Strona Domowa Rodziny Mniszek Tchorznickich

Józef MniszekTchorznicki - wzmianki w prasie

Kurier Lwowski - rok 1888 nr 202 strona 5 (22.07)

V, Zjazd lekarzy i przyrodników we Lwowie.

...

Grupa XI. (Weterynarska). Dyplom honorowy: dr. Kadyj Henryk. Medal srebrny: dr. Barański, p. Latz. Medal bronzowy: pp. Kretowicz, Popiel. List pochwalny: Ludwik Timoftijewicz i Józef Tchorznicki

....

Tygodnik Illustrowany - rok 1889 nr 336 str 368

Uwagi nad ustawą szpitalną dla Królestwa Polskiego r. 1842 go, przez Józefa Tchorznickiego. Warszawa, 1889. — Departament medyczny ministeryum spraw wewnętrznych rozesłał zapytania do gubernatorów i inspektorów lekarskich: „Na ile ustawa dla szpitali cywilnych w Królestwie Dolskiem z r. I842-go, odpowiada obecnym warunkom i wymaganiom nauki?" Dr T. we wstępie swej pracy zaznacza, iż przy obecnym postępie nauki, potrzeba, aby na miejsce dziś funkcyonującgo departamentu medycznego, jako oddziału ministeryum spraw wewnętrznych, ustanowione było ministeryum zdrowia. Zmieniwszy tak radykalnie dotychczasowy ustrój, autor broszury żąda odpowiednio do zasadniczych zmiany nauk i zmian w niższych organizacyach służby zdrowia; więc w organizacyi rad opiekuńczych, głównych i szczegółowych zakładów dobroczynnych w Królestwie Polskiem, dalej w miejscowych zarządach szpitali, w urządzeniu policyi lekarskiej, w przepisach dla szpitali gminnych, przepisach wewnętrznego gospodarstwa i rachunkowości, w obowiązkach osób należących do wewnętrznej służby szpitalnej i służby gospodarczej. Wszystko to wyłożone z nieprzepartą logiką, z uwzględnieniem konieczności zmian, jakich ostatnie odkrycia i wynalazki się domagają, tak, iż każdy przeciętnie tylko obeznany z przepisami w naszych obecnych szpitalach, na wywody dra Tch. zgodzić się musi,

Tygodnik Ilustrowany - rok 1890 nr 45 str 304

DR J. Tchorznicki: Listy do młodzieńca, O wyborze stanu.— Bierze się te książkę do ręki z większem zajęciem, niż się ją czyta. Bo proszę, jaki to przedmiot interesujący, jaka kwestya żywotna, jak bardzo w niej potrzeba głosu doradczego, wskazówek praktycznych i rozjaśnienia, przedewszystkiem statystycznego! Tymczasem szanowny autor nic naprawdę z tego nie daje czytelnikowi, narażając go na rozczarowanie. Zapewne dlatego, że sam jest lekarzem, mówi na początku Książki o zawodzie lekarskim i poświęca mu jej cześć znaczniejsza. Z rozdziałów, przedmiotowi temu poświęconych, młody czytelnik dowie aię, że lekarzem być nic warto, bo lekarzy jest zawiele, bo lekarz musi okropnie pracować, z trudnościami walczyć, i z kolegami nieraz drzeć się, i felczerom ustępować, i znachorom z drogi schodzić. Nie warto też być prawnikiem, ani profesorem, ani matematykiem, broń Boże wogóle uczonym. Warto być za to agronomem, choć gospodarka rolna daje dziś tylko zgryzoty; technikiem, przemysłowcem, kupcem — choćby jak najdalej od kraju rodzinnego, choćby na Uralu, albo w ziemi Jakutów; ponieważ, wedle doktora Tchorznickiego, młodzież dzisiejsza powinna wołać wielkim głosem: „Sezamie, otworz się!" wobec skarbów tego światu, złota, dyamentow; żelaza, miedzi, ołowiu... niechby nawet na drugiej półkuli. Tymczasem ponieważ biedny kraj istnieje, społecznie żyje i żyć musi, a żyćby nie mógł, gdyby jego dzieci biegły pod zaczarowane wrota sezamowe do ziemi Jakutów, więc zawsze potrzeba jeszcze książki, która by uczyła, jaki zawód obierać należy, aby żyć i pracować między swymi i dla swoich. Książka taka, jeżeli się ukaże, nauczać też zechce, że najlepszy jest zawód ten, który najlepiej odpowiada zdolnościom i aspiracyom jednostki, chociażby te aspiracye były jak najdalsze od Sezamu, złota i brylantów... Pokaże też ona czytelnikowi statystycznie miejsce w społeczeństwie do zdobycia, punktu zawodowe liczebnie przepełnione, stosunki prawidłowe, nie zabarwione wylewem niechęci... Tego wszystkiego w książce doktora Tchorznickiego niema, i dla tego niepodobna jej uważać ani za wskazówkę, ani nawet za lekcyą doświadczenia życiowego.

Tygodnik Ilustrowany - rok 1893 nr 189 str ostatnia

Dr Józef Tchorznicki: Przewodnik dla służby zdrowiu (tak zwanych „sanitarzy"), pracującej podczas epidemii cholery. Na podstawie praktyki sanitarnej i instrukecyi rządowych. Warszawa, 1893. — Zaraz przy tytule zamieszczono tablicę, odbitą czarno i czerwono, podającą wyobrażenia zaraźliwego robaczka cholery, nazwanego przecinkiem Kocha, a oglądanego przez szkło powiększające. Dalej następuje okólnik p. pomocnika warszawskiego Generał-Gubernatora, dotyczący ortranizacyi służby zdrowia, dla której dr Tchorznicki napisał swój podręcznik. Część I-sza obejmuje określenie głównych oznak cholery, jej zaraźliwość, środki zabezpieczające, podawanie pierwszej pomocy, dezinfekowanie itd. Część II-ga zawiera wskazówki praktyczne o przygotowywaniu i stosowaniu środków dezinfekeyjnych i leczniczych, obchodzeniu się z chorymi itd. Zamykają książkę tablice przedmiotów do dezinfekcyi i leczenia w każdym oddziale sanitarnym, oraz skorowidz ich użycia. Książka ta będzie nader pożyteczną dla tych. którzy podejmą się ciężkich obowiązków w oddziałach sanitarnych. Wykład jest jasny. Notujemy tu tylko niewłaściwe wyrażenie: „w miejscowości. przez niego zamieszkałej“ zam.: zamieszkanej: wyraz „sanitarz" nie zdaje się nam również dobrym i wylegitymowanym nabytkiem.

Tygodnik Ilustrowany - rok 1896 nr 13 str ostatnia

D-r. Józef Tc hórznicki i d-r Rajmund Wojnicz : Mieszkania dla robotników. — D-r Tchorznicki należy wśród naszych lekarzów do najgorliwszych szerzycieli zasad hygieny i ich stosowania. Dowiódł tego niedawno zbiorem swych trafnych i pożytecznych uwag w „Pilnych sprawach hygienicznych," o których zamieściliśmy wzmiankę na tern miejscu pod koniec r. z. Najnowsza praca, skreślona wspólnie z d-rcm Wojniczem. porusza sprawę pierwszorzędnej wagi dla licznej rzeszy uboższej, robotniczej Każdy słyszał. a niejeden oglądał sutereny i poddasza, lub drewniane, zapadło przybudówki, zapełnione, pomimo swej ciasnoty, nadmierną liczbą mieszkańców, gdzie każdy kąt bywa wynajmowany t. zw. sublokatorom, gdzie nawet we dnie panuje zmrok, a powietrze pełne zaduchu. Takich mieszkań i całych posesyi jest wiele Jedna z nich, że tak powiemy—okazowa, była przedmiotom wszechstronnego badania, które złożyło się na obraz rozpaczliwy. Obmyślając sposoby zaradzenia złemu i zasięgając wskazówek źródłowych, autorowie książeczki przyszli do wniosku, iż: można z korzyścią wkładać kapitały w przedsiębiorstwo budowy domów dla robotników, że można żądać skanalizowania dotychczasowych domów bez narażenia ich właścicieli na straty, że wszystkie sutereny powinny być zamknięte w znaczeniu mieszkań, że również pożytecznem jest zastąpienie poddaszy dodatkowem piętrem, lub poświęcenie ich całkowicie na t. zw. „górę" ku wygodzie mieszkańców Za ideał wszakże hygienicznego mieszkania dla klasy ubogiej uważa d-r Tchorznicki domki specyalne, zbliżone do typu chaty wiejskiej, przyczem załącza plany takich domów, wykonane przez hudowniczego E. Goldberga, a przedstawione na zjeździć lekarzów we Lwowie. Objaśnienie tych planów, oraz wezwanie do lokowania kapitałów w podobne budynki, kończą tę książkę, poruszającą przedmiot wielkiej doniosłości społecznej.

Tygodnik Ilustrowany - rok1896 Nr 22 Str 424

Wracając do kwrestyi, tak słusznie i gorąco ze stanowiska hygieny traktowanej w dziełku dr Tchorznickiego, mogę do niej dodać najświeższą wiadomość, która jest jakby pierwszą płonką dobrego posiewu. Oto jedna z firm przedsiębiorczych zwróciła się do władzy budowlanej magistratu z prośbą o pozwolenie na otwarcie ulicznych baraków kąpielowych w sąsiedztwie większych zakładów fabrycznych, któreby im dostarczały ogrzanej wody zapewne za odpowiedniem wynagrodzeniem.

Tygodnik Ilustrowany - rok 1896 nr 32 stro 619

Dr. Tchorznicki w „Kurierze Warsz.” wystąpił z bardzo poważnem zapytaniem: „Czy nie grozi?”—zwracając uwagę na to tradycyjne niedbalstwo nasze i opieszałość, które najspokojniej zasłaniają nam oczy przed każdem niebezpieczeństwem i kołyszą nas do snu, gdy tylko bezpośrednio jego skutków nie potrzebujemy się obawiać.

Tygodnik Ilustrowany – rok 1897 nr 34 strona 660

Kąpiel, to zdrowie, — powiada dr. Tchorznicki, — to źródło siły. dobrego humoru i bezpieczeństwa, to może najlepszy środek uodporniający organizm, może najlepsza dźwignia wrażliwości umysłu i ochrona od chorób zaraźliwych: kąpiel, to najdzielniejszy środek sanitarny, bo za czystością jednostki idzie czystość jej otoczenia i ogółu.“

Tygodnik Ilustrowany - rok 1889 nr 23 strona 458

Z polskiej prasy

Kronika Rodzinna pod now'ą redakcyą rozwija się coraz pomyślniej i wykazujc wielką ruchliwość. V Nr. 10 spotykamy: „Gdzie źródła frazeologii?" „Znaczenie pracy w świetle wiary" przez ks. d-ra Szczeklika; „F-ra Giovanni Angelico di Fiesolc" przez ks. A. Brykczyńskiego; „Rówme prawa" przez d-ra Tchorznickiego; „Odrodzenie katolicyzmu w Anglii;" „Wrażenia z wycieczki gospodarczej po Ks. Poznańskiem, Niemczech, Francyi i Czechach" przez C. P. Z. „Miesiąc Matki Boskiej" przez ks. lgnącego Charczcwskiego; „Na dalekim Wschodzie" przez A. L.; „Zadanie wychowania rodziny" przez J. Teodoro wieża. — Wszechświat: „ Rozwój elektrochemii i teorya elektrolizy" przez E. Krasuskicgo; „Znaczenie układu limfatyczncgo wzjawdsku odporności organizmu przeciw zakażeniom" przez d ra A. Landego. — Tygodnik Polski: „Sztuka" przez S za ro ta ; „Charakter postaci niewieścich w utworach Juliusza Słowackiego" przez Stanisława Ostrowskiego

Tygodnik Ilustrowany – rok 1899 nr 24 strona674

Zabawy dziecięce.

Dzięki inicyatywie Towarzystwa hygienicznego, a szczególnie d-ra Tchorznickiego i inżyniera Balickiego, dziatwa warszawska ma zapewnioną wielce hygieniczną rozrywkę w zabawach dziecinnych w parku Ujazdowskim. Pierwszo dwie odbyły się w d. 1 b. m., a uczestniczyło w niej przeszło 200 dzieci. Zabawy dziecinne wypełniają rozmaite gry zbiorowe i ćwiczenia gimnastyczne. Pożyteczności tego rodzaju rozrywek dla dzieci, dowodzić nie potrzebujemy, gdyż przemawiają one same za siebie. Podając dziś rysunki, wyobrażające ważniejsze momenty z zabaw, nie możemy, się powstrzymać od wyrażenia w imieniu rodziców prawdziwego uznania dla inicyatorów zabaw dziecinnych, które, nie wątpimy, będą się rozwijały pomyślnie ku pożytkowi i zadowoleniu dziatwy warszawskiej. Nadmienić jeszcze wypada, że wszystkie gry i .ćwiczenia odbywają się pod bezpośrednim nadzorem d-ra Tchorznickiego, d-ra Męczkowskiego i inżyniera Balickiego i przy współudziale dam, uproszonych przez organizatorów zabaw. Ogółem zapisało się do 2.000 dzieci, z których przyjęto 800.

Tygodnik Ilustrowany - rok 1889 nr 36 str 716

Z prasy polskiej.

Światło , zeszyt 9: Artykuł wstępny o fotografiach amatorskich; „Biopleograf“ przez Kazimierza Prószyńskiego; „0 konstrukcyach teleobjektywów." — Kronika Rodzinna : „Pięćdziesięciolecie kapłaństwa J. E. ks. Wincentego Teofila Chościak Popiela, arcybiskupa metropolity warszawskiego" (z portretem); „Z podróży po koloniach polskich w Brazylii" przez d-ra Józefa Siemiradzkiego; „Przeszkody" przez d-ra Tchorznickiego; „Mozaika wychowawcza;" „Prawa natury i wychowanie" d-r G. Dolińskiego, „Studzienice" przez Witolda Ponara.—Echa płockie i łomżyńskie dają w odcinku „Dobrane pary," powieść Ludwiki Godlewskiej, oraz doskonały przekład „Elegii" Propercyusza, pióra prof. K. Łuczyckiego.—Niwa Polska : „Bez komentarzy" przez ks. Zygmunta Charszewskiogo (dokończenie, równie interesujące, jak początek).

Kurier Lwowski - rok 1899 nr 159 strona 3 (10.06)

Hygjena ludu

Do wydziału hygjeny ludowej tow. hygjeniczuego w Warszawie wpłynęło pismo w sprawie organizacji pomocy lekarskiej dla służby folwarczej. Autor listu p. Alfred Węgliński, ziemianin z Siedleckiego, prosi sekcję o rozesłanie do lekarzy kwrstjouarjusta, celem zbadania, jaką opiekę w razie choroby ma służba folwarczna. Rozwinęła się nad tem żywa dyskusja. Dr. Tchorznicki opowiedział o znanem sobie urządzeniu pomocy lekarskiej w Sterdyni, majątku p. Górskiego. Jest tam lekarz, który od właściciela dóbr otrzymuje mieszkanie, złożone z 6 pokoji, morg na kartofle, dwie krowy, lub codziennie pewną ilość mleka. Nadto jest felczer, mający prócz mieszkania złożonego z 3 pokoji i pół morga pod kartefle, jeszcze djety za wyjazd, a wreszcie akuszerka. W razie zasłabnięcia, ekonom obowiązany jest zawiadomić lekarza. Lekarstwa chorzy otrzymują również bezpłatnie z apteki, którą opłaca dziedzic. Wydział hygjeny ludowej otrzymał również odezwę p. Horodyńskiego, zapytującą o kosztorys urządzenia łaźni na wsi. Na następnem posiedzeniu zostanie ułożoną odpowiedź p. ii na podstawie materjałów towarzystwa kąpieli ludowych. Wydział postanowił jednak opracować książeczkę, zawierającą wyczerpujące szczegóły urządzenia łaźni parowych po wsiach. Wydawnictwo takie jest niezmiernie potrzebne, gdyż w całym kraju zaczynają powstawać łaźnie. Wydział wydał książczkę, zawierającą niedawno wygłoszony odczyt o ospie. Książeczkę, która kosztuje 5 kop., zdobi kilka ilustracji. Na prowincji w kilku miejscowościach zapowiedziano odczyty o tej strasznej chorobie.

Tygodnik Ilustrowany - rok 1900 nr85 str 689

Zapraszam do przeczytania całego artykułu o powstaniu Szpitala Praskiego im „Najświętszej Maryi Panny”. Artykuł jest dostępny pod linkiem -->LINK<--. Jest to fragment artykułu/zajawka.

Szpital Najświętszej Maryi Panny na Pradze

.

Praga, która od Władysława IV r. 1648 otrzymała prawo magdelrskie, posiadała szpitale, urządzono i wzór szpitalów warszawskich, trudno coś pewnego powiedzieć. Skutkiem pożarów i klęsk politycznych, nic prawie nie ocalało z aktów magistratu m. Pragi.

Weynert w „Starożytnościach Warszawskich” podaje, że w r. 1792 na Pradze przy ulicy Nowej był szpital drewniany z ogrodzeniom, N-r 9 domu. który należał do Jurydyki Kamienieckiej; drugi szpital drewniany był przy ulicy Wspaniałej, N-r 240, należący do probostwa; obok tego pod N-r 241 szpital drewniany stary.

Spis domów i ludności Pragi z r. 1792 wymienia tylko szpital drewniany, do probostwa należący przy ul. Wspaniałej, pod N-r 240, i drugi stary drewniany, do tegoż probostwa należący pod N-r 241.

W szpitalu pod N r 240 było „ubogich mężczyznów 3 i niewiast 5, służąca białogłowa l.“

Wykaz posesyi na Pradze z roku 1804, przez Prusaków ułożony, wymienia tylko jeden szpital przy ulicy Parnej pod N-r 342, do kościoła parafialnego należący.

Szpital Najświętszej Maryi Panny na Pradze

D-r Józef Mniszek Tchorznicki,ordynator oddziału chroników Z lekarzy pracują obecnie w szpitalu: lekarz naczelny i ordynator I oddziału chirurgicznego dr med. Jan Raum, ordynatorowie oddziałów wewnętrznych, d-r E. Zieliński, Wł. Bruner i K. Zieliński, ordynator II oddziału chirurgicznego d-r B. Jakimiak. W oddziale dla chroników jest ordynatorem d-r J. Tchorznicki. Lekarzami miejscowymi są: d-r M. Dehnel i d-r H. Huebner. Asystenci oddziałów chirurgicznych d-rowie: Ostaszewski, Marcinkowski, Antecki, Jędrzejewski, Uściński, Mayer. Pawlikowski: oddziałów wewnętrznych: Bychowski, Konczyński. Łaski, Hagmajer. W ambulatoryach pracują d-rowie: Kosowski. Rentt, Szumlański, Krzyczkowski. Bronowski i Uliński. W oddziale chroników nerwowymi chorymi zajmuje się kobieta, d-r Downarowicz, lekarka ambulatoryum


Tygodnik Ilustrowany - rok 1901 nr 29 str 574

W wydanej przez się broszurze pod tyt.- „Kąpiele w wagonach," twierdzi dr. J. Tchorznicki, iż przyzwyczajenie ludności do kąpieli jest u nas rozwinięte bardzo słabo, a że łaźni prawie niema, wobec czego pracownicy kolejowi pozbawieni są możności odświeżenia się i wzmocnienia kąpielą. Podając opis wagonu-łaźni, kursującego na kolei żelaznej Kursko-Sewastopolskiej, autor proponuje i naszym kolejom zaprowadzenie podobnych urządzeń.

Tygodnik Ilustrowany - rok 1902 nr 38 str 744

Pierwsza rolniczo-gospodarcza wystawa wileńska – fragment ze strony 746

Sekcya lekarska złożona z doktorów miejscowych, pp. Bukowskiego, Wołowicza, Sumoroka etc., zaprosiła do udziału pp. d-rów Tchorznickiego i Polaka z Warszawy. Obrady obejmują kwestye hygieny szkoły, badanie wody, mleka etc. Przy wejściu do pokoju pomienionego działu mile uderza oko widza grupa popiersi profesorów b. Uniwersytetu wileńskiego z biustem prof. Franka na czele, tudzież przyrządy wydziału lekarskiego, które starannie pielęgnuje Towarzystwo lekarskie. Ściany ozdabiają widoki zdrojowisk litewskich: Birsztan i Druskienik.

Tygodnik Ilustrowany - rok 1907 nr 28 str 578

Profesor Henryk Jordan w Warszawie.

Profesor Henryk Jordan w Warszawie
Profesor Jordan w Ogrodzie Saskim w Warszawie na zabawie dziecięcej.
Od strony lewej ku prawej: przewodniczka p. Jadwiga Rowińska, jedna z praktykantek, kierownik p. Jan Barczewski, dr. Tchorznicki, dr. Polak, przewodniczka Helena Mathiasówna, profesor Jordan, kierowniczka p. Władysławowa Dziubińska, d-rowa Elżbieta Tchorznicka, p. Julia Lasocka, p. Bonawentura Toeplitz, p. Józefa Kulczycka, p. Marya Waydlówna, jedna z przewodniczek. Dzieci

Po kilkuletnim pobycie w Rosyi centralnej i na Kaukazie, sterawszy zdrowie i siły, wróciłem do kraju, i dla poratowania zdrowia wysłano mnie do Szczawnicy...
Pierwszy raz za granicą kraju!... Pierwszy raz do Galicyi! Swoboda i wolnoś nęciły swym urokiem...
Co za różnica, jakich wrażeń nawał! Kraków, Hotel Drezdeński, o 6-ej rano Heynal... „Kiedy ranne wstają zorze”. Do dziś brzmi w uszach ta majestatyczna trąbka z wieży Maryackiej. Potem Wawel i wszystkie pamiątki Krakowa...
Wszystko to pobudzało do marzeń, do rozmyślań nad minioną przeszłością i igraszką losu.
— A byliście też w parku Jordana? — zagadnął kolega.
— Ne...
— Och! zmiłujcie się. Być w Krakowie i nie poznać, parku to grzech śmiertelny.
Jeszcze w kraju^słyszałem o nim, słyszałem, że jest mąż zacny, a miłością bezmierną ku dzieciom pałający, który myśl wcielił w czyn... To profesor Jordan.
A więc do parku...
Szeregi dziatek dążyły właśnie szosą ku wrotom ogrodu, szły, pośpiewując i podskakując... na zabawę. Krakowskie kaszkieciki i szare kurtki nadawały im widok małego legionu. A ponad wszystkimi górowała ruchliwa, a poważna postać kochanego przez wszystkich profesora. On powołał park do życia, on zebrał tu te młode serduszka, by kazać się kochać, by kazać iść za sobą. Rzeczywiście, karność, posłuszeństwo, sprawność, zręczność i wdzięk w ruchach podały sobie ręce. Te dziewczynki, biegające w słomianych kapelusikach lub z gołemi główkami, ci chłopcy, skaczący na bosaka z pieśnią na ustach:
Dziś wesoło zaśpiewajmy, Ojczyzno kochana,
Niechaj żyje, zawołajmy, pierwszy park (lub pułk)
Jordana...
rozrzewniały duszę... zadygotało serce żywiej, i łza wzruszenia i wdzięczności spłynęła po twarzy...
Kiedyż to u nas tak będzie kiedy?... może nigdy...
*
I pzeszło lat kilka.
W roku 1900 byt Zjazd lekarzy i przyrodników w Krakowie, podążyliśmy nań tłumnie.
Zacny, kochany, popularny i zasłużony profesor przedstawił owoce swej pracy... Drzewa w ogrodzie urosły i okoliły boiska zielonym bujnym wieńcem, wokół niektórych stanęły popiersia mężów sławy i zasługi dla kraju: Kopernik, Rey, Kochanowski, Skarga, Długosz, Zamoyski, Sarbiewski, Czarniecki, Kościuszko itd. itd. zdobili ulicę.
Młodzież, już dorastająca, dawała koncert zręczności i siły. Dzieci mniejsze ze zwinnością oddawały się całą duszą zabawie na świeżem powietrzu. Pucołowate, rumiane twarzyczki zapatrzone w swego mistrza, a mistrz prosty, szczery, naturalny, serdeczny objaśniał, opowiadał, zachęcał do naśladownictwa, konkludując.
*
Już rok 1899 przyniósł Warszawie trzystotysięczny zapis E. W. Raua. Zabłysła nadzieja stworzenia ogrodów i u nas. W r. 1901 zapis zaczął wydawać najpomyślniejsze owoce.
Kółko ludzi dobrej woli i miłośników dzieci, wyłonione z Towarzystwa Hygienicznego, stanęło do apelu. Napisano ustawę, uzyskano zatwierdzenie i rozpoczęto pracę...
Z całą gorączką, miłością i zaparciem się siebie wzięto się do pracy. Dzieci suteryn, poddaszy, podwórzy i salonów wyległy do ogrodów, na świeże powietrze. Zrobiło się lżej na sercu...
Nareszcie, pracując, robiono wiele, nie zawsze dobrze, nie zawsze umiejętnie, ale zawsze z gorącem pragnieniem dobra dzieci. Wkrótce otwarto 8, potem 12 ogrodów. Zabrzmiały pieśni i marsze, zawarczały w powietrzu piłki, i dzieci, podskakując z radości, biegły na zabawę, wracały ochocze, upojone i świeże... wzorem był park Jordana.
Zapragnął jego twórca ujrzeć swego dzieła odblaski i przybył do Warszawy. Przyjęliśmy go z całem sercem, z całą duszą i wdzięcznością... Zwiedzał ogrody... chwalił, cieszył się, dawał wskazówki i rady, dodawał otuchy, prostował błędy, a zaprasza! do Krakowa. Patrzyliśmy w to szczere, zacne oblicze męża czynu, patryoty i obywatela z pewną czcią i zachwytem, byliśmy wdzięczni i radzi, profesor nie mógł oderwać oczów od warszawskiej dziatwy, gdy opuszczał ogród, zabłysła łza i stoczyła się po licu... była to łza radości...
DR. TCHORZNICKI

Wieś ilustrowana [R. 1], z. 9, nr 7 (wrzes. 1910) str 12 - Pogrzeb

Józef Mniszek Tchorznicki

Ś. p. d-r Józef Mniszek-Tchorznicki.

Zmarły w Warszawie dnia 30 lipca r. b. d-r Józef Mni3zek- Tchorznicki, pachowanym został w grobach rodzinnych w Zambrowie, powiat Sokołowski, gab. Siedlecka.

Kochał wieś i w niej spoczął.

Kochał zagon rodzinny i ten przytulił go na sen ostatni, sen nigdy nie prześniony.

Od dworca kolejowego w Sokołowie, zwłoki Ś. p. d-ra Józefa Tchorznickiego wieziono na wozie wiejskim, umajonym zielenią, od sprychów kół, ustrojonych świerczyną, do baldachimu z wieńców dębowych. Wóz pachnący żywicą i wonią ziół. W tej świeżej zieleni tonęła trumna, a okrywały ją znowu wieńce, przywiezione z Warszawy.

I tak, krokiem od Sokołowa, mając za sobą szereg ekwipaży pełnych najbliższych sobie osób, wieziono zwłoki ukochanego syna wsi, marzyciela, idealisty, brata ludu wiejskiego, na wieczny spoczynek - do swoich.

Na granicy majątku Sabnie, własności brata zmarłego, gdzie Ś. p. d-r Tchorznicki urodził się i wychowywał, na drodze wysadzonej wierzbami, wśród pól kwitnących, oczekiwała reszta rodziny, znajomych i tłum wieśniaczy, barwny, ale żałobny tłum, z pod strzech słomianych wyległy na spotkanie tego, który ich miłował. Oczekiwali księża i tęcza chorągwi.

Gdy zdaleka dojrzano lejcowe konie, czwórki karoszów sabniowskich, ciągnących wóz żałobny, serca wszystkich zabiły żywiej.

I oto wjechał Ś. p. doktór Józef Tchorznicki na łany rodzinne, na drogę dobrze znajomą i zawsze umiłowaną. Wjechał inaczej niż zwykle. Nie objął oczyma ukochanych pól, nie uśmiechnął się do nich, jechał cichy, spokojny, by wśród nich pozostać na wieki.

Wracał do ojczystej gleby. Odbywszy trudną wędrówkę życiową, tu przyszedł złożyć głowę. Szedł z ufnością syna na łono matki. I przyjęto go tu sercem. Smutne, szczere zbolałe ramiona wyciągnęły się do zielonego wozu, ugięły się kolana, tu i tam zaszemrał płacz wśród tłumu, bo starzy gospodarze z Sabni pamiętali "Panicza Józia" potem lekarza ze Sterdyni, który ich leczył i o nich dbał.

Wóz stanął. Księża zaintonowali pieśń, poczem wolno ruszono dalej. Ale już teraz od granicy, wóz zakończał olbrzymi wieniec ze zbóż i kwiatów polnych, z białemi szarfami, co niby objęciem potężnych ramion otaczały trumnę, na nich widniał napis ze świerkowych gałązek: "Sabniowskie niwy - synowi swemu". Oblegały trumnę załzawione oczy, poprzedzał ją monotonny śpiew i szeregi świateł. A nad nią gorejące słońce, lazur obłoków i wielka przestrzeń powietrza, nieskrępowana, czysta, przezrocza. A nad nią świergot ptasząt i delikatny wiew wiatru, który muskał trumnę, jakby niósł jej ostatnie pocałowanie drogiej ziemi.

Minęli młyn, most i rzeczkę Cetynię, poczem cały orszak żałobny zatrzymał się przed starym dworkiem nad stawem, gdzie ś. p. Józef Tchorznicki pierwszy raz ujrzał światło dzienne. Tu proboszcz miejscowy, ks. Rostkowski, przemówił do zebranych i zaintonował pieśń pobożną. Zatrzymano się jeszcze przed właściwym dworem sabniowskim, zamieszkałym przez braterstwo zmarłego, pp. Michałostwo Mniszek-Tchorznickich. Przed gankiem była mowa dłuższa, zwrócona głównie do rodziny i licznych mas włościańskich, zalegających dziedziniec dworski. Prowadzono zwłoki środkiem wsi sabniowskiej, przystrojonej w zieleń przez dziewczęta wiejskie. Gdy cały kondukt pogrzebowy znalazł się pośród barwnych mozaikowych pól, wieczór z wolna zapadał. Słońce rzuciło na trumnę jaskrawe snopy promieni. Wóz oblała świetlistość zachodu sierpniowego. Z zagonów sączyły się miodowe wonie koniczyn i łubinów duszne zapachy traw. Orszak posuwał się wolno, poważnie. Było dziwnie swojsko, dziwnie wzruszająco.

Blisko Zembrowa dzwony kościelne witały zwłoki. Rozbrzmiały tony minorowe spiżu, pieśń dzwonów szła potężna a melodyjna, wołając na wieczny spoczynek miłośnika ludu i wsi, ś. p. d-ra Józefa Tchorznickiego.

Piękny był widok, gdy kondukt przebywał groblę, wśród łąk w Zembrowie. Słońce purpurą sypnęlo na trumnę, z dwóch zaś stron grobli rozlały się szeroko biało-siwe opary, morzem zda się zapełniły łąki, że nic widać nie było nad ten wóz zielony, o tłumie ludu, okraszony ukośnemi pasmami słońca, pośród nieprzejrzanych pian oparów, co pływały cicho jak spokojne fale wód tajemniczych, jak oddech wyszły z gleby i ścięty w białe runa. Nad tym Iście wiejskim obrazem biegł hejnał dzwonów. Prowadziły zmarłego blaski zachodu i mgły oparów. prowadziły w grób.

Od połowy grobli trumnę wzięli na ramiona krewni i znajomi zmarłego. Wnieśli do nawy kościelnej, gdzie wśród jarzących świateł i mnóstwa zieleni, zwłoki złożono na katafalku.

Na drugi dzień 3 sierpnia, odbyło się uroczyste nabożeństwo. Podczas mowy pogrzebowej. wypowiedzianej przez ks. K. Kozerę, wikarjusza parafii Jabłonna, zwracał uwagę słuchaczów i rozrzewniał świergot jaskółek. Dwie ptaszyny wfrunęły do kościoła przez okna i trzepotały skrzydłami pod sklepieniem, i kwiliły, kwiliły, jakby i one w imieniu ptasich gmin żegnały zmarłego, który i ptaszęta wiejskie miłował.

Po nabożeństwie trumnę na barkach rodziny i przyjaciół, zaniesiono do grobowca rodzinnego, nad którym przemówił d-r Adam Jarosiński ze Sterdyni. Mowa ta wypowiedzianą była stylem pięknym, pełna treści i serdecznego uczucia. Doktór Jarosiński podkreślił naj istotniejsze cechy zmarłego, to jest umiłowanie ludu polskiego i polskiej wsi.

Rodzina żegnała trumnę, sypiąc na nią szczypty ziemi sabniowskiej, poczem okryty wieńcami, otoczony powszechnym żalem i łzami ś. p. d-r Tchorznicki spoczął w grobie, skąd się już nie wraca.

Powtórzę tu słowa d-ra Jarosińskiego, kończące mowę: "Spij i śnij! Na glebie ojczystej, wśród chat któreś ukochał, wśród niw i gajów zielonych. Nad grobem twym skowronek śpiewać będzie i wiatr polny przyniesie ci szmery całej przyrody. Spij i śnij!"

H.M.

Świat : pismo tygodniowe ilustrowane, R.5, nr 32 (6 sierpnia 1910), str. 21

Józef Mniszek Tchorznicki

Ś. p. dr. J. Mniszek Tchorznicki - nerkolog

Po długiej i ciężkiej chorobie nerek, zmarł znany w szerokich kołach Warszawy, dr. Józef Tchorznicki.

Urodził się w gub. siedleckiej, w rodzinnym majątku Sabnie. Po skończenia gimnazyum w Siedlcach, wstąpił początkowo na wydział prawny ł). Szkoły Głównej, ale już po roku przeniósł się na wydział medyczny tej Szkoły, którą ukończył w r. 1874, ze stopniem lekarza.

Podczas wojny tureckiej, jako lekarz wojskowy, czas pewien odbywał służby na Kaukazie, później był lekarzem ziemskim w guberni Orłowskiej i Kurskiej.

Po latach dziesięciu pobytu w Cesarstwie, powróci doktór Tchorznicki do gubernii Siedleckiej i zajął stanowisko ordynatora w szpitalu św, Piotra i Pawła w Sterdyni. Tu wkrótce, podczas akcyi przeciwcholerycznej, w 1892 roku, dał się poznać jako dobry obywatel i dzielny organizator urządzeń hygienicznych.

Oprócz wielu artykułów dziennikarskich, ogłosił drukiem wiele prac bardzo ciekakawych i swego czasu ogólnie czytanych.

W ostatnich kilku latach oddawał się z wielkim zapałem studyom wychowania fizycznego dzieci, pracował nad hygieną szkół, hygiemj zebrań ludowych i kipielami ludowemi.

Nawołując zarządy szpitali do kąpania służby szpitalnej, jednocześnie podał wniosek utworzenia kipieli ciechocińskich dla ludu, a w Częstochowie dla pątników.

Jako lekarz fabryczny, zaprojektował kuchnie dla głodnych, gdzie setki robotników otrzymywało ciepłe obiady.

Tygodnik Ilustrowany - rok 1911 nr 18 str 354

Sprawy miejskie

Pamiętnik Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości m. Warszawy, Warszawa, 1911, skład główny u Gebethnera i Wolffa, 8-ka, str. 424. Cena rb. 3. Obszerna ta księga rozpada sie na dwie części. W pierwszej mamy zebrane studya i artykuły, dotyczące gospodarki miejskiej w Warszawie, a napisane przez takich zasłużonych w tej dziedzinie autorów, jak Adolf Suligowski, Edmund Jankowski, dr. J. Tchorznicki prof. Aleksander Wasłutyński, Stanisław Libicki l inni W drugiej zamieszczono „memoryały I wnioski”, przełożone różnym władzom: w sprawie taryfy wodociągowej w Warszawie, oświetlenia gazowego, opodatkowania własności nieruchomej w miastach Królestwa Polskiego i t. p. Całość poważnego wydawnictwa świadczy wymownie, że potrzeba samorządu miejskiego dawno już u nas dojrzała.

Tygodnik Ilustrowany - rok 1912 nr 44 str 920

KĄPIELE LUDOWE W WARSZAWIE.

Jeszcze w latach 1892—95 Komitet obywatelski, powołany do walki z cholerą, grożącą wówczas Warszawie niebezpieczeństwem, powziął był myśl otworzenia w różnych punktach miasta kąpieli ludowych. Techniczno-lekarski wydział tego komitetu uzyskał od miasta kwotę12.500 rb., która przeznaczona została na ten cel. Fundusz ten, zwiększony sumą 10.000 rb., ofiarowanych przez pp. St. Rotwandów, stał się zawiązkiem akcyi. Podjęto natychmiast starania o uzyskanie gruntu pod budowę łaźni ludowej, dostępnej dla biednej ludności miasta. W. T. D., do którego zwrócono się w pewnym momencie, gruntu tego udzielić Jednak nie mogło. Wtedy zakołatano do Tow. przytułków noclegowych, które u dzieliło bezpłatnie placu pod budowę kąpieli przy ul. Stawki i na Pradze, przy ul. Petersburskiej. W ten sposób powstała łazienka „Janina” i łazienka im. Chałubińskiego. W dalszym ciągu instytucya Kąpiel ludowych zyskała zasiłki poważne, a mianowicie: z zapisu testamentowego Regelmana rb. 5.000; z daru Maryi Srlenkicrowej rb. 5.000; z zapisu J . Wiemanowej tb. 4.750; z zapisu dr. Tchorznickiego rb. 300 i z zapisu Anny Bothe rb. I.000. Obecnie Wydział kąpieli ludowych postanowił, że 7 chwilą zatwierdzenia ustawy samorządu miejskiego obie łazienki i całe ich mienie oddane będą autonomicznemu zarządowi miasta, na który to zarząd spadną liczne, zaniedbane dotychczas sprawy. Obecnie do składu Wydziału kąpieli ludowych należą: Przewodniczący Baranowski, wlce-przewodniczący Emil Sokal, skarbnik—Klemens Horoszewicz, sekretarz—Stefan Holewiński, opiekun łazienki Chałubińskiego na Pradze—Stanisław Haginaycr, opiekun łazienki „Janina” —Henryk Rogalski, oraz członkowie: Edward Goldbcrg, Herman Levy, Konstanty Koziński, Eug. Marczewski, Franciszek Bąkoweski, Michał Mutninński, Wacław Brandel, Antoni Natanson, Mikołaj Rajchman, Kazimierz Chcłchowski, Antoni Wejssel, Henryk Dobrzycki, Ignacy Radziszewski, Anna Baranowska, oraz delegat Zarządu War z. Tow. Dobroczynności Antoni Śmiechowski.

Osoby

 

Sprawy

 

Translate this page:

Webdesign service by Sarkis. Outsourcing by FreelanceWebmarket.