzo korzystne. (Szmer). Na zapytanie przewodnicz, skąd znał Władysława Strzel., odpowiada świadek, że poznał go przy okazji procesu o zamordowanie dzierżawcy Ilankiewicza w Ztoczowskiem w roku 1882, Sp. był wówczas żandarmem w Przemyślanach. Przewodniczący wyjaśnia kilku słowy ławie przysięgłych co to był za proces, poczem Sp. mówi dalej o rozmowie, jaką w lokalu komis, z Aleks. Strzel prowadził. Św. opowiada mianowicie, że Strzel, rozpoczął z nim ni z tego ni z owego opowiadać o psie księdza, który zginął na tydzień przed wypadkiem. Przew. Jak to, tak zaraz? Św. Zaraz. Przew. Cóż mówił panu więcej. Sw. Opowiadał, że psy go nie lubiały, szczególnie zaś ten, który znikł i że psy bijał. Gdy pies znikł, opowiadać miał świadk. Aleks., pytała go matka czy go nie zastrzelił może, czemu ten zaprzeczył. Przew. Powiedz mi pan, jak pan sobie to tłumaczy, że p. Aleks. Strzel, od razu z panem mówił o psie ? Sw. Uderzyło mię to. Przew. A nie uderzyło pana to, że on panu to opowadał? Nie myślał pan sobie: czego on się przedemną z takiemi rzeczami wygaduje? Sw. Tak jest, zastanowiło mię to, ale nie mając żadnego podejrzenia dalej o tem nie myślałem. Po chwili nadeszła pani Strzelecka, Aleks, przedstawił mię jej, po krótkiej rozmowie oboje wyszli, ja pozostałem sam w lokalu komisji. Później udałem się do ogrodu celem zbadania sytuacji i obejrzenia dworu. Aleks, mię oprowadzał.
(Dalszy ciąg w nr. 22)

Kurier Lwowski - rok 1889 nr 22 strona 2 (21.01)

Spraw a kukizowska.

Przew. Co pan przy tem zauważył ze strony służby? Sp. Starałem się poznać ludzi, zagadywałem służbę, szczególnie ludzi służących nie u p. Str., ale u dzierżawcy Safita. Słyszałem od nich o złych stosunkach finansowych Str. Ponotowałem sobie różne szczegóły. 9. sierpnia gdym zbadał sytuację, udałem się do mieszkania ks. Tch. i tam szczegółowo badałem każdą rzecz. Gdym zauważył krew i gdzie mi się nawet zdawało, że mogła być krew, tam badałem za pomocą mikroskopu. W pierwszym pokoju księdza znalazłem w piecu list wilgotny, wyciągnąłem go i schowałem. Następnie wziąłem krzesło i zaglądnąłem na szafę. Tam była siekierka, na której znalazłem jedną kroplę krwi. Był tam Józef Hadyna i Kalinowski. Zapytałem Józefa Hadynę, czyja to siekierka? On odpowiedział, że siekierka księdza, że leżała zwykle za szafą koło jego łóżka, ale on, Hadyna, wczoraj brał ją, by wbijać jakieś gwoździe i położył ją potem na szafę. Tłumaczenie to wydało mi się nieprawdopodobnem, a to z tego powodu, że siekierka ta musiała leżeć na szafie nie od wczoraj, ale 8—10 dni. A nadto na tej siekierce była plama od wapna, pozostała przy bieleniu pieca przed 11- dniami, a na tej plamie była krew, zaś na szafie, klóra była pokryta prochem. był wyraźny odcisk, gdzie leżała siekierka. Następnie udałem się do lok. kom. i zacząłem równie ścisłe badanie, poczynając od sieni. Na futrynach pierwszych drzwi znalazłem ślady krwi, a mianowicie odcisk trzech palców. Tak samo znalazły się ślady krwi i na futrynach dalszych drzwi, na podłodze i na piecu, który był odbity. Zaglądnąłem do pieca i znalazłem w nim spalone papiery. Jeden kawałek niedopalony był dość duży, taki jak moja notatka. Wziąłem go i przystąpiłam do okna, by rozpoznać, co to jest. Przeglądnąwszy go dokładnie przekonałem się, że mógł to być papier wartościowy, gdyż były na nim rubryki drukowane i ręką pisane cyfry. Chciałem ten kawałek przechować, lecz nie mając na razie gdzie go położyć, włożyłem go napowrót do pieca i zamknąłem drzwiczki. Z listem owym znalezionym w piecu ks. wyszedłem do ogrodu, by go przeczytać. List ten wydał mi się obojętnym, było tam coś o koniach. List był pisany przez pana Kochanowskiego. Gdym ten list czytał, zjawił się koło mnie lokajczuk Władek Michalski, kręcił się koło mnie i zaglądał, zmiarkowałem , że mię tropi. po chwili odszedł. Ja zaś udałem się do wsi. Między drugą i trzecią wróciłem do lok. kom., zaglądnąłem do pieca, by wziąć ten papier, ale go ju nie było. Zacząłem szukać dalej w piecu i znalazłem jeszcze kilka podobnych kawałków papieru z takiemi samemi rubrykami i cyframi, dalej 2 czy 3 zapałki i tutkę cygaretową i kawałek obojczyka. Wszystkie te rzeczy wziąłem w przechowanie. Kto wyciągnął ów pa pier nie wiem. Przew. A gdy pan znalazł te zapałki i obojczyk
co pan sobie myślał ? Swiad. Jeszcze nic nie myślałem. Następnie udałem się do ogrodu, obszedłem mieszkanie księdza dokoła, oglądałem szczegółowo płot i pale 5 lub 6 kroków od pomieszkania księdza, na jednym palu znalazłem krew, oderżnąłem więc ten kawałek scyzorykiem i przechowałem. Tego samego dnia wieczorem przyszedł p. Al. i wręczył mi skrwawi mego guldena, mówiąc, że go dostał od ekonoma Chotinera. Przechowałem tego guldena, w sobotę zaś udałem się do Chotinera i pytam go, czy płacił Strzel, jakie pieniądze? Tak jest mówił dałem mu 20 z ł, jedną dziesiątkę całą, a 10 guldenów pojedynczych. Pytałem dalej, czy nie widział na tych guldenach jakich podejrzanych plam ? — Nie widział. Pytam go dalej, czy ma jeszcze jakie pieniądze? Odpowiedział, że miał, ale dał Binderowi. Udałem się do Bindera, pytając go, czy ma jeszcze te same pieniądze, co dostał od Chotinera. Miał je, a gdym je obejrzał, nie było na nich żadnych plam. Dalej mówił mi Chotiner, że dał jeszcze 3 zł. parobkowi Wasylowi, który miał niemi zapłacić podatek. Udałem się wraz z Chotinerem do wójta i kazałem pokazać sobie wszystkie pieniądze, zebrane wczoraj z podatków. Między niemi był jeden gulden krwawy, wójt jednak nie wiedział od kogo dostał. Wziąłem ten gulden i spisałem sobie wszystkich ludzi, którzy wczoraj płacili podatki, następnie chodziłem do każdego z nich, pytając, czy nie on dał tego guldena, ale żaden się nie przyznał. Dalej posłyszawszy, że w Rudańcach wczoraj pobierano podatki, udałem się tam i zapytałem wójta, czy ma jeszcze pieniądze zebrane. Wójt mi odpowiedział, że właśnie dziś odwieziono je do kasy pow. we Lwowie, część tylko pozostała. W tej części którą tu pokazał, znalazłem 6 piątek i 8 jedynek krwawych, które też wziąłem do przechowania. Następnego dnia, lub może w poniedziałek udałem się znowu do wójta, pytając go, czy nie wie skąd te pieniądze pochodzą ? Odpowiedział, że najwięcej płacą na Bołszowie ludziom za żniwo a murarzom za robotę. Ludzie zarabiają tam tygodniowo po 5 do 10 złr., wożąc kamień i cegły. Drugiego czy trzeciego dnia byłem znowu u wójta, bo tam przedtem widziałem grubsze pieniądze, którem też chciał przeglądnąć. Między niemi znalazłem jedną 50 krwawą. Wójt mówił, że przywiózł ją parobek dworski z Bołszowa, by ją zmienić.
Przew. Co się dalej działo? Spang. Wieczorem 10. szedłem koło lodowni i widziałem pp. Władysława i Aleksandra Strzeleckiego, potem powiedział mi p. Strzel. Wł że mnie widzieli, jak szedłem koło lodowni. To mnie zdziwiło (wesołość) domyślałem się, że mnie śledzą na każdym kroku (wesołość). Dnia następnego wracałem do domu kolo 11. w nocy, widziałem, że ktoś ze światłem wyszedł z plebanji, domyślałem się, że musi być z księdzem gorzej! Zaglądnąłem przez okno i zobaczyłem ks. Królic., Wlad. Str. i Al. Potem przyszedł do mnie p. Al. i poszliśmy opieczętować szafę i komodę ks. Zanim opieczętowano, zajrzałem do kilku szuflad i zauważyłem w jednej dwie odezwy gal. kasy oszczęd., w sprawie zaginionych książeczek, w drugiej zaś obojczyk, który zabrałem. Wówczas p. Aleks, powiedział „to pewnie corpus delicti". Mnie się zdawało, że obojczyk ma coś wspólnego ze spalonemi wstążkami. Pr. Jak p. pieczętował, czy zauważył p , że są stare pieczęcie na przedmiotach? Spg. Tak jest. Pr. Czy nie pytał się p. kogo, pieczętując szafę i komodę, co tam może być? Sw. Pytałem, p. Str. powiedział mi, że są tam rzeczy (suknie) jego i księdza. Przewód, oświadcza, że komisja pytała o to i otrzymała taką samą odpowiedź. Pr. Co było z tym Hadyną? Spg. 9. sierpnia znikła mi połowa prawidła z sypialni księdza, nadto znalazłem na szafie notatkę z plamą krwi, której poprzednio nie było, co tembardziej wzbudziło we mnie podejrzenie, że sprawca zbrodni jest w domu, że ktoś mi krzyżuje śledztwo. Dostrzegłem, że Hadyna ciągle mnie śledzi i utrudnia mi śledztwo, posłałem więc po żandarmów, aby przybyli do Kukizowa. Tego samego dnia poszedłem do ks. Królickiego, przedstawiłem mu się i prosiłem o klucz, który mu wręczyła pani Str. Ks. Królicki klucz oddał, a ja zauważyłem plamę krwistą na kluczu, co zbadałem pod mikroskopem D 12. sierp, otwierał świadek komodę w obecności żandarmów i ks. Królickiego, gdyż pani Str. nie chciała być obecną i wówczas wypadł papier, mianowicie rachunek kantora p. Sokala i Liliena, którego przedtem nie było, i natychmiast to powiedział do obecnych. Papier ten można było wsunąć przez szczelinę dość sporą. Taki sam rachunek, jak był spalony. Pr. Jak p. sobie to tłumaczył, żeby sprawca taki sam rachunek palił, a następnie podrzucał, w jakim celu? Skąd się p. dowiedział, że ks. Królicki ma klucz? Sw. na pierwsze nie odpowiada, a na drugie zasłania się tajemnicą urzędową. Przewodniczący tłumaczy przysięgłym, że p. Szpangowi wolno jest zamilczeć gdyż dopiero na polecenie jego władzy mógłby powiedzieć. Dalej opowiada p. Szpang, jak 13. sierpnia wszystkie przedmioty, jak kluczyk, siekierkę i inne odesłał do sędziego i kazał aresztować Hadynę.
Tu przewodn. objaśnia przysięgłym, że Hadyna był lokajczykiem i zawsze spał przy księdzu. Dopiero na wiosnę r. z. przestał. Później dowiedzą się dla czego. Nadto odczytał przewodniczący list p. Szpauga do sędziego śledczego z d. 13. sierp., w którym donosi, że sprawa się wikła, a następnie o znalezionych przedmiotach, jakoto o skrwawionych banknotach. Prosi zarazem, ażeby sędzia zbadał w kom. głównej szybko, jakiemi banknotami płaciła gmina kukizowska.
Następnie opowiada świadek dalej, jak wyłapał 26 sztuk banknotów pokrwawionych, te pieniądze były u wójta znaleźli je chłopy, płacąc podatek. Wreszcie opowiada o fakcie znalezienia surduta ks. Tch w rzece, przez chłopców, którzy ryby łowili i o pularesie. Rzeczy te przyniesiono do p. Strzel. Oglądał szczegółowo surdut i dziwił się, że nie był popruty. Zwyczajny zbrodniarz byłby niezawodnie szukał w surducie. Również i w masztami zdziwiło go, że rzeczy nakryte były kapą. Zwyczajny zbrodniarz inaczej chowa i zawsze pamięta o odwrocie. Masztarnia ma tylko jedne drzwi, a zbrodniarz musiał dobrze znać rozkład jej. Przew. Czy p. często rozmawiał z p. Aleksandrem? Swiad. Rzadko. Przew. A co to było 15. sierpnia? Szpang. P Al. przyjechał późno wieczór poszedł do matki, potem przyszedł do oficyn {spali w dwóch pokojach razem, przyp. spr.) i był przygnębiony. Na zapytanie moje, co mu jest, odpowiedział: „Es ist schlecht mit mir“. „Sind sie krank?" odpowiedział że nie, ale mi sprzątnięto dziewczynę z przed nosa. Ja tej odpowiedzi nie brałem na serjo, dała mi jednak do myślenia (wsołość).
Częste przejażdżki p. Al. do Lwowa również bardzo mię dziwiły. Przew. A jakie było zachowanie p. Strzeleckich? Go dało mu powód do podejrzeń? Sw. Widziałem jakiś niepokój u p. Al. raz był smutny raz wesoły (wesołość) ponury, często się naradzali itd.
Przew. Panie Szpang, chodził pan po wsi, po okolicy, szukał pan tych banknotów, a czy chodził pan do ks. Tch.? Swiad. Tak jest. Ks. Tch. nie zawsze mógł mówić. W pierwszych dniach ks. mówił, że musieli to zrobić murarze, potem mówił że to pewnie żydzi, a później mówił: Pan Bóg wie, kto to zrobił. D. 21. sierpnia, kiedy pani Strz. oddała sędziemu depozyt, nie byłem u ks. Tch., bom był na wsi.
Przew. odczytuje zeznania świadka, które tak opiewały: D. 20. sierpnia byłem u ks. i wobec Kalinowskiego powiedziałem: no, jedną książeczkę oszczędności i jedną obligację już znalazłem, czy to prawda? Swiad. Tak jest to było dniem przedtem, zanim pani Strz. złożyła papiery sędziemu. Do ks. trudno było gadać, więc pokazałem mu na migi. że jedną książeczkę i jedną obligację już mam. Na to ks. odpowiedział: O, ja miałem więcej. Ja zaś powiedziałem księdzu: Niech się ks. nie boi, znajdziemy wszystkie. Rozumie się, że ani książeczki, ani obligacji żadnej nie miałem, tak tylko mówiłem. D 29. sierpnia był u ks. dr. Gostyński, rozmawiał z ks. o jego stosunkach majątkowych i pytał ks., czy ten dał pani Strz. klucz i czy pozwolił jej zabrać pieniądze? Ks. odpowiedział że nie, i że spis obligacyj miał w szafie. Przew. Czy z tych wszystkich poszlaków masz pan przekonanie, że zarzut rabunku, podniesiony przeciw Strzel., jest słuszny? Swiad. Gdy zjechał sędzia, prosiłem go na ustęp do Ostrowa. Tu przedstawiłem mu wszystko szczegółowo. Sędzia odpowiedział mi: Muszę postępować ostrożnie i sam się o wszystkiem przekonać, bo p. Polanowski ma wielkie wpływy, mógłby się w ministerstwie użalać. Przewodniczący odczytuje przypomnienie urzędowe sędziego śledczego, z którego wynika, że sędzia przybywszy wieczór 16. sierpnia do Kukizowa, na drugi dzień rano odebrał ustny raport od Szpanga, który mu okazał lica, potem chodzili oglądać most, pod którym znaleziono pulares ks. Tch. Naprzeciw sterty na łące znaleźli miejsce wytłoczone. Słysząc od Szpanga, że ks. Król. oddał ma klucz, który ks. Tch. zwykł był nosić w torebce na pieniądze, sędzia udał sie w piątek do ks. Kr. prosząc o informację co do tego klucza. Ks. Kr. oświadczył, że pani Strzelecka wręczyła mu ten klucz 1 . sierpnia, mówiąc, że to jest klucz od szafy ks. Tch. Ks. Król. przypomina sobie, że gdy przeszłego roku ks. Tch. wyjeżdżał, dał mu był klucz od szafy, zdaje się, że ten sam. Sędzia udał się z owym kluczem do pomieszkania ks. Tch. razem z protokolantem Paparą i próbował klucz. On się nadawał do komody i do dolnych szuflad, ale do szafy się nie nadawał. Drugiego dnia sędzia sam próbował odemknąć szafę tym kluczem, ale również napróżno. Zapytał więc panię Strzel, o ten klucz, ta powiedziała, że wzięła go po wypadku z szafki nocnej ks. Tch. Mówiła: to klucz od starej szafy, tam są stare papiery, kontrakty. Dałam ją ks. Tch., by mu co nie przepadło.
Dalej odczytano drugie „przypomnienie" sędziego tej treści: Komisja sądowa, rozglądując się w nocy z 17. na 18. sierpnia po swej kwaterze (lok Nom.), znalazła odcisk 3 palców skrwawionych na drzwiach, dalej na lewem kancie pieca stluczenie wapna aż do gliny, a na lewym sórnym rogu otłuczenia na wapnie 4 punkty czerwone. Czy otłuczenie istniało wtenczas, gdy komisja pierwszy raz była w tym lok., komisja sobie nie przypomina. Można się domyślać, albo że morderca idąc owej nocy po czynie do lok. kom. otłukł piec nieumyślnie i przytem poplamił go, lub też że poplamił go był poprzód jeszcze gorzej, a potem dla zatarcia śladów otłukł kant pieca i tylko 4 plamki pozostały. Dalej opisane są szczegółowo inne ślady krwi w lok. kom. resztki spalonego papieru w piecu it.p.
Przew . Jak pan te wszystkie okoliczności składasz w związek ? Świad. Śledziłem w Jaryczowie, Kukizowie, Rudańcach, badałem wszelkie poszlaki, ale nic nie znalazłem, co by mię na inne ślady naprowadzić mogło. Przew. Jaka była opinja o obwinionych, jakie słuchy ? Świad. W Jaryczowie mówili mieszczanie: to poszło między wielkich panów. Między żydami mówiono: Das ist nicht zwischen Bauern, sondern zwischen Purecen gekommen. Przew. A cóż mówiła służba ? Świad. Jeden parobek mówił mi: Pani Strzelecka zakazała nam ostro mówić panu cokolwiek, bo mówiła — ten pan z Lwowa to dla nas nieszczęście. Przew. Kiedy pan to słyszał ? Świad. Mam to zanotowane. Jeszcze 16. sierpnia, przed aresztowaniem pani Strz. Przew. Czy mógł pan spostrzedz, że Strzeleccy czują, że są przeciw nim poszlaki ? Świad. Tego nie wiem, bo u nich nie bywałem. Przew. A gdyś pan pisał ów list do sędziego śledczego, donosząc mu, że już pan masz pewne poszlaki, to co pan uważał za takie pewne poszlaki? Św. To, że pani Strz. złożyła owych 80.000 ztr. Przew. Ależ to było później, po przybyciu sędziego. Sw. Przedtem najsilniejsze poszlaki, to były owe ślady krwi, szczególnie zaś w komodzie. Ślady te odkryłem sam i myślałem, że niezawodnie zaraz po zamachu coś z komody wyjmowano i pokrwawiono, Zwkly sprawca, złodziej byłby porozbijał sprzęty i nie porzucałby zabranych rzeczy. Pr. Czy pan miałeś podejrzenie tylko na Strzeleckich, jako bęzpośrednich sprawców? Sw. Podejrzywałem, że albo sami bezpośrednio to zrobili, albo też za pomocą kogo trzeciego.
Na tern rozprawę o pół do piątej godziny przerwano do jutra 9. god.

Kurier Lwowski - rok 1889 Dodatek do nr 22 strona 1(22.01)

Spraw a kukizowska.

Lwów 22. stycznia.
(Ósmy dzień. — Początek o godz. 9.10).
Przewód, zawiadamia, że zawezwał na dzisiaj ks. Tch., nie wie jednak, czy będzie mógł go przesłuchać, gdyż musi jeszcze liczne pytania wystosować do p. Spanga. Przystąpił przeto do dalszego badania tego świadka
. W pierwszym rzędzie pytania dotyczyły owej kobiety, która miała owej nocy kraść kartofle i widzieć p. Str. jak wyłaził oknem. P. Spang twierdzi, że czynił wielkie wysiłki, aby wyszukać, od kogo pochodzi ta pogłoska, lecz bez żadnego rezultatu. Sędzia p. Kownacki chodził od chaty do chaty wypytując wszystkich, czy nie słyszeli o tym fakcie i od kogo, lecz nadaremnie. Pr. p. Spg., jak p. kombinował, kto tę pogłoskę mógł rozpuścić? Przecież owa baba, obawiając się kary za kradzież kartofli, nie byłaby nikomu o tem powiedziała, albo mogła może mężowi, albo ojcu wspomnieć, a ten z pewnością byłby nie rozpowiadał? Spg. Mnie to samego dziwiło. Myślałem, że ktoś ze zemsty rozpuszczał. Dalej badał przew. co do skoszenia trawy pod oknem, i jakie kombinacje robił. Pani Str. nie zapiera, że kazała skosić trawę, ale chodzi o to, jaki cel by miała w tem. Sw. kombinował, że sprawca wynosił przez okno rzeczy, ponieważ okno wychodzi na ogród, więc mógł wyjść niespostrzeżenie, podczas gdy drzwiami wynosząc rzeczy, mógł być spostrze żony. Pr. P. Spg. przebywając dłuższy czas w Kukizowie, czy zrobił p. spostrzeżenie co do chodu p. Str., czy mieli zwyczaj opierania się jedną ręką ? Spg. Tak jest, to mię dziwiło, że p. Str. idąc zawsze, lewą ręką trzymała z tyłu opierając się przy chodzie bądź to o ścianę, bądź o inny przedmiot prawą ręką. Pr. Czy p. zrobił to spostrzeżenie później, gdy p. spostrzegł plamy krwi na drzwiach i piecu, czy też p. przedtem to zauważył. Sw. Owszem, spostrzegłem to poprzednio. Pr. Dlaczego nikt inny nie spostrzegł tych plam, prócz pana, i jeżeli już myto podłogi, usuwano inne ślady krwi, dlaczego tych nie usunięto? Sw. Ja badałem bardzo szczegółowo. Pr. P. Spg. dobrze się p. zastanów na tę odpowiedź, którą masz mi dać. Czy zrobiłeś p. spostrzenie, że p. Str. nie mogła wstać o własnej sile. Spg. Kiedy wstawała, musiała się opierać o stół lub krzesło, potem szła już o własnej sile. Pr. Jak można przypuszczać, żeby p. Str. chodząc z taką trudnością, a podnosząc jeszcze z większą, mogła sie narazić na to, aby przy mordowaniu księdza nie została np. odtrącona, a wówczas nie mogłaby się podnieść. Sw. Chodzić p. Str. mogła dobrze, tylko przy powstaniu miała trudności. Pr. Pan pewnie doda, że miała do pomocy p. Aleks. Badany co do zniknięcia psa świadek przyznaje, że mu o tem pierwszy p. Aleks, powiedział. że pies zginął. W tym kierunku czynił badania w całej okolicy, ale nigdzie nie znaleziono psa. Prawdopodobnie musiano psa zabić i zakopać albo do wody wrzucić. Zwyczajny zbrodniarz byłby psa otruł lub zabił. Pr. Czy p. przypuszczasz, aby p. Str zakopał sam psa? Sw. Mógł kazać to zrobić.
Pr. Dlaczego p. kazał Hadynę uwięzić? Sw. Gdyż śledził mnie na każdym kroku. Pr. Czy p. przypuszczał, że list znaleziony pod piecem był w owym odnalezionym surducie. Wszak surdut ten leżał kilka dni we wodzie, gdyż znaleziono w nim ślimaka? Sw. Przypuszczał. Swiad. Sądzę, że list musiał być w kieszeni, budzie mogli szukać i nieznaleść, bo kieszeń wtymsurducie było dużo. Przew. odczytuje zeznania Strzeleckiej. Ślady krwi w lok. kom. tłumaczy ona tem, że może chodząc po krwi w pokoju księdza zawalała nimi buciki następ nie zawalała podłogę w lok. kom. Również i ręce mogła sobie krwią powalać, gdy sama wobec świadków przemywała księdzu twarz od krwi. Następnie przedstawił przewodniczący świadkowi, że Al. Strzel ,nocując w tym lokalu kilkakrotnie przed tem z Wł. Strz. musiałby był wszelkie ślady pozacierać,gdyby się był doczego poczuwał.Przecież w tym lokalu przed przyjazdem świadka bywała i służba, nocowała raz nawetkomisja sądowa i nikt żadnych śladów nie spostrzegł,adopiero ajent policji przyjeżdża i odkrywa narazt o,czego nikt przed tem niewidział. Proszę pana,przy złej woli możnaby na podstawie tego snuć potworne kombinacje, gdyby pani Strzel, sama nie była przyznała, że plamy temogą od niej pochodzić.
Prok. Proszę o dosłowne zanotowanie w protokole tych słów p.przew., albowiem odnoszą się one nie tyle do świadka, ile do oskarżyciela, którego rzeczą jest czynić kombinacje. Rzeczą świadka jest opowiadać ofaktach; co do kombinacyj sprawa musi się toczyć między oskarżycielem i obroną. Przew. Nie sprzeciwiam się protokołowaniu mych słów, chociaż postępowanie moje na tem miejscu nie podlega krytyce. Sądziłem, że pytanie takie jest konieczne dla wyjaśnienia faktów, dla wyrobienia przekonania sędziowskiego. Sędziemu wolno robić wszystkie możliwe kombinacje. R.Rogdani bada dalej świadka, zapytując mianowicie, czy i na efektach, które p.Str. złożyła, nie było śladów krwi? Swiad. Tych efektów nie widziałem. Przew. W czem pani oddała te efekta? M.Strz. W poszewce. R.Bog. Ale pani je wposzewce z komody księdza nie wyjęła. Idzie mi oto, czy na okładkach ich nie było krwi? Przew. wyjaśnia, że efekta te złożone są w sądzie, i że śladów krwi na nich nie ma żadnych.
R.Dun. Co do zniknięcia owego psa żółtego,czy nie przypuszczał pan możności, że go ktoś ukradł,czy to dla skóry, czy dla sprzedania i czy nie badał pan w tym kierunku? Swiad. nic o tem nie słyszał i w tym kierunku nie badał. Niesłyszał też o Lemieszce,który jak pani Str. podała, miał przed dwoma laty podobnego psa ukraść. Dalej bada r.Dun. co doowej pogłoski o kobiecie, która w nocy widziała jakiegoś czarnego mężczyznę wyłażącego przez okno z dworu w Bojszowie. Świadek słyszał już po aresztowaniu Strzel. Od kogo słyszał — nie przypomina sobie, zdaje się, że od sędziego śledczego. Później mówiono we wsi, że to Gerstman opowiadał, pytał się więc o to Gerstmanna.
Pr. Duniewicz pyta dalej, czy świadek wyjechawszy stąd bez podejrzenia przeciw Strzel., a powziąwszy na miejscu przeciw nim podejrzenie, wypytywał ich. Swiad. Z p. A. Strzeleckim rozmawiałem, on mnie oprowadzał po dworze. Wypytywałem go też o fakt, on mi opowiadał szczegółowo, mówiąc, że ma podejrzenie na tych ludzi, których aresztowano. R. Dun. Wspomniał pan, że ta siekierka leżała na szafie 8 dni. Skąd pan przychodzisz do takiego wniosku? Czy tam w pokoju było bardzo czysto, czy może było tyle prochu, że i za 1 dzień mógł się taki odcisk zrobić ? Swiad. oczywiście nie rozumiejąc pytania, obstaje przy swem twierdzeniu, że siekierka musiała dłuższy czas na szafie leżeć, gdyż prochu z szafy nic zmiatano. R. Dun. Czy ks. Tch. nie dał panu jakiej wskazówki, która by skierowała pańskie podejrzenie, bodaj gestem, jeżeli nie słowem ? Swiad. Żadnej. Raz mówił, że to mu żydzi zrobili, drugi raz, że murarze. Raz powiedział, że gdyby był wiedział, że go tu coś podobnego spotka, to byłby tu nie mieszkał (wesołość).
R. Duniewicz bada świadka o bliższe szczegóły owego podpatrywania. Swiad. Jeden wypadek z Micbalickim, drugi z Hadyną, któregom nawet aresztował. Zresztą, gdy p. sędzia tam był, to pod okna lokalu komisyjnego zawsze ktoś podchodził i zaglądał, a gdy się kto z nas zbliżył, on uciekał i nie mogliśmy go złapać. R. Dun. Czy służba wiedziała, kto pan jesteś ? Swiad. Sam o tem nikomu nie mówiłem. Przeciwnie, gdym się przedstawił p. Al. Strzel., prosiłem go, by o tem nikomu nie mówił. Pan Al. Strzel, przeciwnie powiedział to matce po francusku. Mimo to wkrótce wszyscy o tem wiedzieli nietylko we dworze, ale i we wsi, i gdym się zbliżał, szeptano: to szpieg! We dworze wszyscy mię unikali, a kiedym robił poszukiwania, to mię śledzono. R. Dun. Czy pan ma jakie wskazówki, że podpatrywali pana nie z własnej woli, ale na rozkaz pani St. ? Swiad. Dnia 15. sierpnia słyszałem od jednego parobka, że pani St. nakazała parobkom, by ze mną nie gadali, „bo ten pan ze Lwowa to nasze nieszczęście." Dopytywałem o to innych parobków , ale żaden mi nic nie chciał powiedzieć. Dalej wypytuje r. Duniewicz o owym utłuczonym piecu w lokalu komisyjnym. Czy wszystkie piece w tych pokojach były tak czysto i porządnie utrzymane, że odpadnięcie kawałka tynku od razu wpadać musiało w oczy? Swiad. Lokal komisyjny nie jest tak zaniedbany. Przew. Niedawno był bielony. Prok. Nie, lokal kom. nie był bielony, tylko pokój księdza.
Pani Strz. potwierdza słowa prokuratora, dodając, że jednak piec w lokalu komisyjnym był stary. Swiad. Zdawało mi się, że w tem miejscu plama była większa i że odbito ten kant, by ją usunąć. R. Dun. Skąd pan wnosisz, że właśnie odbito, że kant sam nie odpadł? Swiad. przyznaje, że dowodów na to nie ma żadnych, zdaje mu się jednak, że odbito. Dalej wypytuje r. Dun. co do owego popiołu w piecu. Swiad. nie od razu wszystko badał, ale znalazłszy zetlony kawałek chciał go przechować, nic mając jednak pudelka, włożył go napowrót do pieca i zamknął drzwiczki. Później w 2—3 godz. otworzywszy pice, nie znalazł już tego kawałka, ale szukając w piecu dalej, znalazł niedopałki i kawałek obojczyka. Za pierwszą razą nie szukał dalej. Sądzi że w piecu nie było takiego przeciągu, by ów pierwszy kawałek, który się nie rozsypał w jego rękach, rozsypał się lub ulotnił się wpiecu od przeciągu. Musiał go ktoś usunąć. R. Dun. Czy przy zamiataniu podłogi nie wrzucał kto śmieci do pieca ? Swiad. nic widział żadnych śmieci, nikogo też o wrzucaniu śmieci do pieca nie pytał. S. Stebel. bada świadka co do owych śladów krwi na szulladzie komody, które zdaniem pani Strz. pochodzić mają z tego, że ks. Tch. goląc się zakrwawił się i potem zakrwawionymi palcami się dotykał. Swia. sądzi, że z golenia ślady te pochodzić nie mogą. Komoda stoi tak, że siedząc przy niej ksiądz nic mógł się golić. S. Steb. Mówił pan, że Al. Strzel, podczas pańskiej bytności w Kukizowie bardzo często wyjeżdżał. A czy badał pan, czy on i przed pańskiem przybyciem i przed wypadkiem nie wyjeżdżał równie często? Swiad. Radałem. Wyjeżdżał, ale nic tak często. Czy wyjeżdżał w tym celu, by we Lwowie w jaki sposób starać się o odwrócenie od siebie podejrzenia, tego nie wiem. W Bołszowie byłem raz na rewizji razem z p. sędzią śledczym i kartki owej nie znalazłem.
S. Steb. Mówiłeś pan, że gdy p. A. Strzel, nocował raz z panem w lok. kom., czynił przed panem poufne zwierzenia. Siad. Tak jest. Powiedział mi. „Es istsehlecht mit mir*. Odniosłem to do wypadku z księdzem. S. Steb. A gdyś pan był u ks. Tch. już tu we Lwowie, pytał go p. o wypadku? Swiad. Tak jest. Gdy byłem 28. wrz., pytał się mnie ks. Tch., czy państwo Strzel, pozostaje jeszcze we Lwowie. Odpowiedziałem, że tak jest. Wtedy ks. Tch. rzekł do mnie: .Na panią Strz. bym nie myślał, ale p. Al, to hultaj, lampart, ten mógł być wszystkiego przyczyną. Wszystkiego byłem u ks. dwa razy. Pytał się mnie o swoje pieniądze, mówiłem mu, że są w depozycie i że po rozprawie zostaną mu oddane. Jeszcze w Kukizowie pytałem go się, czy to prawda, że dal pani Strz. kluczyk i kazał jej zabrać pieniądze? Odpowiedział, że nie. Potwierdzali to i inni ludzie, którzy mówili, że ksiądz by i 8 szostek nikomu nie powierzył, a nie 80 tys. O tem, że p. Kaz. Tch. przy obiedzie u pani Strz. wspominał o sumie 30—40 tys. nie wiem. O panu Kazimierzu mówiła mi raz pani Strz. że tu był.
Pauza. Ma być słuchany ks. Jan Tch., który przybył w towarzystwie p. Kazim. Tch. powozem, i został na pasach wniesiony przez służbę do sali świadków. Publiczność oczekuje chwili pojawienia się tego świadka z widoczną niecierpliwością, gdyż mimo półgodzinnej pauzy nie opuszcza sali. Sprawozdawcy dziennikarscy zachodzą po kolei do izby świadków, chwytając rysopis interesującej niezmiernie pod każdym względem postaci. Podług wrażeń naszych osobistych, ksiądz Tch. przedstawia się w sposób następujący. Dziadek kościany. Głowa charakterystyczna, mała, o ostrych kątach. Twarz wygolona, czoło w tył nieco cofnięte, nos ściągły, usta małe o kątach odznaczonych, zaciśnięte, broda wystająca. Włosy siwe, rzadkie od przodu przerzedzone, od tyłu jeszcze wcale bujne piętrzą się ku górze. Cera zdrowa, rumiana. Ks. Tech, ubrany jest w obszerny długi surdut, jakby paletot, pantalony spuszczone po nogach, buciki wygodne, obszerne, nowe.
Na sali ścisk ogromny. Przewód, stara się o zaprowadzenie większego porządku i toruje drogę dla świadka. Księdza, który mało co widzi, wprowadzają dwóch służących w asystencji p. Kazim. Tch. Jakkolwiek jest prawie ciemny, ciekawie rozgląda się po sali. Przew. schodzi do świadka, i z możliwą łagodnością, wypytuje go, traktując go jak dziecko. Ksiądz odpowiada głośno i wyraźnie, czasem wtrąci zdanie, które trudno zrozumieć.
Pr. Księże pioboszczu dobrod. widzi mnie ksiądz?
Ks. Tch. Widzę cokolwiek.
Pr. A wie ks. dóbr. gdzie się znajduje?
Ks. Tch. Wiem, w sali sądowej.
Pr. Tak jest w sali sądowej, w sądzie karnym.
Sw. W karnym?
Pr. Tak jest, bo p. Marja Sir. i p. Aleks. Str. są oskarżeni, że to oni ks. mordowali. Czy ks. pamięta ten wypadek?
Sw. Pamiętam.
Pr. Jak się ks. dob. nazywa?
Sw. Jan Tchorznicki.
Pr. Wiele lat?
Sw. 88, urodzony 1803.
Pr. To cokolwiek mniej.
Na stosowne pytania zeznaje, że 56 lat był proboszczem, wiele zaś lat w Kukizowie nie odpowiada. W śledztwie był już słuchany i zaprzysiężony.
Przew. (siada wobec świadka i obejmuje go). Ksiądz dóbr. czy pamięta o tem, jak był napad na księdza.
Św. Pamiętam, było to w iipcu ze soboty na niedzielę ?
Przew. To może z niedzieli na poniedziałek, bo ks. dóbr. miał rano mszę.
Swiad. Tak, tak, miałem mszę cichą.
Przew. Tego dnia jadł ksiądz obiad u siebie ?
Swiad. Tak u siebie.
Przew. A nie może nam ks. opowiedzieć jak to było ?
Swiad. Tego nie mogę opisać, ja spałem, zbudziłem się na ziemi, księżyc świecił, drzwi były otwarte, myślę sobie źle, byłem pokaleczony, położyłem się napowrót do łóżka i zasnąłem; na drugi dzień przyjechał jakiś doktor, nazwisko nie pamiętam.
Przew. Dr. Schmidt?
Św. Tak, tak, dr. Schmidt i ten powiedział: Ich werde eiue Anzeige an Bezirksgericht, machen.
Przew. Czy p. St. była u ks. dóbr. rano po tej nocy i co mówiła ?
Św. Była i popatrzyła i pyta : Kto cię tak pokaleczył? Ja mówię: źli ludzie zrobili (tu coś niezrozumiale wraca: ja poszedł na mszę, a pani do swej roboty).
Przew. (łagodnie). Księże dobrodz., a miał ks. pieniążki jakie ?
Sw. Miałem, miałem, byłem oszczędny, pracowałem, po Feliksie dostałem.
Przew. A wiele Bóg dał tego mająteczku ?
Sw. Ja tego dziś nie wiem, bo trzeba dokładnie powiedzieć, to pod przysięgą ja nie pamiętam — wówczas wiedziałem. Były dukaty coś 18, cwancygiery... (dalej trudno słyszeć).
Przew. A czeki były, kupony ?
Sw. Były, były.
Przew. Gdzież są te pieniądze ?
Sw. (śmieje się i rusza ramionami). A bo ja wiem.
Przew. Są, są chwała Bogu! Nic nie zginęło, są w sądzie, u nas nic nie zginie. Czy ks. dóbr. dawat pani Strzeleckiej jakie pieniądzie i kiedy? Bo pani Strzelecka powiedziała, że ks. sam wstał i dał jej.
Św. Trzeba było doktora zapłacić, wstałem, bo mnie nic nie bolało, wyjąłem coś 23 zł., dałem.
Przew. Ale pani Strzelecka powiedziała, że ks. dał jej wtenczas 157 zł., a potem oddal ks. kluczyk i powiedział: masz zabierz wszystko.
Św. (zirytowany). To nie prawda, nikomu nie dałem, aż do samej śmierci. Ja nie wiem, to jakiś zły duch wstąpił. Pani Strzelecka, to taka godna osoba, a tu nagle powtarzają, że coś dałem, że jej jakieś pełnomocnictwo dałem, nie dawałem, nic nie dałem.
Przew. Ale czy ks. dóbr. nie powiedział wówczas p. Strzeleckiej, aby przechowała pieniądze, mówiąc nie dziś, ale jutro, bo się służba kręci.
Św. (z naciskiem). Nie chciałem i nie dawałem nigdy. Ja nie byłem taki bez przytomności, ale powiedzieli, że lepiej iść do Miłosiernych, lepsza opieka, poszedłem.
Przew. Księże dóbr. p. Strzelecka tu powiedziała, że ks. kazał jej zabierać papiery, ale ona powiedziała „ja bez świadków nie chcę".
Św. (z irytacją). Anim dawał, ani pozwalał brać, jeżeli chcieli tom pożyczał, dawałem na żniwa, ale zaraz brałem karteczkę. Oto do dziś dnia winien mi 46 złr. Potrzebował wykupić ogierka, mówił że odda, ale do dziś dnia nie oddał.
(Wesołość w auditorium. Przewodniczący głośno : Proszę się nie śmiać, tu nie ma żartów, tu chodzi o ważną sprawę, o dożywotnie więzienie.) Przew. Czy mówił ks. dóbr. kiedy, że zapisze majątek p. Strzeleckiej?
Św. Ani obiecywałem, ani ona tego nie żądała. Ona była taka godna osoba. Zresztą pani Strzelecka miała swój majątek coś 100.000 złr.
Przew. 50.000 złr.
Sw. (śmieje się). A tak może 50.000 złr.
Przew. Czy ks. dóbr. ma jakie przypuszczenie, kto ten napad zrobił ?
Św. Nie mogę mieć, ja spałem.
Przew. Czy ks. dóbr. usłyszawszy o aresztowaniu p. Strzeleckiej i syna przypuszczał, aby ona to zrobiła?
Św. Nie, zaraz powiedziałem, to nie może być, to taka godna osoba, gdzież aby szła zabijać mężczyznę.
Przew. Kapłana! Ks. dobrodzieja! Czy zapisał ksiądz komu majątek?
Sw. Nikomu.
Przew. Ale na wypadek, ksiądz dóbr. może jeszcze długo pożyć, dobrze ksiądz wygląda, niech pan Bóg da długie zdrowie — ale kiedyś, dla kogo ksiądz przeznaczy ?
Sw. (z irytacją, laską stukając). Tego nie powiem nikomu, dopiero przy skonaniu. Ja byłem oszczędny, szanowałem grosz. Szanujcie grosz!
Przew. Pan Aleksander podobno nie szanuje?
Św. Nie szanuje. Dzień przy gospodarstwie, a w nocy do Lwowa, wiedzą że się lampartuje, mówi to do p. Strzeleckiej — a pani Strzelecka mówi: ksiądz tego nie rozumi, młody człowiek musi tak żyć, zapoznać się. Ja to powiedziałem z urzędu, jako kapłan, potem nic już nie mówiłem.
Przew. Księże dóbr., to nie pierwszy raz źli ludzie napadali. W r. 1885 obkradli księdza i jakieś kościelne obligacje, ks amortyzował je, a dlaczego jedną nie amortyzował?
Sw. Nie wiele wtenczas zabrali. Na resztę odpowiada niedokładnie, widocznie nie pamięta i nie wie o co chodzi.
Przew. A miał ksiądz dobrodziej książeczki oszczędności ?
Sw. (uśmiechając się). A miałem coś 6 czy 7.
Przew. Dziewięć, są u nas, nic nie przepadnie.
Św. Ja dziś nie pamiętam.
Przew. Jak ks. miał jaki interes pieniężny, to dawał ksiądz p. Strzeleckiej i ona załatwiała, na kupony mieniała?
Sw. Tak jest; pani Strzelecka była taka łaskawa, że mi przywiozła wszystko w porządku, rachunek od Sokala i Liliena, tam było wszystko wymieniane.
Przew. Czy ksiądz dobrodziej miał spis swoich papierów?
Sw. Był, był... podarli, popalili, coś się porobiło.
Przew. Czy ksiądz dobrodziej sam spisywał ?
Św. A jakże, sam pisałem.
Przew. Czy pamięta ksiądz, że przed ową kradzieżą przed kilku laty, ksiądz dał p. Strzel. 40.000 złr. do przechowania?
Sw. Broń Boże! nie dawałem.
Przew. Jak ksiądz wyjeżdżał powierzał ksiądz klucz i kluczyki pani Strzeleckiej, czy zaufał jej ksiądz ?
Św. Dałem klucz od pomieszkania, to godna osoba. Tu coś ks. zaczyna o porozrzucanych przedmiotach, ale trudno zrozumieć.
Przewodniczący skończył i udzielił głosu p. Strzeleckiej. Ta przyszła i przywitała się z księdzem. Osk. Widzi ksiądz w jakie nieszczęście popadliśmy ! Ks. Tchorznicki. A jakże, z pieniądzmi zawsze kłopot. Oskarżona stara się przypomnąć księdzu, jak jej wręczył depozyt, ale ks. coś niezrozumiałego mówi, słowa oderwane. „Ja wiem, wiem, woreczek z cwancygierarni" to znowu „służba wiedziała i powiedziała“. Trudno jednak zrozumieć o co mu chodzi, nie chce jednak przyznać, że dawał jej coś do przechowania. Osk. Czy ks. przypuszcza, żeby ja albo Oleś podobnego zrobili ? Św. Ja, nigdy! Osk. Dziękuję za dobrą opinję. Ale nie przypomina sobie ksiądz, jak w poszewce, w której były papiery... Swad. Jest poszewka, jest, nie zginęła. Osk. To nie o poszewkę chodzi, my w takiem nieszczęściu (z płaczem). Św. To za wielka miłość dla dzieci! (To powiedzenie trudno zrozumieć, ale dosłownie tak powiedział). Pani Strzelecka widząc, że nic nie wydobędzie z księdza, poszła na swoje miejsce.
Adj. Stebelski pytał się, czy herbatę pił wówczas. Sw. Albo ja wiem, obudziłem się. Przewodniczący widząc już zmęczenie księdza, przerwał dalsze badanie na 5 minut. Po przerwie 5 minutowej rozpoczyna się dalsze badanie ks. Tch., który wraca na swój fotel wsparty na rękach służby. Przewodniczący zajmuje koło niego miejsce z lewej strony, z lej bowiem lepiej słyszy, i zadaje mu dalsze pytania, mianowicie zapytuje czy miał zwyczaj chować klucz od szafy do spodni, czy też „kastlika”.
Ks. potwierdza, że do spodni, pytany o „kastlik" powiada, że „był tam, był".
Przew. Przed wypadkiem miał ksiądz banknoty, nie patrzał ks. dobrodziej wiele ich było?
Ks. T. Były tam, były, wiele niewiem.
Przew. W maju miał ks. mieniać obligacje na gotówkę, było coś tego z 5000 zł.? Ks. mienial obligacje w Towarz. kredyt, ziemskiem. Czy dal pan co komu z tej gotowki ?
Swiad. Nie, nigdy.
Przew. A w klasztorze u Sióstr Miłos. księdzu dobrze, wygodnie?
Ks. T. Dobrze, nie mam nic do stracenia, ani do zyskania...
Przew. Jakto nic do zyskania, zdrowie ks. dobrodzieju ? A kto tam ks. dobrodz. dogląda, kto tam .jest?
Sw. Siostra Gabrjela i Paulina.
Przew. A jest kto z familji?
Sw. A jest tam, jak się nazywa..
. Przew. P. Kazimierz Tchorznicki, on tu jest w sali...
Sw. A jest, jest.
Przew. A jeszcze kto, księże przychodzi?
Sw. A przychodzą, ot przyjdą, napiją się wina i pójdą.
Przew. To ks. dobrodziej ma tam winko i traktuje, dzięki Bogu stać ks. dóbr. na to. A niech mi dobrodziej powie, czy ks. nie namawiał nikt, jak ma zeznawać ?
Sw. Broń Boże! nikt nie byłby w stanie, ja przysięgał.
Przew. A niech mi ks ¦ dóbr. powie, jak to było z tym kluczykiem od szafy, czy to prawda, że ks. miał go dać pani Strżel.P
Ks. T. Nie, nie mogę tego powiedzieć bo nie, pamiętam. Jak nie wiesz dokładnie to nie kłam. Mnie sie zdaje, że kluczyk był u mnie.
Przew. Czy w niedzielę miał ks. w portmonetce jakie pieniądze, czy ks. dóbr. miał zwyczaj nosić jakie pieniądze przy sobie?
Sw. Tak 50 zł. to nosiłem.
Przew. okazuje mu znalezioną w czasie śledztwa portmonetkę. Czy to ta? zapytuje.
Ks. T. Taka była, ale tu było maleńkie lusterko.
Przew. A to inna znowu, jest tu i druga portmonetka; pokazuje mu inną. Ks. ogląda podany mu mały wiszniowy pularedk i mówi: Tu był kupon na 25 zł. Przew. Teraz ks. dobrodzieju, jaby in chciał ks. postawić pytanie czysto dla siebie. Czy Oleś jak pożyczał dawał ks. za siebie kwity ?
Ks. T. Nie, matka dawała za siebie i za Olesia, ręczyła i podpisywała. Ja się bardzo młodych ludzi boję, pójdzie do kasyna i straci (śmieje się i uderza laską o podłogę).
Przew. Czy to jest możebne, ażeby ks. dóbr. odprawiając mszę za ks. Królickiego, miał przy sobie w kieszeni kwit Olesia?
Sw. Nie, to nieprawda.
Przew. Ks. prób. dobrodzieju, czy ks. byłby dalej w Kukizowie został?
Ks. T. Byłbym pojechał — ale tam zimno.
(Szmer). Przew. Ale czy ks. proboszcz mówił kiedy p. Strz., że nie potrzeba porządków robić, bo wyjedzie z Kukizowa?
K. T. Nie mówiłem tego.
Prok. (siadając obok ks. Tch.) Czy ksiądz mnie zna?
Sw. Nie widziałem pana.
Pr. wypytuje ks. o ową kradzież z r. 1885.Czy ukradziono ks. i książeczki oszczędności?
Sw. Coś zginęło, ale nie wiedzieć co. Spalili mi rejestr, to nie wiem.
Pr. Czy po owym wypadku miał ks. u siebie książeczki szparkasowe?
Sw. Były u mnie w szafie. Były i Grundentlastung, leżały na dole w szafie.
Pr. W Liber ordinationum, nie prawda?
Sw. O, a pan skąd o tem wiesz?
Pr. Widzi ks., że wiem. No, a na tej Libero rdinationum leżało co?
Sw. Leżały papiery.
Pr. A butelka jaka leżała?
Sw. Nie, butelki nie było. Były tam i asygnaty banku. Przyniosłem z kasy czeki na 5000 głd., wsadziłem w szparę. Ale teraz nie ma!
Pr. Są, są, wszystko u nas jest.
Sw. cieszy się bardzo, że się to znalazło.
Spisów miał więcej, na indemnizacje osobny, na książki szparkasowe osobny, na czeki znowu osobny. To były małe kawałki, na każdym był nr.i kapitał zapisany. Ale mi spisy spalili.
Prok. A skąd ks. wiesz o tem, że spalili?
Sw. (żywo). Jakto, przecież tam, na podwórzu plebanji leżały resztki. (Oczywiście, świadek mówi o r. 1885). Spisy zawsze odnawiałem, stare podrę, nowe napiszę. I teraz przed wypadkiem musiałem je mieć. Dalej świadek gada tak niezrozumiale i po cichu, że trudno go słyszeć. Pochwycić można tylko pojedyncze frazesy; „Nie spodziewałem się takiego nieszczęścia!“. „Co mu szkodziły moje oczy, że mi je powybijał!"
Pr. wypytuje świadka dalej o owego psa.
Sw. Pies był domowy, czerwonowaty. Dawałem mu zawsze chleba po obiedzie. Musiał go ktoś zastrzelić na buty—wielka skóra.
Pr. Czy pani Str. nie mówiła o tem, byś jej ks. zapisał swój majątek?
Sw. Nigdy a nigdy. Mówiła o p Kielanowskim i Polanowskim: ot bogaci ludzie, woleliby nam biednym pomódz. Po wypadku nigdy do mnie nie przyszła. Przedtem żaliła się, że podupadli. A Kukizów, panie, to nieoszacowany majątek, tylko żyć i pracować. O córce Kochanowskiej mówiła pani Strzel.: pan Bóg taki krzyżyk dal!
Pr. zapytuje świadka, co to on mówił w śledztwie o tern, że ma około 200.000 gld. majątku.
Sw. Ale gdzie tam! To bajki, przyczyniają.
Pr. A zna ks. p. Kownackiego?
Sw. Znam, znam, porządny człowiek.
Pr. A co też to ks. jemu mówił o tem, że dał ks. klucz pani Str.?
Sw. Nic o tem nie mówiłem. Chyba z powietrza to wychwycił.
Pr. pokazuje świadkowi klucz, który pani Str. dała ks. Król.
Sw. To nie mój. Tamten był grubszy, w dwa razy zaśrubowany, ząbek był szerszy — zresztą. Przysiąc na to nie mogę.
Dr. Dąbr. Mówił ks. dawniej przedemną i innymi, że ks. dał pani Sir. klucz, by schowała pieniądze?
Sw. Nie. Byłbym dał do banku.
Dr. Dulęba. No, ale tak na chwilę.
Świad. Nie, nie dawałem.
Dr. Dąbrowski. A zna ks. Szpanga?
Świad. Szpanga? A znam! To „szpicbub". Był u mnie z żoną, chciał mię odwidzić, zarekomendować mi swą żonę. Nie zapraszałem go do siebie. Żona jego mówiła mi; możebym mogła ks. odwidzić czasem w wolny dzień ? Ja powiedziałem : cóż, u mnie się drzwi nie zamykają, może pani przyjść.
Następnie przew. konfrontuje panią Strzel, z ks. Tch. Pani Strzelecka usiadłszy obok ks. Tch. zaczyna z nim rozmowę, przedstawia mu cały przebieg sprawy. Do majątku ks. nie miałam pretensji. Gdy było potrzeba pieniędzy dla doktora, ks. wstał i dał mi. Ks. Tch. Pani wzięła i dała Olesiowi! Na dalsze przedstawienia pani St. ksiądz Tch. nic nie odpowiada, tylko gdy pani St. mówi o tem, że jej dał klucz, ksiądz Tch. mówi: „Gdym jechał do Lwowa, tom dawał". Na tem przesłuchanie księdza Tch. na dziś ukończono.
Przewodniczący jeszcze raz przedstawia mu, że jego pieniądze są w sądzie i że może je wkrótce dostanie. Ksiądz Tch. pyta czy dziś i dodaje: „W nocy się przebudzam, śni mi się to głupstwo! Z początku mi gadali, że pani Strzelecka aresztowała mi pieniądze i nie odda" Gdy przewodniczący przedstawia mu, że może go jeszcze raz potrudzą do sądu, odpowiada: „Cóż. jak każecie, to muszę przyjechać". Świadka wyprowadzono, przewód, przerywa rozprawę na pół godziny.
Po przerwie badano dalej Szpanga. Ciąg dalszy podajemy w numerze 23.

Kurier Lwowski - rok 1889 nr 23 strona 3 (23.01)

Sprawa kukizowska.

(Dalszy ciąg z dodatku do nr. 22.)
Po przerwie półgodzinnej zawezwał p. przewodniczący na żądanie ławy przysięgłych ponownie świad. Szpanga.
Sęd. przys. p. J. Topolnicki zapytuje świad. w jakiej wysokości znalazł na futrynie drzwi w lokalu kom. ślady pokrwawionych palców. Przew. chce usunąć to pytanie ponieważ szczegół ten jest zanotowany w protokole oględzin komisji śledczej, który zostanie później odczytanym. P. Topol. Jabym to chciał usłyszeć z ust świadka, on bowiem był pierwszy, który je spostrzegł. Przew. zezwala na to pytanie a świad. zeznaje, że ślady te były na wysokości człowieka średniego wzrostu. P. Topol. Czy badając tak wszechstronnie wszystkie szczegóły, nie powziąłeś pan podejrzenia na kogo innego, że jest sprawcą zbrodni? Swiad. Wszystkie ślady doprowadzały mnie zawsze do dworu. P. Topol. Świadkowie zeznali tutaj, że straż nocna krążąca tej nocy koło dworu i cerkwi nie spotkała nikogo, przeciwnie bowiem Jajko zeznał, że napotkał wracając do domu na drodze jakiegoś człowieka leżącego na ławie. Nie słyszałeś p. o tem ? Swiad. Owszem słyszałem. Sam Jajko o tem mi mówił. P. Topol. Czy nie słyszałeś p., że ów Jajko jakiś bankiecik sprawiał w niedzielę wieczór? Przew. Gdzie, kiedy? Jajko? Swiad. To pewnie odnosi się do Józefa Krajewskiego. Przew. A tak, ale nie u Jajka; u niego byli ludzie w sadzie, ale bankietu żadnego nie było. To N. Fr. Pressa coś tam popisała.
P. Topol. Powiedziałeś, pan, że po wyczerpaniu dowodów wszelkich przyszedłeś do przekonania, że to u Strzel, w domu popełniono zbrodnię. Niech mi pan wyjaśni dla czego jeździłeś po okolicy, do Jaryczowa? Czego tam pan szukałeś ? Swiad. Pewności nic miałem. Przew. Zwracam uwagę pana przysięgłego na to, że o dowodach nie ma tu mowy, świadek miał tylko zebrać materjał. Swiad, To rzeczywiście zrobiłem i oddałem cały materjał panu sędziemu śled. P. Topol. A gdy pan znalazł wówczas ów niedopalony papier w piecu, odłożył go na bok i wyszedł, na długo się pan wtenczas wydalił z lokalu kom.? Swiad. Póltory lub dwie godziny bytem we wsi. P. Topol. Czy w Jaryczowie badał pan co do owego psa? Swiad. Tak jest. Na to mam świadka żandarma Jamroga. P. Top. Czy pan był kiedy karany? Przew. uchyla to pytanie, motywując to paragrafami ust. o post. karnem. Prok. Czy w Jaryczowie rozmawiał pan ze Schnapperem o owym rachunku znalezionym w komodzie ? Swiad. Tak jest. Sehnapper mówił mi po niemiecku: „Das ist nicht zwischen Bauern, sondern zwischen Herren gekommen, weil das sind gescheidte Kópfe". A potem dodał po polsku: To nie między chłopami, to poszło do większej izby. Prok. Czy pokazywał pan Schnapperowi ten rachunak ? Swiad. Tak jest. Przew. A kiedy to było ? Swiad. W niedzielę, 12. sierp., kiedy już miałem poszlaki przeciw Al. Strzel. Przew. A nie rzucił panu Sehnapper tak jakiego frazesu: to tam we dworze! uważaj! Swiad. Nie. Prok.
Czy ks. Tchorznicki nie robił panu jakich zarzutów z tego, że pan szukasz i nic pan nie znalazł? Swiad. Mówił raz: szukacie, czego znaleść nie możecie. Miał do mnie jakieś zaufanie. Gdy przyjechała komisja sądowa, mówiłem mu: to pan sędzia, a to pan Papara, a on powiedział: ot szukają, a niczego nie znajdą. Prok. Czy badał pan stosunki majątkowe p. Al. Strzeleckiego ? Sw. Mówiono powszechnie, że stosunki są złe, że jest około 200.000 długu. Sługom płacił nieregularnie. Żalili się, że czasem nie płaci po kilka tygodni, a potem daje naraz.
Prok. Gdy pan przyjechał do Kukizowa, jaki był stan pielęgnacji ks. Tchorznickiego ? Swiad. Bardzo zaniedbany. Fetor okrutny był w pokoju, tak że nie mogłem wytrzymać, łóżko i bielizna brudne. Prok. Czy w komodzie lub w szafie była bielizna i ubranie ks. Tchorznickiego? Sw. W komodzie było bielizny dość, kilka koszul itp. Prok. Czy był pan przy tem, gdy otwierano szafę ? Swiad. Nie. Prok. Czy widział pan ubranie znalezione w masztami i jakie to było ubranie, czy nowe, warte co? Sw. Wszystko było stare, mało warte. Gdyby je chcieć sprzedać na tandetę, to nie wiem, czy by kto dał i 30 zł.
Prok. Czy w piecu, gdzie pan znalazł owe niedopałki, była większa kupa popiołu ? Swiad. Nie, w piecu było całkiem czysto. Tam od dawna nie palono. Co zaś do rzeczy, to zastanowiło mnie szczególnie to, że futro księdza pozostało i nie było wzięte. Prok. Tak? To tam było i futro? O tem nie wiedziałem. Jakie to futro ? Barany ? Sw. Nie, szopy. Dr. Roiński. U kogo świadek dowiadywał się o stanie majątkowym p. Al. Strz.? Sw. Taka była powszechna opinja w Jaryczowie i Kukizowie. Imion sobie nie notowałem. Dr. Górecki. Pan twierdził, że p. znalazłeś krew na siekierce, na banknolach, na notatce etc. skąd p. wiedział, że to krew? Sp. To każdy mógł poznać, nie tylko ja zresztą mając długoletnią praktykę... dr. Gor. (przerywa). Chcesz p. powiedzieć, że się p. zna na tem. Otóż wiemy, że to wcale nie była krew. Przewodniczący wyjaśnia, że istotnie chemicy badali, i na wielu przedmiotach nię znaleźli krwi. Dr. Górecki. Kto oddal pugilares panu? Sw. Pani Strzelecka. Dr. Gor. I czy nie uderzyło to pana, że właśnie p. St. oddała panu, jeżeli była podejrzana o zbrodnię. Spang. To się działo 8 sierpnia. Wówczas nie miałem jeszcze żadnego podejrzenia. Zresztą pani St. dostała od trzeciej osoby pugilares, musiała więc oddać.
Dalszemi pytaniami dr. Górecki chciał przekonać p. Szpanga, że właśnie to oddanie pugilaresu powinno go było oświecić, że niesłusznie podejrzywa. Pytania co do sukien w masztami doprowadziły do nowego drobnego szczegółu, że świadek zastał tam konie, które przedtem nigdy nie stały. Stało się to jednak bez wiedzy pp. St. Dr. Górecki. Co to znaczyło, panie Szpang, że częste wyjażdżki pana Aleksandra do Lwowa zastanawiały pana. Co pan przypuszczał ? Spang. Tłumaczyłem sobie to niepokojem (wesołość). Dr. Górecki. Przecież dawniej często również wyjeżdżał ? Św. Ale siedział we Lwowie. Ja tłumaczyłem sobie, że się niepokoi, czy czego nic wykryto. Gór. A co pan wnioskował d. 20 sierpnia, jak pan St. wyjechał ? Świad. Wówczas jeździła i pani Strzel. Myślałem, że pojechali do Lwowa ulokować pieniądze. R. Dun. Jakie wrażenie byłby pan odniósł, gdybv pani Strzelecka była nie oddała pugilaresu? Sw. Jeszcze gorsze.
P. Stebelski. Pan powiedział, że pani Strzelecka wyraziła się o panu „to jest nasze nieszczęście" — przed kim to powiedziała i czy był słuchany ? Św. Przed Michałem Salak. Prokurator nie wie jednak nic: o tem zeznaniu. Dr. Dulęba. Jakim sposobem doszedł pan do tego, żeś pan twierdził, iż p. Al. Strzelecki ma 200.000 długu, jak to pan obliczył, jakiego rodzaju były te długi ? Św. Mówiłem „mniej więcej" 200.000. Słyszałem, że były długi hipoteczne, wekslowe, zresztą była wtedy taka opinja. Dr. Dul. Ależ na opinję składają się jednostki, od kogo pan to słyszał ? Św. Wówczas bym musiał powiedzieć, gdyby tak nie było. Dr. Dulęba. Pan zarzucał, że służba podglądała, a nawet Hadynę pan uwięził, że chodził krok za krokiem za panem. Czyż gdyby tak było, byłby raczej z ukrytego miejsca pana nie śledził ? Spang. Myślałem, że nie rozumie tego robić, albo coś wiedział o tem. Dr. Dulęba. Co pan pomyślał, gdy p. Strz. dał panu guldena skrwawionego? Spang. Myślałem, że chce odwrócić od siebie podejrzenie. Dr. Dulęba. Dlaczego pana tak uderzyło, że p. Strzelecki powiedział na obojczyk „corpus delicti". Przecież gdyby był winien, nie byłby zwracał uwagi. Sp. Bo p. Strzelecki nie jest sędzią, nie rozumie tego. Dr. Dul. Po co pan był u ks. Tchorz, u sióstr miłosierdzia. Sp. Jeż opowiadałem, że ks. Tch. mnie lubi, (wesołość) zapraszał.
Dr. Dulęba. Pan zostałeś uwolniony 26. września od służby w tej sprawie, mimo to, jak słyszymy, prowadził p. śledztwo dalej — czy to z własnej ochoty ! Sp. Wolno mi z własnej ochoty wszystko śledzić. Prokurator oświadcza, że polecił p. Szpangowi, aby dalej śledził tę sprawę.
Prok. (do oskarżonego). Czy pan jeżdżąc do Lwowa, zajeżdżał kiedy do hotelu, mając swoje pomieszkanie przy ulicy Akademickiej. Osk. Nic, nigdy nie zajeżdżałem do hotelu. Prok. Ja znalazłem w papierach pańskich rachunek hotelowy za 2 dni od 8. do 10. sierpnia za jednę osobę, z napisem „dla p. Aleksandra Strzeleckiego.“ Osk. Nie rozumiem tego, gdyż nie zajeżdżałem stanowczo.
Dr. Dąbrowski chciałby wiedzieć, czy p. Szpang był karany. Przewodniczący usuwa to pytanie jako nie na czasie. P. Szpang oświadcza, że policja nie trzymałaby go, gdyby był karany.
Dr. Dąbrowski (do Szp.) Czy pan żądał czego od p. Strzeleckiego. Prok. sprzeciwia się temu pytaniu. Przew. Przepraszam, bo to zrobi się z tego wielka rzecz — powiedz pan, p. Spang, jak to było. Szp. (zirytowany). Pisałem o zaliczkę do Lwowa, nie miałem pieniędzy, prosiłem, aby mi pożyczył pan S. 5 zł. Przew. ("do Osk.) Czy tak było? Strz. Tak było istotnie, przyszedł do mnie pan Szpang i prosił, abym mu pożyczył 5 zł. Nie miałem drobnych, więc dałem 50 zł., które zmieniwszy wziął sobie 5 zł. P. Szpang nie miał dotychczas sposobności oddać długu. Dr. Dąbr. (do oskarż.) Czy nie żądał od pana nic więcej ? Strzel, (waha się. Trzew. proszę miny nie robić, tylko prawdę opowiedzieć). Leżałem w łóżku i p. Szpang spartszy się o poręcz prosi! mnie żebym mu darował 50 korcy kartofli. Ja odpowiedziałem, na co panu tych kartofli, czy pan żyjesz tylko kartoflami, czy gospodarujesz, kilka korcy chętnie panu dam. Szp. zaprzecza i sądzi, że gdyby chodziło o jakie nadużycie w takiej sprawie to chyba 50.000 korcy byłby zażądał. Dun. Czy śledząc za sprawcą, jest pańskim obowiązkiem, każde spostrzeżenie donieść sędziemu? Czy ocenienie tych spostrzeżeń do pana należy? Szp. Moim obowiązkiem jest o wszystkiem donieść, a sędzia ma sądzić: zataić mi nic nie wolno. Po kilku jeszcze pytaniach świadka uwalniają.
Przysięgły p. Jan Topolnicki: Wysoki trybunale! Osobistość ks. Tchorznickiego takie zrobiła wrażenie na przysięgłych, że... Przew. (przerywa) proszę żadnych wrażeń nie opowiadać — prosimy tylko o wniosek. P. Topnl. stawia wniosek imieniem ławy przysięgłych. aby sąd wydał natychmiast depozyt ks. Tch. Przew. On tego sam nie żądał, ale wniosek zaprotokołuję. — Odraczam rozprawo (g .3. popoł.) do jutra. Posiedzenia będą tylko raz na dzień od 9. do 3

Kurier Lwowski - rok 1889 dodatek do nr 24 strona 1 (24.01)

prawa KukizowsKa. Lwów 24. stycznia. (Dziesiąty dzień rozpruicy. Początek o g. !>.10.) P r z e w o d n i c z ą c y z a r z ą d z a d a l s z e p r z e s ł u c h a n i e ś w i a d k a H a d y n y . N a s t o s o w n e p y t a n i a o d p o w i a d a ś w i a d e k , ż e niep a m i ę t a , a b y w lo k a lu k o m i s y j n y m p a l o n o zes z łe j z im y , g d y ż l a m n ik t n ie m i e s z k a ł . P o d ł o g ę u ks. T c h . p o w y p a d k u rn y ł d w a ra z y z p o l e c e n i a p a n i . P r z y p r z y ­ n o s z e n i u ks. T c h . z o fic y n d o d w o r u b y ł o b e c n y m , g d y ż u b ie r a ł go i p r z e n o s ił w r a z z S w a r k i e m I . e m i e s z k ą a s t a ł o się to u a ż ą d a n i e k s ię d z a . U b r a ł g o w s u r d u t , s p o d n i e i p a n to f le . P r z e w . T y z n a la z łe ś r a z p ł a s z c z ks. T c h ó r z , j a k to b y ł o ? S w . M y i s z 1 i z W ł o d k i e m , a j a k i ś ł a c h le ż ał n a z ie m i w s a d z ie • - p o d n i o s ł e m , p a t r z ę a to p ła s z c z k s i ę d z a p o d a r t y n a trz y k a w a łk i . Z a n i o s ł e m d o k s. i p y t a m , g d z ie ks. p ł a s z c z ? a k s . p o w i a d a — „ w i s i n a d r z w i a c h * a j a m u p o k a z a ł k a w a ł k i , a k s ią d z p o w i e ­ d z ia ł : O o o o ! P r z e w . A czy ty s ły s z a ł, że p a n i g n i e w a ł a się n a L u c i a , g d y ż m y ś la ła , że to j e g o s p r a w k a . S w . J a n ie s ł y s z a ł , a le m ó w i l i w k u c h n i a L u c i o m ó w i ł „że k s ię d z a w y s ł a ć n a b a s z t ę * . P r z e w . Gzy k s ią d z g o lił się s a m , c z y ś w i d z ia ł g d z ie się golił, czy się s k a l e c z y ł ? S w . K s ią d z z a w s z e się s a m g olił p r z y s to lik u k o ło o k n a , c zy się s k a l e c z y ł n i e w i e m , w i d z i a ł e m ty lk o ra z , żc b y ł s k a l e c z o n y j a k s z e d ł d o k o ś c io ła . P rzew '. Gzy p r z y k o m o d z i e m ó g ł s ię g o l i ć ? S w . T a g d z ie t a m , t a m c i e m n o . P r z e w . C zy w i d z i a ł e ś , a b y k s ią d z k i e d y u p a d ł n a w z n a k ? S w . N ie. P r z e w . C zy k s ią d z s a m s ię u b i e r a ł , ś cie lił s o b i e łó ż k o ? S w . S a m . P r z e w ó d . Gzy w i d z i a ł e ś u k s ię d z a w o r e c z e k n a p i e r s i a c h ? S w . N i e w id z ia łe m . Na pytania radcy Duniewicza odpowiada Ila dyna dalej co następuje: We wtorek pani mię nigdzie więcej nie wysyłała, tylko raz na kapustę. Wtedy to trwało ze 2 kwadr. Został Kalinowski. Gdym wrócił, zawo­ łany przez Handzię, to nie pamiętam, czy był kto przy księdzu. We wtorek komisja sądowa przyjechała nad wieczorem. Ksiądz leżał w łóżku. Gzy był we wtorek ubrany, nie pamiętam. Przenosiliśmy go z łóżka na sofę, czasem w płaszczu, czasem tylko w koszuli. We wtorek był ubrany, lecz nie pamiętam, kto go ubierał — ja czy Kalinowski, kto go kazał ubierać, również nie pamiętam. Przew. zapytuje panią Strz. co znaczy jej powiedzenie w protokole, że gdy Al. we wtorek powrócił ze Lwowa, to miał jej mówić: byłem u jednego pana, który mi obiecał wysłać tego samego dnia komisję ? Go to mogła być za osoba ? M. Strz. Zdaje mi się, że mówił, iż. był u p. prezydenta. Al. Strz. Mówiłem, żem był u p. prokuratora. M. Strz. Może i tak powiedział, ale ja sobie tego nie przypominam. R. Dun. stawia dalsze pytania do świadka Hadyny. Swiad. We Wtorek prócz owego razu po kapustę, wychodziłem czasem od księdza, to na dwór, to do kuchni, ale na krótko. Pani zaraz krzyczała, że przy księdzu nikogo niema, i wracałem. Prok. Czy wiesz, zkąd w poniedziałek wzięto świeżą koszulę dla księdza? Gzy z komody, czy z szafy? Kto ją dostał i jakim sposobem? Swiad. nic o tem nie wie. Prok. Z poniedziałku na wtorek kto nocował przy księdzu ? Swiad. Tego nie pamiętam, kto spał tej nocy. Zwykle spało nas trzech: ja, Kalinowski i Szymon Zyszkowicz. Prok. A kiedy się nad ranem rozeszli, ci co spali przy księdzu? Swiad. Nie pamiętam Prok. Gdyś w poniedziałek myl podłogę, to czy myłeś w pierwszym pokoju, czy w drugim? Swiad. Tam gdzie ks. spi. Myłem na środku i pod łóżkiem. W pierwszym pokoju myłem aż na drugi tydzień. Przy łóżku ks. były kałużo /. krwi, znać było i palce od rąk przy łóżku i po bokach. Gdziem na podłodze widział plamy, lo zmyłem. Siadów od nóg lub od bucików nie widziałem. Przew. Czy księżyc świecił tej nocy z niedzieli na poniedziałek? Swiad. Zdaje się, że nie. By był deszcz, nic pamiętam. Prok. A drugą rażą czy myłeś całe pomieszkanie? Swiad. Tak jest, oba pokoje. Myłem szczotką i ciepłą wodą, nie bardzo czysto, aby tylko z błota. Prok. Kiedy księdza sprowddzono do garderoby? Sw. Nie pamiętam. Daiej wypytuje prok. tego świadka o rzeczach znalezionych w masztami. Sw. Rzeczy te znaleziono — nie pamiętam którego dnia, przedpołudniem, albo w samo po­ łudnie. Zaraz posłano po żandarma. Czy tam ludzie chodzili, tego nie wiem, bom był przy księdzu. Dalej wypytuje prok. o owym psie zaginionym. Sw. Pies łen był żółtawy, blado-żółty, pierś biała. Al. Str. objaśnia, że pies był jednej maści, kawowo-żółtej, nie czystej rasy legawiec, ale mieszaniec, bez żadnych osobnych znaków, kudłaty, na grzbiecie sierść mu sterczała. R. Dun. Kto zamiatał u księdza? Sw. Ja zamiatałem zawżdy. Śmiecie składa­ łem do paki w sieni, a potem wyrzucałem. Do pieca nigdym nie wrzucał, ale ks. sam zbierał papiery ze stołu i wrzucał do pieca w swym pokoju. Do lok. kom. ksiądz nigdy nie chodził. R. Dun. zapytuje panią Str. o wyjaśnienie następnego szczegółu. Mówiła pani, że pieniądze zabrała wl wtorek rano? Gzy to było wtedy, gdy pani wysłała Hadynę po kapustę? M. Str. Tak jest, wystałam go na chwilę, a gdym już nie potrzebowała jego nieobecności, kazałam go znowu przywołać. R. Dun. Otóż to właśnie prosiłbym, aby mi pani wyjaśniła. Gdy się panią pytano, dlaczego pani nie zabrała wszystkich pieniędzy, mówiła pani, że pani ludzie przeszkodzili. A teraz pani mówi, żeś pani sama po Hadynę posłała. Mogłaś pani przecież posłać po niego później i zabrać tymczasem wszystko. M. Str. Tak, ale mi kto inny przeszkodził, wtenczas kazałam i Hadynę przywołać. Rzeczozn. dr. Feigel. Jak się miał ks. Tch. w pierwszych dniach po pobiciu? Sw. W poniedziałek gadał trochę, nie bardzo rozmawiał. Chwilami spał. W nocy bardzo krzyczał, spał niespokojnie. We wtorek rozmawiał dobrze, czy żartował— nie wiem. Z łóżka na sofę przeprowadziliśmy go. Na sofie czasem leżał, czasem siadał. Jednej nocy, nie wiem kiedy, zleciał z łóżka, jęczał na podłodze, zaraześrny go podnieśli. Potem miał się gorzej, leżał bez pamięci i bałamucił. Czasem dobrze gadał, a czasem źle. Rzeczozn. dr. Lukas. Gzy ks., gdyście go mieli brać z łóżka, sam spuścił z łóżka nogi? Sw. Sam. Potemeśmy go przeprowadzili—czy nas dwóch, czy jeden— nie pamiętam. Na kanapie, gdy się kładł, to wolał, by mu pomódz. Dr. Lukas wypytuje jeszcze o owern zasłabnięciu ks. w zimie. Sw. Sam to widziałem. Było to zaraz po obiedzie. Co ks. jadł lub pil — nie wiem. Potem już nie wstawał tego dnia, leżał do rana. Gzy le­ żał i na drugi dzień, nie pamiętam. Dr. Dul. Czy we dworze nie zginął kiedy przedtem pies? Sw. Nie pamiętam. Dr. Dul. A nie słyszałeś, by kto we wsi polował na psy i zdzierał z nich skórę? Sw. Nie słyszałem. Dr. Dul. Gdy cię p. Szpang aresztował, gdzieś siedział? Sw. Siedziałem tu w kiymiriale, coś ze trzy tygodnie. Na tem przesłuchanie Hadyny na razie ukończono. N a s t ę p n y ś w i a d e k , Mnrj.it K r a j e w s k a , IX l a t r/.. k., s łu ż y o b e c n i e w e d w o r z e , p r z y j ę t a p rze/, p . K o c h a n o w ­ s k ie g o , z o s t a j e z a p r z y s i ę ż o n ą . N a p ie rw n /.e p y t a n i e pr/.. o d p o w i a d a p ł y n n i e i z w ię ź le , j a k g d y b y r e c y t o w a ł a n a p a m i ę ć r z e c z w y u c z o n ą : N ie p a m i ę t a n i , czy w e w t o ­ re k , c zy w p o n i e d z i a ł e k p r z y s z ł a m d o d w o r u . T a m m a m b a b ę . D a n o m i p r a ć b ie liz n ę . J a i w ta r n ty r n p r o t o k ó l e m ó w i ł a m , że n i e p a m i ę t a m , e zy w p o n i e ­ d z ia łe k , czy w e w t o r e k . P r z e w . C o , c o , c o ? A ty co w i e s z o t a m t y m p r o ­ t o k o l e ? P y t a ł e m c ię s ię o t o ? S w . T a m t e n p r o t o k ó ł z d a w a ł a m p r z e d p . K o w n a ­ c k i m i m ó w i ł a m m u , że n ie p a m i ę t a m , czy t o b y ło w p o n i e d z i a ł e k , czy w e w t o r e k . A p a n K o w n a c k i m ó w i ł : A le ż M a r y n i u , z d a j e s ię , ż e to b y ł o w p o n i e d z i a ł e k . A j a m ó w i ł a m , że n i e p a m i ę t a m . P r z e w . C o ty m ó w i s z o p . K o w n a c k i m ? A w ie sz , c o o n w p r o t o k o l e z a p i s a ł ? S w . T a n i e w i e m . P r z e w . N o i c ó ż d a le j b y ł o ? S w . G d y m p r z y s z ł a d o d w o r u , d a ł a m i I l a n d z i a d o p r a n i a k o s z u lę , d w i e p o s z e w k i i p a r ę p r z e ś c i e r a d e ł . P r z e w . O , o, o ! A w p r o t o k o l e ty w c a l e t a k n ie m ó w i ł a . S ł u c h a j , w p r o t o k o l e s to i w y r a ź n i e ta k : „ W p o ­ n ie d z ia łe k p r z y s z ł a m d o d w o r u . O k o ł o 9 . g o d z . z r a n a I l a n d z i a k a z a ł a m i w y p r a ć k o s z u l ę i p o s z e w k ę . * M ó ­ w iła ś o j e d n e j p o s z e w c e . N o , c ó ż d a le j ? S w . W y p r a ł a m w ł u g u i p o w i e s i ł a m n a s z n u r z e n a s t r y c h u . R. Duniewicz. Skąd wiedziałeś, że p. sędzia nazywa się Kownacki? Sw. Tak mówili. Dr. Górecki. Ty wiesz, kiedy księdza pobito ? Sw. W niedzielę na poniedziałek. Dr. Gór. Czy ty zaraz na drugi dzień, tj. w poniedziałek prałaś? Sw. Nie, ja nie nie była wtenczas. Dr. Gór. O to mi chodzi, ty mogłaś dopiero na drugi poniedziałek prać. Sw. Pewnie, że na drugi. Na tem ukończono przesłuchiwania tego świadka. Tymczasem przybył do sądu ks. Jan Tchorznicki w towarzystwie p. Kazimierza, który przyszedł do sali prosić przewód., aby go natychmiast przesłuchał, gdyż ks. się niecierpliwi. Przewodn. oświadcza, że nie wzywał ks. Tchórz., p Kazimierz twierdzi, że przewodn. naznaczył na dziś na 10. god. Przewodn. przeczy temu, gdyż powiedział, że da znać, kiedy będzie potrzeba, a obecnie nie może go przesłuchiwać. P. Kaziin. oświadcza, że wątpi, czy ks. Tch. zechce jeszcze raz przybyć. Przew. Żałuję mocno, ale nie mogę na to poradzić. Ks. Tch. musiał przeto powrócić do sióstr miłosierdzia bez pieniędzy, które prawdopodobnie sądził, że dostanie. Następny świadek Michał Batiulć pastuch, żonaty, lat 38, pod przysięgą zeznawał. Początkowo był podejrzany, że to on mordował księdza, p. Al. Str. bowiem rzucił na niego podejrzenie, nie był jednak uwięziony. Świadek był długo przesłuchiwany na różne drobne okoliczności, które odgrywają łącznic pewne znaczenie w rozprawie, ale prócz tego jeden moment jest ważny, przy którym był obecny w poniedziałek po zbrodni, mianowicie w chwili, gdy go wezwała p. Strzelecka, aby z nią poszedł do księdza. Wraz z nim poszła i Ilandzia Michalicka (a nie Michalewska, jak mylnie wydrukowano wczoraj). Przew. Kiedyś się dowiedział o wypadku? Sw. Jak Władek nosił kawę. Ja pomagałem mularzom i mieszałem wypno. Wielmożna pani nadeszła z Ilandzią i powiedziała mi: chodź, i ja poszedł. Przyszedłszy do księdza, widział krew na podłodze, pani St. podniosła organtynę z twarzy księdza (od much) i on zobaczył księdza pokrwawionego. Przew. Czy widziałeś krew na futrynie drzwi? Sw. Widziałem Przew. Na których? Sw. Na drzwiach pokoju gdzie ks. spal. Przew. Czy mówił co ksiądz? Sw. Mówił, że sarn upadł z łóżka i potłukł się. Przew. Czy pani St. mówiła, co to się stać mogło ? Sw. Mówiła, że ks. ma chorobę, konwulsję, że co miesiąc dostaje, ale go tak jeszcze nigdy nie potłukło. Świadek służy przy dworze 20 lat, przedtem jednak służył u księdza Tch. kilka miesięcy i ma matkę, która cierpi na epilepsję. Przew. Czyś słyszał kiedy, aby ks. Tch. był chory, miał konwulsję? Sw. Nie nigdy, ja zawsze widziałem księdza zdrowego. Dalej zeznaje świadek, że Michałowi Sulikowi, chłopcu od krów kazał iść nakosić trawy koło stawu, a p. Strzel, usłyszawszy to, powiedziała „że niema czasu się bawić" i kazała skosić trawę „na rozsadzie" tj. na kawałku pod oknami księdza się znajdującym. Co do sukni znalezionych w masztami, to usłyszał o tern od Ilandzi, następnie posłała go p. Strz. na świadka z Szymonem i kimś trzecim. Rzeczy leżały na środku w jakim stanie nie widział. W masztami nigdy konie nie stały, gdyż tam nie ma żłobów, zresztą jest to zupełnie pusty lokal. Świadek wie, że w sobotę przed wypadkiem myto drzwi i okna u księaz i. Czy pani Strzelecka chodziła we wtorek do lokalu komisyjnego nie widział, chociaż mógł był widzieć, gdyż obok rozrabiał wapno. Przewodniczący zapytuje oskarżonych co mają powiedzieć na zeznania świadków. Oskarżony oświadcza, że w śledztwie wymieniał podejrzanych, ale wyraźnie zastrzegł się, że czyni to bez żadnych podstaw. Batiuk zachowywał się jakoś dziwnie, więc przyszedł mu namyśl, zresztą Batiuk nie należy do najczystszych. Dr. Roiński. Czy trawa w sadzie tylko na „rozsadzie" się znachodziła a na innem miejscu nie było ? Sw. Tylko na „rozsadzie11. Dr. Roin. Czy w oranżerji, gdzie był młotek (którym kosę nasadzono) są schodki. Sw. Są. Oskarżony objaśnia, że jest pięć. Dr. Roiń. Czy pan lub pani kazali wam p. Szpanga śledzić, szpiegować i donosić o wszystkiem. Sw. Nie, nigdy. Dr. Dulęba. Czy Batiuk słyszał, między służ­ bą, żeby wygadywała na księdza, że jest skąpy niedobry, czy się kto mu odgrażał? Sw. Nie słyszałem nigdy. Dr. Dulęba. Czy Luć umie lewą ręką robić? Sw. Tak jest, jak robi siekierą to zawsze lewą. Poczem świadka uwolniono. Michał Salik, chłopak do krów, lat 19. służy we dworze od 8 lat. Zostaje zaprzysiężony. Badany dzisiaj niczego nie może sobie przypomnąć, odpowiada przeważnie. „Może być, ale nie pamiętam!" Nie pamięta przeto, czy Lucio był w kredensie czy nie, czy Hadynę widział lub me itd. chociaż w śledztwie to zeznał. Słyszał on, że p. Strzel, opowiadała do drugich „że ksiądz słabość dostał i tłukł sic po podłodze“, co i dziś przyznaje. Natomiast nie przypomina sobie dokładnie słów p. Strzel., kiedy przyjechawszy z nim na pole za Kalinowskim powiedzieć miał: Siadaj Kai., a ten na to : co się stało? P. Strz. odpowiedział mu: „Ksiądz dostał konwulsji czy coś innego jest stłuczony, a Kwasikowi mówił, że ks. „dostał słabości będzie umierał" i tylko częściowo przyznaje, gdyż nie pamięta. P r z e w . C zy z n a s z lo k . k o m . ? S w . Z n a m . T a m j e s t tr z y p o k o j e , a w ł a ś c i w i e d w a p o k o j e i k o m ó r k a . C zy t a m k to m i e s z k a ł — n ie p a m i ę t a m . U k s. w p ie c u p a lo n o , le c z d r z e w a t a m n i ­ g d y n i e n o s iłe m . U k o g o b y ły k lu c z e o d lok. k o m . —- n i e p a m i ę t a m . P r z e w . C o to j e s t , że ty t e r a z n i c n ie p a m i ę t a s z , a p r z e d p a n e m s ę d z ią ś l e d c z y m t a k e ś ł a d n i e g a d a ł ? S w . P o z a p o m i n a ł e m . R r z e w . W p r o t o k o l e m ó w i ł e ś , że k l u c z o d lo k . k o m . b y ł u p a n i i że I l a n d z i a z a w s z e z k l u c z a m i za p a n i ą c h o d z i ła . S w . T a k je s t , o k l u c z u m ó w i ł e m , a le t e g o o H a n - dzi n i e m ó w i ł e m . C zy l c k a l k o m i s , b y ł z a m k n i ę t y n ie w ie m . P r z e w . J a k to b y ło z te rn w y k o s z e n i e m t r a w y ? S w . T o j a w y k o s i ł e m . B a t i u k m i m ó w i ł : p a n i k a z a ła , a b y ś w y k o s i ł tę t r a w ę p r z e d o k n e m u k s ię d z a . G d y m s z e d ł z k o s ą , p r z y s z ł a p a n i i p o k a z a ł a m i r ę k ą , g d z ie m a m k o s ić . P r z e w . C ó ż t a m b y ło p o d o k n e m ? S w . W y s o k a t r a w a , p o p o d p ło t, d o ś c i a n y n ie d o c h o d z i ł a . T o b y ł a ł o b o d a , t a k a w i e l k a j a k c z ł o w i e k . S i a d ó w k r w i n a n iej n ie w i d z i a ł e m . S t ł u m i o n a n ie b y ła, b o b y ł a r z a d k a . P a n i S t r z . s t a ł a z a p ł o t e m , a l e n i e og l ą d a i a , j a k t r a w a s k o s z o n a . P r z e w . w y p y t u j e g o o S z p a n g a , g d y j e d n a k ś w i a ­ d e k o ż a d n e j s w e j r o z m o w i e ze S z p . n i c n i e p a m i ę t a , p r z y w o ł a n o S z p a n g a . T e n t w i e r d z i , ż e s ł ó w o w y c h , j a k o b y p a n i S t r z . z a k a z y w a ł a s ł u ż b i e z n i m m ó w i ć , o d s a m e g o S a l a k a n i e s ły s z a ł. M ó w i ł m u j e d y n i e k t ó r y ś z p aro b k ó w -, że S a l a k m i a ł s ię t a k w y r a z i ć w o b e c s ł u ż ­ b y , r o z p y t y w a ł o to i n n y c h p a r o b k ó w , a l e o d ż a d n e g o n ie m ó g ł s i ę , n i c z e g o d o w i e d z i e ć . O b r o ń c y p r o s z ą o s k o n s t a t o w a n i e , że S z p . w c z o r a j z ez n a ł, iż s a m to s ł y ­ s z a ł o d S a l a k a , S z p . j e d n a k p rz e c z y , p o w o ł u j ą c s ię n a s w ó j r a p o r t z ł o ż o n y s ę d z i e m u ś l e d c z e m u , k ie d y tę rz e c z le p ie j p a m i ę t a ł . R . D u n . p y t a ś w i a d k a o t e n m o m e n t , k ie d y to p. A l. p r z y j e c h a w s z y z B o t s z o w a m i a ł z a r a z w e j ś ć d o p o m i e s z k a n i a k s. T e l l . S w . O b e c n i e te g o n ie p a m i ę t a , w ś l e d z t w i e j e ­ d n a k z e z n a ł , że w id z ia ł, j a k p . Al. w y la z ł s z y z t a r a n ta s u , p r o s t o w s z e d ł d o p o k o j u k s ię d z a . D r. R o i ń s k i p r o s i o o d c z y t a n i e z e z n a ń te g o ś w i a d ­ k a c o d o s k o s z e n i a t r a w y . Z e z n a n i a te s ą z g o d n e z u b e c n e m i . R . S t e b . w y p y t u j e ś w i a d . o o r a n ż e r j ę . S w . S ą t a m trz y s c h o d y (p . Al. S t r z . k o n s t a t u j e , ż e j-'-st ic h i — 5 . ) P a n i b y w a ł a w o g r o d z i e , n a g a z o ­ n ie , a le n i g d y n i e w i d z i a ł e m , b y s z ła d o „ o l ę ż a r n i . " R . S t e b . B y ł t a m m ł o t e k ? S w . B y ł m ł o t e k o d k o s y B a t i u k a , le ż a ł to w o lę ż a r n i, to w s t a j n i , g d z ie g o B a t i u k p o ło ż y ł. P r z e w . p o k a z u j e ś w i a d . j e d e n m ło te k , ś w i a d . j e ­ d n a k tw i e r d z i , że to n i e le n . P o k a z u j e d r u g i , w ię k s z y . S w i a d . M ło te k , zdaje, s ię, te n , a le r ą c z k a n i e ta, t a m t a b y ł a g r u b s z a . K o s z ą c t r a w ę , z a w s z e m i a ł e m m ł o ­ t e k p r z y s o b ie . D a lej p r z e w . b a d a s t o p i e ń i n te lig e n c ji ś w i a d k a . S w i a d . k o ń c z y ł 3 kl. s z k o ły l u d o w e j , c z y t a ć u m ia ł. S ł o w a „ a p o p l e k s j a " i „ e p i l e p s j a " n i e sły sz a ł, w y m a w i a p i e r w s z e aż za d r u g i m r a z e m d o b r z e , d r u g i e o d r a z u . S ł o w o „ k o n w u l s j a * s ł y s z a ł o d s t a r s z y c h lu d z i. C o to j e s t — n ie w ie . O c h o r o b i e ś w . W a l e n t e g o s ły sz a ł r ó w n i e ż , ' a le c h o r y c h n a n i ą n i e w id z ia ł. Świadek Paweł Harasymowicz, rodem z Kukizowa, liczy lat 51. rei. gr. kat. żonaty, ojciea 2-ga dzieci, z zawodu murarz, stawia się w są­ żnistych butacli kulikowskich i okazałych baranach. Świadek zostaje zaprzysiężony poczem zeznaje, że był zajęty przy stawianiu pieców w Kukizowie. Ślawiał je u pani Strzeleckiej w domu, jakoteż u księdza. Pomagał mu Merunowicz. Na tydzień przed wypadkiem rozpoczął robotę, w tydzień po nim skończył, ogółem zatem pracował dwa tygodnie. Na pytanie przewodniczącego zeznaje, że w sobotę młotki swoje zostawili tam, gdzie robili. Przewód, pokazuje mu młotek murarski, w któ­ rym świadek rozpoznaje własność Merunowicza. W poniedziałek około godz. 7 rano przyszedł do roboty do pokoju pani St., która leżała w łóżku, pila herbatę i paliła papierosy. W łóżku też bę­ dąc przyjęta Kalinowskiego, który przyszedł z 3 ludźmi godzić się o wynajem łąki. Następnie słyszał świadek jak Strzel, na dworze czy na kurytarzu kazała pójść Władkowi do księdza popatrzeć czy spi i dlaczego nie przychodzi na kawę. Słyszał następnie jak ten powrócił z wiadomością, iż ks. Tch. leży pokrwawiony. Pan Aleksander przyjechawszy zawołał jego i Idilika, ażeby z nim razem poszli do księdza jako świadkowie. Świadek zeznaje dalej tak pospiesznie i po­ łyka całe zdania, że trudno w notowaniu zeznań za nim podążyć. Opowiada następnie, że o słabo­ ści poprzedniej księdza słyszał od Bilika. Przew. konstatuje, że w śledztwie zeznał św. inaczej, mianowicie, że słyszał to od pani Strzeleckiej. S. Stebel. A proszę mi powiedzieć, czy nie braku je wam żaden młotek ? Św. Nie, żaden nie brakuje. S. Sleb. A jakeście przyszli w poniedziałek, czy młotki leżały na tern samem miejscu, na któ- rem pozostawiliście je w sobotę ? Św. Na tern samem. Prok. Niech mi pan powie, ^coście robili u księdza w czwartek? Św. Wszystko było już gotowe i wybielone. Szafy nie ruszaliśmy, bo była opieczętowana, baliśmy się ruszać. Prok. A podłogę szurowano ? Św. Szurowano. Prok. A kto szurował. Św. Batiuk. Prok. A czy podłoga była mocno wapnem ochlapana ? Św. Nie bardzo. Prok. A nie uważał pan, czy Batiuk czysto podłogę wyszurowal ? Św. A, czysto. Prok. O to mi idzie, bo czasami to człowiek taki naleje tylko wody i zmyje. Sw. A nie, ślicznie to zrobił. Prok. Proszę o zanotowanie lego w protokole. (Zwracając się do świadka). A czy w lokalu kom. także pan ściany bielił? Sw. Nie, jeszcze zeszłego roku. Prok. Czy stawiał pan także i piece? Św. Nie, tylko bieliłem. Na dalsze pytania zeznaje świadek, że pani Strzelecka ugodziła go do roboty na 2 tygodnie przedtem, zanim rozpoczął robotę, ale nie mógł rozpoczynać wówczas, albowiem był zgodzony jeszcze gdzieindziej. Za całą robotę u pani Strzel, wziął 17 zł. Prok. Czy podczas tego, jakeście u księdza robili, ks. Tchorznicki wychodził kiedy podczas robotv ? Św. Tak, wychodził czasami. Prok. A kto tam jeszcze robił u księdza oprócz pana ? Sw. Lucio, Batiuk i Merunowicz. Prok. Czy zdarzało się kiedy tak, żebyś pan sam w pokoju księdza został ? Prok. A czy zdarzało się tak, żeby oni zostali sami w pomieszkaniu księdza, pod nieobecność pana i księdza? Świad. Nie wiem tego. Prok. Czy przykrywaliście szafy szmatami jakeście pokój bielili? Swiad. Tak przykrywaliśmy. Prok. Czy nie było mowy przy przesuwaniu szaf, że w nich musi być dużo pieniędzy ? Św. Nie było, ja sam tylko powiedziałem im (Luciowi i tow.), żę tu nie będzie więcej jak 100 złr. bo słyszałem, że ksiądz wszystko dał do Lwowa do „szparkasy". Prok. A więcej nie mówiliście o tern ? Św Nie, nie mówiliśmy. Prok. Czy w poniedziałek był Merunowicz przy robocie? św. Nie był, wołałem na niego, ale powiedział mi, że musi iść na Bolszów, bo musi tam coś p. Aleksandrowi odrobić. Dr. Roiński. Czy we wtorek odchodziłeś pan gdzie do objadu? Św. Nie, jadłem pod kasztanami. Dr. Roiński prosi następnie o skonstatowanie zeznań świadka złożonych w protokole co do Lucia. Z tego co odczytano okazuje się, że w niedzielę najbliższą po wypadku niejaki Giżewski opowiadał świadkowi, że w nocy kiedy zbrodnię w Kukizowie popełniono, u Krajewskiego przez całą noc pito, dalej opowiadał mu ten sarn Gi­ żewski, że w środę, gdy komisja śledcza zjechała, Lucio był przesłuchiwany i podczas tego dwa razy wybiegał do swego ojczyma (Krajewskiego) co Giżewski widział kosząc trawę na pagórku. Prok. Czy w niedzielę, przed wypadkiem był pan w Kukizowie ? Św. Nie byłem. Pani mi dała do karczmarza kwit na 5 złr. które pobrawszy poszedłem do Jaryczowa. Przyłączył się do mnie i Lucio. Prok. Czy stawiał Lucio w Jaryczowie na loterję ? Świad. Nie wiem. Prok. Czy w niedzielę wieczorem był pan powróciwszy do Kukizowa u Jajkiewicza? Świad. Nie byłetn, położyłem się zaraz spać. Adw. Dulęba. Czy przy odsuwaniu szaf u ks., myślał pan sobie tylko, że w szafie nie ma wię­ cej jak 100 zł. czy mówił pan o tern z Luciem i pomocnikami ? Sw. Ja im sam to mówił. Adw. Dul. Czy ludzie opowiadali sobie, że ksiądz miał pieniądze? Svv, Ja nie słyszałem, aby mówili, wiedziałem, że ma, bo go okradli przed kilku laty. Na zeznania tego świadka zauważa Strzelecki, że sam zwrócił uwagę sędziego na to, co Har. słyszał o Luciu od Giżewskiego. P. przewodn. świadka uwalnia i zarządza półgodzinną przerwę. Po pauzie zarządził przewodniczący odczytanie licznych protokołów, a mianowicie w pierwszym rzędzie z dnia 23. sierpnia, w którym to dniu otworzono na wniosek zastępcy prokuratora p. dr. Sumpera szafę i komodę księdza w obecno ści p. Strzeleckiej i ks. Królickiego. Komisja skonstatowała, że kluczem, który wręczyła p. Strzel, ks. Królickiemu nie można szafy otworzyć, co zresztą nie mogła uskutecznić i p. Strzelecka, wskutek czego wezwano kowala, który drzwi oderwał. W szafie.znaleziono w książeczkach oszczędn. w obligacjach i w srebrnej i złotej monecie w ró­ żnych miejscach do 25.000 zł. Komodę otworzono kluczem, który p. Strzelecka dała ks. Królickiemu, gdyż otwierał wszystkie trzy szuflady — tylko górną nie, która stanowiła rodzaj biurka, — tę zaś gwoździem ks. zamykał. W komodzie znaleziono drobne monety, zapadłe kupony i rewers p. Strzeleckiej na 2000 zł. Następnie odczytane zostały protokoły oglę­ dzin pomieszkania p. Strzeleckiego w Bolszowic, pokój p. Strzeleckiej w Ceperowie, który sobie zastrzegła u dzierżawcy, dalej pomieszkania ks. Tchorznickiego i pani Strzeleckiej. Dalej odczytano spis papierów wartościowych, złożonych przez panią Strzel, na ręce sędziego z zastrzeżeniem jej praw do tych walorów wynikających z ustnego oświadczenia ks. Tch. Pani Strz. Podpisałam to zastrzeżenie dla tego, że depozyt był początkowo w moich rękach. Przew. Dla wyjaśnienia kwestji tego depozytu a także innych rzeczy, zawzywam jako świadka p. sędziego śledczego Kownackiego. P. Kownacki, 1. 44, rz. k. nie zostaje na razie zaprzysiężony. Przewodniczący pyta go co do owego zastrze­ żenia. P. Kown. Gdy pani Str. złożyła na moje rę­ ce owe walory, zażądała kwitu. Odpowiedziałem jej, że nietylko kwit, ale może zastrzedz sobie prawa do depozytu, wynikające z ustnego o- świadczenia księdza. Uważałem to za rzecz potrzebną w razie, gdyby ks. umarł; oświadczenie takie ma wagę w procesie cywilnym. Pani Str. zawahała się. Nieprawdą jest, jakoby do drzwi odskoczyła. Powiedziałem jej: niech pani będzie spokojną, to nic nie zaszkodzi. Uważałem to jako officium boni viri, a nie jako żadne podsuwanie. Był przytem p. Kochanowski. Wtedy pani Str. podpisała. Przew. prosi świadka, by, ponieważ tu były odczytane już liczne akta, zebrał i przedstawił sądowi swe spostrzeżenia o przebiegu sprawy obecnej. Gdy pan Kownacki zaczął odpowiadać, wszyscy obrońcy jednogłośnie proszą o glos. Przew. Proszę panów', ja nie dam sobie przerywać. Ustawa dozwala mi stawiać takie pytanie. Obrońcy. Prosimy o stenografowanie zeznań p. Kownackiego i o zanotowanie, żeśmy o glos prosili. P. Kown. Pierwszą wiadomość o tej sprawie powziąłem 31. lipca od pana prokuratora. Mówił mi, że przyszło doniesienie o pobiciu księdza w Kukizowie i wezwał, bym się tam natychmiast udał razem z komisją sądowo lekarską. W kancelarji doręczono mi wniosek prokuratora i doniesienie p. Al. Strzeleckiego. W doniesieniu tern wyczytałem, że dr. Schmidt twierdzi, że zaszła tu zbrodnia, zaś ksiądz Tch. twierdzi, że się sam potłukł. Doniesienie to zrobiło na mnie dziwne wrażenie. Z p. Strzel, mieszkałem parę lat w jednej kamienicy i wiedziałem o nim, że jest lekkomyślny i wydaje więcej niżby powinien. W pierwszej chwili nasunęło mi się podejrzenie, czy też sam donoszący nie jest sprawcą. Obrona jeszcze raz protestuje w imię ustawy przeciw zadawaniu takich pytań sędziemu śledczemu, przewodn. jednak protest ten usuwa. P. Kown. Dałem to doniesienie do przeczytania p. Paparze, który pracuje ze mną w jednym biurze, i wyraziłem też przed nim mój domysł, cytując niedawny przykład, jaki się zdarzył w Krakowie, gdzie sam sprawca doniósł o czynie. Odsunąłem jednak na bok to wrażenie. Kolo -g. 1. przyszli do mnie dr. Lukas i dr. Barącz. Opowiedziałem im o wypadku, oni jednak oświadczyli. że mają pacjentów niebezpiecznie chorych i natychmiast jechać nie mogą. Udałem się więc na obiad, a po obiedzie do dra Schmidta, by go wypytać, co to za rzecz. Opowiedział rri dr. Schmidt, że wezwany przez p. Wład. Strzel, w imieniu p. A. Strz. byt wczoraj w Kukizowie, gdzie mu przedstawiano, że ks. upadł i sam się potłukł. Znalazł jednak takie rany i ślady, które go przekonały, że ks. nie mógł sam się tak potłuc. Gdy jednak opowiedział to pani Str., ta się oburzyła. O 3 kwadr, na 6-tą wyjechaliśmy ze Lwowa; w Kukizowie byliśmy około 8., już zmrok zapadał. P. Al. Str. wyszedł naprzeciw nas, przywitał nas, a gdyśmy się zapoznali, rzekł: „Już wiemy, kto to zrobił". Ujrzałem tam stojących żandarmów, i od nich dowiedziałem się, że sadownik widział jakiegoś czarnego człowieka, wyrazili również podejrzenie na Lucia. Udaliśmy się do pomieszkania ks. Tch. Leżał on w łóżku obandażowany, wyglądał jak stara kobieta. Dr. Lukas oglądnąwszy ślady duszenia na szyi, orzekł, że sprawca miał krótkie paznokcie. Szafa w pierwszym pokoju była zapieczętowana pieczątką parafjalną. Myślałem z początku, że to ks. dziwak zrobił, później dowiedziałem się, że szafa była opieczętowaną jeszcze w r. 1885, gdy księdza pierwszy raz okradziono. Tamże w pierwszym pokoju dowiedziałem się o owym zegarku, który leżał w pierwszym pokoju i nie został ukradziony. (Ciąg dalszy w nr. 25.)

Kurier Lwowski - rok 1889 nr 24 strona 3 (24.01)

Spraw a kukizowska.

(Dalszy ciąg z dodatku do nr. 24.)

Z zeznań Jewki Podhajnej możemy podać do wiadomości naszych czytelników, że zeznania jej dotyczyły Lucia, z którym na kilka dni przed wypadkiem się poróżniła. Jewka sypiała zwykle w w kurytarzu, na pytanie czy słyszałaby, jakby ktoś drzwi, koło których miała posłanie, otwierał, odpowiada, że prawdopodobnie obudziłaby się, co do drugich drzwi, od mieszkania pani Strzeleckiej wiodących i zastawionych maślnicą , obudzenia się nie przypuszcza, albowiem te drzwi są oddalone.
Pytana, czy dostawała od Lucia jakie pieniądze, zaprzecza temu. W chwili rewizji przeprowadzonej przez komisję śledczą miała w skrzynce 5 zlr., które otrzymała od pani Strzel.; obawiała się, ażeby jej rzeczy nie rewidowano.
Po przesłuchaniu tego świadka zarządził p. przew. 5 minutową pauzę.
Po przerwie upraszał pan przewodniczący wszystkie strony do stawiania pytań, ażeby uważały na jego pytania i nie ponawiały pytania raz już stawiane bezpotrzebnie.
Poczem przystąpił do dalszego przesłuchania świadków. Józef Hadyna, lat 18, chłopak kredensowy, „co każą, to robię", jak określa swoje zatrudnienie — został zaprzysiężony. Hadyna wzięty został do dworu jeszcze dzieckiem, dwa lata nic nie robił, chyba dozorował kury. Zwykle spał w kiedensie razem z Luciem i Salakiem.
Przew. Czy owej nocy t. j. z niedzieli na poniedziałek spałeś w kredensie razem z Luciem.
Sw. Spałem.
Przewodu. Czy Lucio całą noc spal w kredensie?
Sw. Tego nie mogę powiedzieć, bo ja spał.
Przew. Słuchaj no, czy ty ciekawy chłopiec, ty pewnie zaglądasz jak kucharz robi legominę (wesołość) czy ty wiedział jak p..Szpang przyjechał? ty znasz Szpanga ? czy ty wiedział kto on jest?
Sw. Powiedzieli we dworze, że to znajomy pana.
Przew. Kto powiedział? (Świadek milczy) . Słuchaj - no , a ty jego nie szpiegował?
Św . Ja nie szpiegowałem , p. Szpang wypytywał mnie o różne rzeczy, kazał mi buty i suknie czyścić .
Przew . Ty nie znałeś p. Szpanga , a nie dziwiło cię to , że jakiś pan obcy buszuje popokojach , czemuś pani nie powiedział.
Świadek milczy.
Przew. Czy ty pamiętasz otym poniedziałku, kiedy to księdza poturbowano, co wiesz o tem ?
Św . Ja wstał rano i pojechałem po piasek. Kiedy przyjechałem do dworu , mówi domnie Batiuk (pastuch). „To ty tak pilnujesz księdza, a księdza zabili".
Pr. Co to znaczy, czy ty miał księdza pilnować?
Sw. Ja w zimie zawsze spał przy księdzu.
Pr. A czemu ty później nie spał, kto ci pozwolił spać w kredensie, a nie przy księdzu.
Sw. Z lata zawsze spałem w kredensie.
Pr. Czemu?
Sw. nie odpowiada.
W śledztwie podałeś przyczyny (do galerji: Panie nie słuchajcie) mówił, że pchły mu dokuczały. (Wesołość).
Przew. (do oskarżonej). Proszę mi wyjaśnić, dlaczego pani mając tyle ludzi, nie kazała któremu czuwać przy księdzu?
Oskarżona. Bo ksiądz sam nie chciał (tu zrobiła ruch, który się domyślać każe, że dla powietrza w pokoju).
P rzew. Czy p. Władysław był w Bołszowie?
Sw. Był. Jak długo, nie wiem. Dawniej nie bywał. Czego przyjechał — nie wiem.
Przew. Co mówiono o chorobie księdza ?
Sw. Słyszałem od samego księdza, że upadł i potłukł się. Od pani nic nie słyszałem. Widziałem, jak w zimie ks. był słaby. Naplebani księdzu nie usługiwałem . Co to jest choroba św . Walentego, nie wiem.
Przew. Jak to było w poniedziałek z tą koszulą?
Sw. Kto ją z księdza zdejmował, niepamiętam - może i ja sam. Byłem przy księdzu, gdy mię pani zawolała od piasku. Koszulę zaniosłem do kuchni. Kto mi ją dał, nie pamiętam . Poszewkę sam ściągnąłem we wtorek. Koszulę zaniosłem do mleczarni i rzuciłem do baniaka, a Handzia nalała na nią ciepłej wody. Pani kazała ją wyprać. Prała Marynka Krajewska. Handzia jej dała do pran ia. Podłogę kazała mi pani myć. Jechałem po piasek, a pani zawołała mię i kazała : idź, weź wody i wymyj podłogę !
Przew. odczytuje zeznania pani Strz. , z których wynika , że ks. Tch. sam prosił, by umyć podłogę, a wten czas ona kazała Hadynie , by to zrobił. Kiedy to było?
Sw. Już pan się zbierał po doktora jechać. Byli tam i obaj Kalinowscy. Pani kazała mi odnieść koszulę do prania.
Przew. odczytuje zeznanie pani Strz. , która wyraźnie mówi. że koszuli prać nie kazała.
Pani Strzel. Przypominam sobie, że on (tj. Hadyna ) brał się do mycia podłogi i tam koszula leżała, to powiedziałam: wynieś tę koszulę!
Przew. wypytuje świadka o poszewkę.
Św. Poszewkę zdjąłem na drugi dzień.
Przew. Bo tu Marja Krajewska mówi, że w poniedziałek dano jej do prania koszulę i poszewkę.
Św. Ja nie pamiętam.
Przew. Mów prawdę! Ja z was wydobędę prawdę co do tej poszewki. Powiedz, kiedyś dał poszewkę do prania?
Sw. W poniedziałek nie dałem. Na jednej poduszce były dwie poszewki, zabrałem obie i odniosłem do prania. Pani Kielanowska kazała to uczynić, gdy miała przyjechać komisja.
Przew. Czy w niedzielę przed wypadkiem byłeś w sadzie?
Sw. Byłem. Był tam stelmach, Jaśko, Łuć przyszedł później.Jajko mię bił za to, że konie poszły pod jabłonie.O księdzu nie rozmawialiśmy. Opieniądzach księdza nie słyszałem. Merunowicz był tam także. Gdyśmy szli, widziałem, jak Iwanko uciekał.Pytam go się:czego uciekasz? a on mówi:pani idzie. OBieńkowskim słyszałem,mówił mi kowal,że Bieńkowski przychodził kupować od księdzajakieś żelazo,ale nie kupił, bo ksiądz bardzo drogo chciał za obręcze. Gdy był doktor, byłem przy księdzu, siedziałem i odpędzałem muchy,pani mi kazała.Pani przychodziła ciągle do pokoju księdza.Gdy tarantas z p. Aleks, zajechał, usłyszałem turkot, wybiegłem na dwór i popatrzyłem się.(Później dopiero pokazuje się,że świadek mówi tu nie o piewszem przybyciu Aleks, z Bołszowa w poniedziałek, ale o przyjeździeze Lwowa we wtorek).
Przew. Czy w ten czas p. Aleks, wszedł do pokoju? Sw. Pan Aleks, pojechał po doktora.
Przew. przedstawia mu całą rzecz. Pokazuje się, że gdy Aleks, piewszy raz w poniedziałek przyjechał, Hadyna nie był jeszcze przy księdzu, przyszedł dopiero wtenczas, gdy już byli Kalinowscy.
Przew.Gdy dr. Schmidt opatrywał księdza,czy byłeś wtenczas przy księdzu?
Sw. Tak jest. Dopiero potem weszła pani Strzel, i kazała mi wyjść. W sieniach widziałem Kalinowskiego. Czy Kalinowski także się wydalił—niewiem, bom poszedł, dopiero po jakim kwadransie wróciłem.
Przew. zapytuje świadka o psie.
Sw. Szezezł gdzieś na tydzień przed zabiciem księdza. Zwał się Nemrad. Nie pytałem się o niego, bo myślałem, że gdzieś poleciał, psy biegały po lesie, nieraz ich nie było i parę dni. Pani mu dawała maślankę. Na nas wszystkich się rzucał, na panią nie. Na p. Al. Strzel, szczekał, ale gdy go było zawołać, to nie szczekał.
Przew. pokazuje pulares znaleziony pod mostem.
Sw. widział taki sam pulares u księdza. Dalej pokazuje przewsiekierkę. Widział ją świad. u księdza, była za szafą. Czy po mordzie Kalinowski za nią szukał - nie wie. Swiad. znalazł ją w drugim pokoju za szafą, czy na szafie w pierwszym pokoju.
Przew. pyta, co mówi ono we dworze o chorobie księdza?
Swiad. Mówiono, że się potłukł, lecz ja temu nie wierzył, myślałem, że on się sam tak nie mógł potłuc.
R. Dun . Powiedziałeś, że gdyś w poniedziałek obmył podłogę, przyjechał p. Al.
Sw. Nie, tegom nie mówił. Już p. Al. był, gdym mył podłogę. Gdy p. Al. przyjechał z Botszowa, zrzucałem piasek. Widziałem, jak wysiadł z tarantasu, poszedł do pani— czy do dworu, czy do oficyn — nie pamiętam. Jak p. Al. jechał za Kalinowskimi, i jak Kalinowscy przyjechali — tego nie widziałem, bom jeździł po piasek.
Pr. odczytuje zeznania Hadyny o faktach z poniedziałku.
Sw. Tak było, ale nie pamiętam.
Pr. Co to było we wtorek rano? Czy mówiłeś z pastuchami?
Sw . Nie pamiętam. Trawy nie kosiłem. Pani Strz. była rano u księdza i kazała mi pójść łamać liście z kapusty dla krów. Nałamałem oberemek, potem Handzia zawołała mię znowu dok s. Pani co poszłado dworu, to znów przyszła, znów poszła .
R. Dun. Kiedy cię pani posłała po tę kapustę?
Sw. Przed południem. Był wtedy przy ks. także Kalinowski. Czy i jemu pani kazała iść, nie wiem. — W poniedziałek w kuchni Bilik gadał: to by się ksiądz sam tak nie potłukł. Pani tam nie było.
Przew. wypytuje świadka o owe zasłabnięcie ks. w zimie.
Sw. Rąbałem drzewo w sieniach, w tem ks. mię woła. Wchodzę, ks. leży, czerwony, rusza rękami. Pytam się, co mu jest? On pokazuje gębę, mówi: konam. Poleciałem do kucharza, ten przywołał Kalinowskiego. Czy go ratowali, nie pamiętam.
Przew. Czy słyszałeś co od pani o tem, że ksiądz miał dawniej mieć taki napad?
Sw. Słyszałem. Raz w kuchni pani mówiła do kucharza, że ks. mówił jej przy herbacie, iż raz kiedyś miał taki napad. Na tern posiedzenie o pół do czwartej przerwano.

strona 199

Osoby

 

Sprawy

 

Translate this page:

Webdesign service by Sarkis. Outsourcing by FreelanceWebmarket.